Mariusz Bagiński: W obecnej radzie miasta nagroda dla prezydenta nie wzbudziłaby zachwytu
Rozmowę przeprowadziła Ynona Husaim-Sobecka.
Klub radnych Bezpartyjni jest zapleczem politycznym Piotra Krzystka. Jak się współpracuje z prezydentem?
Bardzo dobrze nam się współpracuje. Cyklicznie, co najmniej raz w miesiącu spotykamy się z prezydentem. Jeżeli uważamy, że trzeba jeszcze jakąś kwestię przedyskutować, to jest do naszej dyspozycji niemal o każdej porze dnia i nocy. Śmiało mogę powiedzieć, że relacje są wzorowe. Zresztą dostęp do prezydenta i systematyczne spotkania z nim mają wszystkie kluby w radzie miasta.
Macie wątpliwości dotyczące uchwał wprowadzanych przez prezydenta, czy jesteście wcześniej uprzedzani o zamierzeniach?
Pomysły są zwykle wcześniej z nami konsultowane. Jeżeli mamy jakieś obiekcje, zgłaszamy je. Niektóre nasze zastrzeżenia są brane pod uwagę, inne nie, ale zawsze w takim przypadku dostajemy uzasadnienie odmowy. Z reguły się to zdroworozsądkowe wyjaśnienia, które przyjmujemy do wiadomości.
Niemal wszystkie kluczowe inwestycje w Szczecinie nie kończą się w terminie i kosztują więcej niż zakładano. NIK, badając inwestycje poprzedniej kadencji wytknęła, że tracimy na tym miliony.
Z tym to bym polemizował. Jeżeli chodzi o podane przez NIK straty, to nie jest takie proste do wyliczenia. Z wykształcenia jestem budowlańcem i te tematy są mi bliskie. Przy procedurach, jakie obowiązują obecnie w zamówieniach publicznych, gdzie cena gra główną rolę, co rusz wpadamy na wykonawców, którzy rozkładają się, schodzą z placu budowy, szukają haka, żeby móc bez konsekwencji zerwać umowę, przedłużyć termin wykonania, albo dostać większe pieniądze. Trudno z tym walczyć. Mimo iż czasami czujemy, że akurat ta firma nie powinna otrzymać zlecenia, nie można jej odrzucić, jeżeli nie ma rzeczywiście mocnych papierów na potwierdzenie takiej decyzji. Przepisy ustawy zostały ostatnio nieco zmienione, ale wciąż nie jest to dobre rozwiązanie. Dla mnie jednak najważniejsze, że te inwestycje są wykonywane. Niech budowa będzie spóźniona 3 miesiące, pół roku, ale niech powstanie. Wcześniej w ogóle ich nie było.
Nie było, bo nie było unijnych pieniędzy.
Z tym to bym polemizował. Jeżeli chodzi o podane przez NIK straty, to nie jest takie proste liczenie.
Liczenie jest proste. Jeżeli straciliśmy dotację unijną na centrum żeglarskie, to łatwo podać konkretną sumę.
Rzeczywiście, jeżeli wykonawca schodzi z placu budowy i wybieramy następnego, to trzeba wyłożyć dodatkową sumę. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w chwili kiedy oferent wygrał przetarg podając kwotę o 40 procent niższą niż przewidywał kosztorys inwestorski, to nawet jak do kolejnego dołożymy 10 procent, to i tak jesteśmy do przodu. Od początku wiedzieliśmy, że cena pierwotna jest nierealna. Trudno w takim wypadku liczyć, że coś straciliśmy. A jeśli już straciliśmy, to ile. Odnosiłbym to w całości do kosztorysów inwestorskich. Jeżeli nie były przekroczone, to strat żadnych nie ma.
Ostatnio miasto ma problem zupełnie inny. Kwoty, którą proponują firmy budowlane są znacznie wyższe niż zakładał kosztorys. Przetargi są unieważniane. Tak było przy przebudowie starej filharmonii, tak było przy budowie hali tenisowej. Może to służby miejskie mają kłopot z oszacowaniem właściwych kosztów?
Zacznijmy o tego, że to nie urzędnicy przygotowują niedoszacowane kosztorysy, a teoretycznie profesjonalni projektanci, którzy daną inwestycję przygotowują. Z kolei gdy do przetargów zgłasza się tylko jedna firma, to trudno ocenić, czy to kosztorys był zły, czy raczej firma poszła na całość, chcąc dobrze zarobić. To pokazuje płytkość naszego rynku budowlanego. Odczuwam to ostatnio na własnej skórze.
Czy powinniśmy stworzyć „czarną listę” firm, które nadużyły zaufania? Radni sugerowali, że firma, która porzuciła budowę spalarni, nie powinna dostawać zleceń od miasta.
Miasto nie może tworzyć takich list, bo mielibyśmy kłopoty za niedopuszczanie konkurencji. Możemy jednak - i to po zmianie przepisów jest robione - wymagać od wykonawców stuprocentowej rzetelności w zrealizowanych już dla miasta inwestycjach.
Szczecin przygotowuje się do dwóch bardzo dużych inwestycji, czyli przebudowy stadionu Pogoni oraz nieco później - budowy aquaparku. To nie są inwestycje, które są łatwe, a wpadki mogą być bardzo kosztowne.
