Męczyliśmy się, ale wygraliśmy
Stelmet BC zmierzył się w Szczecinie z walczącymi o ósemkę King Wilkami Morskimi . Wygraliśmy ale po ciężkim boju i w samej końcówce.
King Wilki Morskie Szczecin - Stelmet BC Zielona Góra 67:74 (20:10, 13:19, 18:21, 16:24)
Wilki Morskie: Brown 10 (2), Leończyk i Robinson po 10, Aiken 4, Majewski 2 oraz: Kikowski 11 (2), Nowakowski 9 (3), Nikolić 7, Gaines 4.
Stelmet BC: Koszarek 16 (4), Borovnjak 10, Ponitka 4, Bost 3, Moldoveanu 2 oraz: Djurisić 14, Gruszecki 7, Hrycaniuk 6, Szewczyk 4.
Po zwycięstwie w Petersburgu zielonogórzanie na szczęście nie musieli daleko jechać. Wilki Morskie w tym sezonie są mocniejsze. Walczą o ósemkę i mają wielką szansę by swój cel zrealizować. Wzmocnili się ostatnio. Doszedł do nich Amerykanin Russell Robinson. W poprzednim sezonie walnie przyczynił się do zdobycia przez Stelmet złotego medalu. Zaliczył kilka dobrych spotkań i liczył, że zostanie na kolejny sezon.
Szefostwo klubu postawiło jednak na innych. Robinson grał w greckiej Kavali, a niedawno wrócił do Polski. Wszyscy spodziewali się że zechce pokazać, że niesłusznie nie postawiono na niego w Zielonej Górze. Stelmet zapowiadał spokojną solidną grę i kolejny ligowy sukces. Jak wyszło? Wygraliśmy, ale z wielkim trudem i po zaciętej walce.
Pierwsza kwarta była w wykonaniu mistrzów Polski koszmarna. Zaczęliśmy fajnie, bo po dwóch trójkach Łukasza Koszarka, dwójce Dejana Boronvjaka i tylko jedynym trafieniu Brandona Browna prowadziliśmy 8:2. Potem stanęliśmy. Ale totalnie i na całego. Nic nie wychodziło, nie trafialiśmy, nie broniliśmy, nie zbieraliśmy. Gospodarze początkowo onieśmieleni, rozochocili się i szybko nie tylko odrobili stratę, ale zaczęli nam uciekać.
To co graliśmy było straszne. Dość powiedzieć, że ostatnie siedem minut kwarty to 18:2 dla Wilków. Tak mistrz nie powinien się prezentować. Po rzucie Pawła Kikowskiego zaraz na początku drugiej kwarty było nawet 23:10. Na szczęście potem się trochę pozbieraliśmy. Odrobiliśmy nieco strat, ale to co pokazywał Stelmet było zadziwiająco słabiutkie. Niespodziewanie pozwalaliśmy szczecinianom na zbyt wiele. Jedyną nadzieją było to, że obudzimy się po przerwie.
Niestety, w trzeciej kwarcie było niewiele lepiej. Wprawdzie zbliżyliśmy się do rywali na odległość jednego punktu i wydawało się, że zaraz im uciekniemy, ale znów mieliśmy serię błędów i z 35:34 zrobiło się 43:34 dla miejscowych. Potem King Wilki Morskie prowadziły, ale Stelmet był dość blisko. Nie pokazywaliśmy tego co potrafimy w szczecińskiej hali. Gospodarze rzucili całą moc na walkę z mistrzami. Walczyli o każdą piłkę, przy gorącym dopingu byli bardzo blisko sukcesu i sprawienia niespodzianki.
W czwartej kwarcie oba zespoły poszły na całego. Grano kosz za kosz. Nasi w końcu przełamali się. Objęli prowadzenie.
W 37 minucie po rzucie Nemanji Djuriscia było nawet 66:61 dla nas. Potem było jeszcze bardzo gorąco. Znów pojawiły się błędy. Gospodarze do końca walczyli, ale mistrz pokazał klasę i utrzymał prowadzenie. Punkty pojechały do Zielonej Góry.