Mateusz Kijowski powoli tonie w falach KOD-u
Rozmowa „Gazety Pomorskiej“ z prof. Pawłem Malendowiczem, politologiem bydgoskiego UKW o rozbitej opozycji.
Czy uchwała Zarządu Głównego Stowarzyszenia KOD, wzywająca Mateusza Kijowskiego do ustąpienia, to koniec jego działalności publicznej?
Powstała dosyć kuriozalna sytuacja, w której zarząd odwołuje swego do niedawna niekwestionowanego szefa. Ale jeśli KOD chce przetrwać,
to jego władze musiały tak
postąpić, dbając o dobre imię ruchu. Kijowski był nie tylko założycielem ruchu, ale i jego twarzą. Nie sądzę, by jego przyszłość mogła wiązać się nawet z ugrupowaniami
związanymi z KOD.
Mateusz Kijowski powiedział, że nie zamierza rezygnować z członkostwa w stowarzyszeniu. Może liczy na dalsze przywództwo?
Być może chce dalej walczyć o swoją pozycję w przyszłości, ale dziś nie widzę szans, by udało mu się wybrnąć z kłopotów i odzyskać twarz. Nie sądzę też, by jakaś partia zaoferowała mu członkostwo, dbając o wizerunek. Zatem możemy mówić o schyłku roli Kijowskiego, chyba że KOD się podzieli, bo zapewne nie wszyscy są przeciw liderowi. Tylko to już niewiele będzie miało wspólnego z obroną demokracji.
Jeśli ruch Kijowskiego się nie podzieli, będzie miał szanse trwać dalej pod nowym przywództwem?
Każdy ruch społeczny złożony z tak wielu tysięcy różnych ludzi potrzebuje silnego, charyzmatycznego lidera, który pociągnie ich za sobą. Wbrew pozorom wykorzystanie potencjału i takich ugrupowań wymaga ogromnych predyspozycji przywódczych. Tymczasem nie widzę w KOD takich osób. Gdybyśmy zapytali przypadkowego Polaka kogo kojarzy z tym stowarzyszeniem, najpewniej wszyscy wskazaliby właśnie Kijowskiego. To błąd, który ten ruch popełnił na początku swego istnienia - znane i promowane było tylko jego nazwisko, wokół niego kręcił się świat KOD. Inwestowanie tylko w jedną osobę zawsze fatalnie skutkuje na przyszłość.
Czy taki ruch sprzeciwu wobec rządzących ma dziś szanse na
trwanie? Może rozsypie się, jak parlamentarna opozycja, która nic nie może?
Jedną z najważniejszych cech demokracji jest pluralizm poglądów i postaw. Każdy ruch społeczny, który staje w obronie demokracji niezależnie jak ją interpretuje jest potrzebny, szczególnie u nas, kiedy ta
demokracja jest młoda.
Rozbicie opozycji i ewentualnie KOD-u stawia Jarosława Kaczyńskiego w wyjątkowo komfortowej sytuacji...
PiS niewątpliwie zyskał na finansowych aferach Kijowskiego, ale na tym najbardziej stracili ludzie, nie tylko członkowie KOD, którzy przestają ufać działaczom społecznym. Komu mogą zaufać przeciwnicy PiS? Skłóconej Platformie, niezbyt czystemu KOD-owi, Nowoczesnej, której wizerunek mocno nadszarpnął ich lider? PiS więc
umacnia swą władzę, ale przede wszystkim na życzenie opozycji - tak parlamentarnej, jak i pozaparlamentarnej.
Może dlatego, jak wynika z wczorajszych wyników badań opinii społecznej dla „Faktu”, najbardziej pożądanym liderem opozycji w przyszłości jest Donald Tusk? Chciałby tego co piąty Polak
Można powiedzieć, że umarł król, niech żyje król. Kiedy
był w Polsce, to pod koniec rządów wielu wieszało na nim psy. Taki wynik jest odzwierciedleniem oczekiwań tej części społeczeństwa, która nie zgadza się z PiS. A tym oczekiwaniem jest silny i mądry przywódca. Paradoksalnie, hasło jednego lidera opozycji rzucił nie kto inny, jak tylko prezes Kaczyński. Tyle że miało ono za zadanie podzielić opozycję.
Co jest takiego w naszej polityce, że dwoma największymi partiami kierują weterani z przysłowiowego styropianu, a młodzi co najwyżej noszą za nimi teczki?
Rzeczywiście, struktura i hierarchia PO i PiS jest taka, że młodym politykom z partyjnych dołów jest niezwykle trudno się wybić. Można się dziwić, bo fatalny przykład SLD nie podziałał ożywczo na oba ugrupowania. Rządy „kanclerza” Leszka Millera zakończyły się sromotną porażką. Nie ukrywam, że dalszej perspektywie może to
być przyczyną kłopotów
Platformy i PiS.