Miasto już w tej chwili czyni przygotowania. Chodzi o lepsze sterowanie inwestycjami. Lepsze przygotowanie do nich, jesteśmy w trakcie zmian systemu, by było wiadomo, kto za co odpowiada, jak ma być nadzorowana całość. Teraz robimy to w przypadku inwestycji edukacyjnych, została utworzona specjalna komórka. To jest dobry kierunek działania. Teraz powinniśmy stworzyć zespół dobrze opłacanych fachowców, którzy zajmą się dużymi przedsięwzięciami.
Czy jako klub radnych monitorujecie wykonanie Porozumienia Programowego dla Szczecina? Dlaczego tyle rzeczy nie jest realizowanych?
Jakie na przykład?
Choćby utworzenie wspólnego zespołu prezydencko-marszałkowskiego do pozyskiwania inwestorów.
Trzeba by zapytać, na jakim etapie jest sprawa, nie wszystko zależy od miasta.
Miało być miejsce spotkań Willa Lenza. Czy przeglądacie to porozumienie i punkt po punkcie sprawdzacie, co jest już wykonane, a co nie?
Szczerze mówiąc, nie. Na bieżąco tego nie przeglądamy. Czekamy na to, co służby miejskie zrobią. Mamy jeszcze trochę czasu do końca kadencji.
Czy rozmawiacie z prezydentem, co zamierza zrobić do końca kadencji?
Plan obejmuje to, o czym już mówiliśmy, czyli przebudowa stadionu i budowa aquapa-rku. W dalszym ciągu modernizacja ulic, zwrócenie uwagi na czystość w mieście i wydawałoby się drobne, ale uciążliwe rzeczy, z którymi mieszkańcy borykają się na co dzień, przede wszystkim remonty chodników. Trzeba słuchać szczecinian.
Skąd taka niechęć prezydenta do budowy żłobków? W kolejce czeka 1500 dzieci. Z bonu opiekuńczego nie mogą skorzystać osoby, które mają pierwsze dziecko. Plan miasta, by dogadać się z deweloperami nie wypalił.
Proszę zaczekać chwileczkę. Nie chcę wybiegać przed szereg. Prezydent ma nowe propozycje, które wkrótce zostaną ogłoszone. Będzie to znaczący krok do przodu.
Badania wskazują, że szczecinianie wyjeżdżają z miasta po studiach. Nie mogą znaleźć tu dobrej pracy za dobre pieniądze. Czy macie jakiś program, który pozwoli zatrzymać młodych mieszkańców, by miasto było dobre nie tylko do mieszkania, ale i do pracy?
Mamy programy dla młodych, dla absolwentów, dla studentów. Chcemy przyciągnąć tu przemysł. Duże firmy zwracają uwagę na to, co pracownik ma robić po pracy, my mamy już filharmonię, marszałek dołożył operę, będziemy mieli ładny stadion. Nareszcie pierwsze działki w strefie zostały wydzierżawione. Trudno znaleźć inwestorów, bo jest duża konkurencja Wrocławia i Poznania.
W Poznaniu bezrobocie sięga 2 procent i firmy z tego miasta chętnie sięgają po wykształconych szczecinian.
U nas jest na poziomie niespełna 6 proc., ale jako przedsiębiorca nie widzę, aby ludzie byli bez pracy. Trudno znaleźć człowieka. Zwłaszcza nad morzem. Nie ma barmanów, kelnerów, kosmetyczek, tynkarzy, malarzy, elektryków. I wcale nie chodzi o zarobki, bo ogłoszenia wiszą, ale nikt się nie zgłasza.
Duże kontrowersje wzbudziło przyznanie wysokich nagród prezesom miejskich spółek, zwłaszcza szefom Tramwajów Szczecińskich i Miejskiego Zakładu Gospodarki Odpadami. Obie firmy mają kłopot inwestycjami: pękające szyny na torowiskach oraz porzucona budowa spalarni. Czy te nagrody były zasadne?
To były nagrody za 2015 rok. Jak patrzę na działalność firm, to uważam, że są zasadne. Pan Tomasz Lachowicz z ZUO dla miasta zrobił dużą pracę. W odpowiednim momencie zareagował, nie pozwolił na wymuszenie dodatkowych pieniędzy, teraz załatwił sprawę dofinansowania unijnego. Jest dobrym menadżerem, a w spółce miejskiej za dużo nie zarabia.
Rada miasta ma możliwość przyznania nagrody prezydentowi. Czy rozpatrywaliście taką możliwość?
Przy obecnym układzie w radzie miasta, pewnie nie wzbudziłoby to zachwytu. Prezydent sobie radzi z tym, co ma. Choć czasami powinien być bardziej doceniany.
Opozycja wskazuje, że prezydentowi trudno wycofać się z nietrafionych decyzji, takich jak remont stadionu, którego nikt nie chciał. Stawia to Bezpartyjnych w niekomfortowej sytuacji, którzy najpierw popierają pomysły prezydenta, a potem razem z prezydentem zmieniają zdanie.
W polityce „nie” nie zawsze musi oznaczać brak zgody. Potrzebne są negocjacje. Uważam, że stadion z 3 trybunami byłby wystarczający. Sam bardzo rzadko chodzę na mecze Pogoni. Wolę siatkówkę.
Koalicjanci prezydenta mówią, że prezydent się wypalił, myśli schematycznie. Czy podziela pan to zdanie?
Nie sądzę, by się wypalił. W mieście ciągle się coś dzieje, są nowe pomysły. Prezydent szuka lepszych ścieżek. Mam przed sobą człowieka, który dobrze prowadzi miasto, jest w pełni sił, a jednocześnie ma duże doświadczenie.