Marek Motyczyński, nowy trener SPR-u Stal Mielec: Z Francji śledziłem polską ligę
- Czuję, że przyszedłem do klubu, w którym coś dobrego się dzieje - mówi nowy trener SPR-u Stali Mielec Marek Motyczyński. W pierwszym meczu pod jego wodzą mielczanie ulegli jednemu z czołowych zespołów ligi Górnikowi Zabrze 17:22.
Pierwszy mecz w Stali Mielec za panem. Pewnie dowiedział się pan dużo o swojej drużynie i być może trochę o tej lidze...
Przede wszystkim o drużynie. Kiedy tu przyszedłem, zaproponowałem swój program grania, według którego przygotowywaliśmy się, ale na treningu nie ma takiego przeciwnika, jak w meczu. Tę strategię trzeba było sprawdzić w praktyce, a rywal z górnej półki, bo takim jest Górnik, nadaje się doskonale. Przegraliśmy mecz, są niedociągnięcia, ale jestem zadowolony z gry, bo zawodnicy w dużej mierze zrealizowali to, o czym mówiliśmy. Niestety przydarzyły się niepotrzebne straty, były gorsze momenty, ale rywal też się z tym zmagał. Podobało mi się, jak po pierwszej połowie wyszliśmy z dołka, choć przegrywaliśmy już czterema bramkami.
Nowy trener, grzechy stare. Chodzi o te końcówki pierwszej i drugiej połowy, kiedy przez blisko dziesięć minut byliście bez bramki. Da się to na tym etapie naprawić?
Da się, ale nie tylko my mamy z tym problem. Proszę zauważyć, że w tej lidze od ostatniego miejsca, do czwartego włącznie można wygrać i przegrać z każdym. Podobało mi się, jak odrobiliśmy straty i objęliśmy prowadzenie, rzecz w tym, żeby nawet jak rywal się przełamie, nie dać mu się rozpędzić. Gdyby później przydarzył nam się drugi taki dobry moment, może dobilibyśmy przeciwnika i z pewnością wynik byłby lepszy. Do tego trzeba doświadczenia i zimnej krwi.
Jak pan się dogaduje z drużyną? Rozumiem, że jeszcze może być pewien problem z komunikacją...
Odkąd przyszedłem, skupiliśmy się na tym, jak zagrać z Górnikiem. Szybko przerobiliśmy rywala, ustaliliśmy taktykę. Uważam, że dobrze się dogaduję z drużyną, mam wrażenie, że chłopcy szybko załapali, o co mi chodzi.
Nie było pana w Polsce kilka lat, już wdrożył się pan w Superligę?
Jestem na bieżąco z tym, co się dzieje w polskiej lidze. Oglądałem wszystkie mecze, które były transmitowane na TVP Sport, Ligę Mistrzów. Mielec też w tym sezonie widziałem chyba z cztery mecze. W ostatnim czasie bywałem też w Polsce, bo przymierzałem się kilka razy do pracy i chodziłem na mecze. Uważam, że jestem dużo bardziej obeznany z tą ligą, niż trenerzy z Danii, Szwecji czy Hiszpanii, którzy przyjeżdżają tu pracować. Blisko 30 lat pracowałem we Francji i myślę, że to jest moim atutem, bo można zawsze coś przenieść z Francji do polskiej ligi. Najważniejsze, żeby zawodnicy to zaakceptowali. Muszą uwierzyć, że to, co im proponuję, jest dobre i będą z tego wyniki. Myślę, że w tym meczu były pozytywne akcenty tego. Coś zaskoczyło.
Jak pan zareagował na propozycję Stali? Był pan zaskoczony, że nie zapomnieli w Polsce o Marku Motyczyńskim?
Trochę byłem, ale nie widziałem problemu, żeby podjąć wyzwanie. Przyszła oferta, to ją zaakceptowałem, nie boję się. Tym bardziej że po rozmowie z prezesem zauważyłem, że jest to fajny człowiek, komunikatywny. Poczułem, że przyszedłem do klubu, w którym coś dobrego się dzieje.
Co pan robił w ostatnich latach i jak się pan znalazł w Mielcu?
Przez rok, od początku pandemii nie pracowałem, ale wcześniej, po Legionowie, byłem trenerem drugiej i trzeciej lidze we Francji. Ale tam, to nie jest słaba liga. Zdarza się, że trafiają tam bardzo dobrzy zawodnicy, bo akurat złapali pracę w okolicy. Tak się złożyło, że ostatnio przyjechałem do Polski na urlop. Skontaktował się ze mną Wojtek Zydroń, który kiedyś był moim zawodnikiem, a teraz jest menedżerem, zaproponował mi Mielec. Omówił, jaka jest sytuacja w klubie, skontaktował z prezesem i stało się. Długo się nie zastanawiałem.
Jak się podoba Mielec?
Do tej pory przyjeżdżałem tu tylko na mecze, kiedy byłem w innych drużynach. Pamiętam jeszcze halę, tę której już nie ma, tego "blaszaka". Za dawnych czasów przyjeżdżaliśmy tu na zgrupowania. A miasto? Podoba się, choć przez te kilka dni, które tu jestem, to raczej niewiele było czasu, żeby cokolwiek zobaczyć. Musiałem skupiłem się na pracy, jak pomóc drużynie.
Przed wami mecz z Tarnowem. Będzie łatwiej niż z Zabrzem?
Musimy grać podobnie, jak w meczu z Górnikiem, tylko popełnić mniej błędów. Widziałem Tarnów i uważam, że to bardzo dobry zespół. A czy będzie łatwiej? Tego nigdy nie wiadomo. Lepiej nie myśleć, że będzie łatwiej, bo jak tak powiem, to się okaże zupełnie coś innego. Przede wszystkim zawodnicy muszą zrealizować założenia taktyczne. Jak to zrobią i wszyscy rozumieją, to jest większa szansa, że się uda.