Marzena Mróz-Bajon: Wchodzę do domów znanych pisarzy
Kiedy była mała, uciekała z domu dziadków przez płot, żeby zobaczyć, co jest za rogiem. Dziś otwiera drzwi do mieszkań wielkich pisarzy na całym świecie. Zakrada się na farmę Williama Faulknera w Missisipi, śpi w łóżku Oskara Wilde’a w Paryżu, patrzy przez okno pokoju Ernesta Hemingwaya na Key West. Czy znajduje w nich jakieś trupy w szafach? Rozmawiamy z Marzeną Mróz-Bajon, autorką książki „Domy pisarzy”.
Czego chcesz się dowiedzieć o pisarzach, kładąc się w ich łóżkach?
Szukam przeszłości i detali, ale też atmosfery, która im na co dzień towarzyszyła. Dotykam, wącham, rejestruję światło, cienie, kolor i wzór tapety. Szukam czasami czegoś nieuchwytnego, zawieszonego między przedmiotami, którymi się otaczali, wierząc, że opisując to, dam czytelnikowi pole do wyobraźni o życiu Miłosza, Llosy, Mrożka czy Hemingwaya. Zawsze patrzę, jaki mieli widok z okna, co przykuwało ich uwagę, czym się otaczali. Jakie szczegóły i przedmioty były dla nich ważne: czy będą to antyczne wazy wyłowione z zatopionego przed 1000 lat statku w mieszkaniu Kawafisa w Aleksandrii, czy białe talerze z granatową obwódką w kuchni Gabriela Garcii Marqueza. Kiedy byłam w Los Angeles u Tomasza Manna w willi Aurora, gdzie Mannowie spędzili dziesięć lat na emigracji, odkryłam, że zostało po nich siedem palm. Wyobraziłam sobie wówczas, jak Mann, człowiek północnego, surowego porządku, musiał się czuć, patrząc codziennie na te egzotyczne drzewa. Tak więc palmy też są ważne.
Bierzesz do ręki słuchawkę telefonu Faulknera, przez którą usłyszał pewnie wiadomość o Noblu, i co czujesz?
Rosnące emocje. Podobnie kiedy rozglądam się po bibliotekach wielkich mistrzów literatury, rejestruję, jakie mieli książki, w jaki sposób układali swoje księgozbiory, co czytali, a co odkładali na później. Zwracam uwagę na szczegóły, na przykład na fasadę Domu Buddenbrooków w Lubece, należącego niegdyś do dziadków Tomasza Manna. Są na niej dwie figury - jedna przedstawiająca Czas, druga Dobrobyt. Odkryłam na starych fotografiach, że w trakcie bombardowań podczas II wojny światowej z całego domu ocalała tylko figura Czasu; Dobrobyt zamienił się w kupkę gruzu. Dziś Buddenbrookhaus jest odbudowany z pieczołowitością, ale historia została. Czasami silne emocje budzą niewielkie rzeczy, jak wtedy, kiedy zamieszkałam w pokoju, w którym umarł Oscar Wilde - w L’Hotel w Paryżu - i dostrzegłam zasuszone kwiaty, którymi obsypano łóżko pisarza tuż po jego śmierci.
Widok z okna może determinować los człowieka?
Moja dość śmiała teoria mówi, że tak. Widok z okna może determinować życie każdego z nas, a co dopiero twórców o szczególnej wrażliwości, poszukujących natchnienia, widoków, dzięki którym uwalnia się ich wyobraźnia!
Dlaczego często jest to morze?
Faktycznie, u Bergmana, Llosy, Hemingwaya okna wychodzą na morze, na ocean, na bezkres. Bo właśnie taki widok zniewala, wprawia w trans, uspokaja albo przeciwnie - niepokoi. U Faulknera na jego farmie w Rowan Oak w Missisipi morza nie ma - jest za to oszałamiająca przyroda: dostojne cedry, soczysta trawa i chłodna ziemia, na której się położyłam i długo patrzyłam nocą w niebo. Z okien Trumana Capote’a z kolei widać ulice Brooklynu, a w domu Czesława Miłosza w Szetejniach na Litwie, który opisuję #„z powietrza”, wciąż czuje się miłoszowskiego ducha. Znając „Dolinę Issy”, łatwo wyobrazić sobie, jak mógł wyglądać rodzinny majątek pisarza, jaki był widok z jego okna. Może dlatego, że najbliższa okolica nie zmieniła się od stu lat. To ta sama ziemia, te same drzewa, może też te same zapachy?
Niektóre miejsca, w których mieszkali sławni pisarze, stały się jednak komercyjną atrakcją.
Nie przeszkadza mi to, bo kiedy do tych miejsc jadę, nie mam żadnych wyobrażeń czy oczekiwań. Jestem zdziwiona pytaniem, które czasami pada: Które domy mnie rozczarowały. Jak mogłyby rozczarować? Przyjmuję to, co zastaję, próbuję dotrzeć do tego, co było dawniej, i opisać to, co czuję w danym momencie, co pozostało. Dom Michaiła Bułhakowa w Moskwie przy ulicy Sadowej na pewno jest miejscem komercyjnym, ale przecież właśnie w nim mieszkał, chodził po tych schodach, dotykał ścian. I to się tam czuje.
Jak jest u Hemingwaya na Key West?
To dom, w którym chciałabym zamieszkać, by móc codziennie wpatrywać się w latarnię morską, na którą roztacza się widok z okna gabinetu Hemingwaya. Jest większy niż można by się było spodziewać. Ma wysunięty, płaski dach, który zacienia werandę okalającą całe piętro, tak że można po niej obejść budynek dookoła. Dom powstał w 1851 roku i jest najlepszym przykładem karaibskiego stylu kolonialnego. Znajduje się w nim dużo przedmiotów po Hemingwayu, są pamiątki z podróży, meble i… sześciopalczaste koty będące potomkami kotów Hemingwaya. Są wszędzie: przy basenie, w pokojach, w łóżku. Dlatego tam nie mogłam się położyć...
Położyłaś się w łóżku, w którym umarł Oscar Wilde. Wydaje się to lekką dewiacją, ale ty już jako mała dziewczynka uciekałaś przez płot z domu, by zajrzeć do kostnicy…
Zawsze mnie interesowało, co jest za rogiem, chciałam zobaczyć, co jest dalej, i jeszcze dalej, tam, gdzie nie widać. Dobiegałam do końca ulicy i choć słyszałam słowa mamy: „Dalej nie możesz pójść”, to i tak szłam. Dziś myślę, że już wtedy rodziła się we mnie pasja dziennikarska, potrzeba odkrywania i chęć dokumentowania świata. Bo przecież to wszystko, co opisałam w książce, przeminie, a za 50 lat te domy i te historie będą zupełnie inne, to będzie już całkiem inna #literacka podróż.
Bohaterka „Śniadania u Tiffany’ego” ma wizytówkę z napisem „w podróży”. Jesteś podobna trochę do Holly Golightly.
Absolutnie, bo ja w podróży jestem przez całe życie! Gdyby Holly wcześniej tego nie wymyśliła, miałabym właśnie taką wizytówkę. Od kilkunastu lat jestem #spakowana, siedzę na walizkach, czekając tylko na sygnał. Wiedziałam, że ta książka zajmie mi kilka lat życia; zajęła kilkanaście, a przygoda z domami pisarzy będzie trwała nadal.
Kiedy wchodzimy do czyjegoś domu, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że odkryjemy jakieś trupy w szafie. Ty znalazłaś?
Nie, nie było takich sytuacji, choć runęło kilka mitów. Okazało się na przykład, że pisarska legenda Faulknera o tworzeniu w stodole, w której zamykał się z kartkami papieru i burbonem, a potem kopnięciem nogi strącał drabinę, spędzając w tym pomieszczeniu tak długo, dopóki nie napisał tego, co chciał i nie opróżnił #butelki, jest wyssana z palca. Stodoła Faulknera jest małym, parterowym budynkiem, na dach można z łatwością wskoczyć. Drabina była Faulknerowi niepotrzebna. Pisał, jak się okazało, w domu.
Który dom był pierwszy: Miłosza, od którego zaczyna się książka?
Nie, pierwszy był Dom Buddenbrooków, czyli miejsce Tomasza Manna i jego Lubeka. Potem odbyłam podróż do Szetejń na Litwie nad rzeką Niewiażą, gdzie mieszkał mały Czesław Miłosz. Książkę rozpoczynam rozdziałem o Miłoszu, a kończę Mrożkiem - jedynymi polskimi pisarzami. Muszę przyznać, że kolejność rozdziałów i ich bohaterów to był przypadek. A może nie ma przypadków? Ważne, by ci, którzy wezmę do ręki moje książki, mieli ochotę, by jeszcze raz, już inaczej, przeczytać dzieła pisarzy. Przez pryzmat domów i miejsc, do których ich zaprowadziłam. A może nawet zechcą do nich wejść, odwiedzić. Adres i wskazówki już mają.