Marcin Palade: W Polsce od lat wyniki sondaży na ostatniej prostej odbiegają od wyniku wyborczego
Na szczęście nie powtórzył się u nas wariant słowacki, czyli nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której wyniki exit poll i late poll odbiegają zasadniczo od ostatecznych wyników głosowania – mówi Marcin Palade, socjolog polityki.
Państwowa Komisja Wyborcza we wtorek rano zakończyła liczenie głosów, możemy więc rozmawiać, mając już przed oczami pełne wyniki wyborów. Różnią się one od tych podawanych najpierw, czyli z badań exit poll, następnie late poll. Jak Pan to ocenia?
Na szczęście nie powtórzył się u nas wariant słowacki, czyli nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której wyniki exit poll i late poll odbiegają zasadniczo od ostatecznych wyników głosowania. Dzięki czemu od niedzieli, od godziny 21:00 do oficjalnego podania wyników przez Państwową Komisję Wyborczą dwie najważniejsze informacje płynące z głosowania nie uległy zmianie. Przez co rozumiem wskazanie zwycięzcy czyli PiS oraz zapowiedź dysponowania większością w nowym Sejmie przez KO, Trzecią Drogę i Lewicę.
Niemniej jednak wyniki exit poll i late poll różniły się od siebie, jak też inaczej wyglądają oficjalne wyniki PKW. Na przykład badanie exit poll wskazywało, że na PiS zagłosowało 36,8 procent wyborców – tymczasem ostateczny wynik okazał się mniejszy. Z drugiej strony według badań exit poll Konfederacja osiągnęła ledwo 6,2 procent głosów, w rzeczywistości osiągnęli ponad 7 procent. Z czego wynikają te różnice?
Błędy, o których Pani mówi, nie obciążają firmy IPSOS, która zrealizowała badania exit poll. Zastrzegła ona sobie, jeszcze przez ich rozpoczęciem, że projekcja wyników w zestawieniu z oficjalnymi danymi może różnić się do 2 punktów procentowych. Zwyczajowo zakłada się, że błąd nie powinien przekroczyć 1 punktu procentowego. Jednak przy ostrej polaryzacji i gorącym sporze w polskiej polityce, które mogą prowadzić do częściowego ukrywania preferencji, a także odmowy udziału w badaniu, korekta w poparciu dla poszczególnych ugrupowań może być i – jak już wiemy - była nieco wyższa od wspomnianego standardu 1 punktu procentowego.
Co wpływa na błędy w prognozowaniu wyników wyborów w oparciu zarówno o te sondaże wejściowe, jak i przeprowadzane tuż po zamknięciu lokali wyborczych?
Po pierwsze – sam dobór próby. Po drugie technika realizacji, bo przecież może to być badanie internetowe (CAWI), telefoniczne (CATI) czy twarzą w twarz (CAPI). Co więcej, część firm zdecydowała się w tej kampanii na łączenie dwóch a nawet trzech technik. Do tego dochodzi problem błędu statystycznego w pomiarze dla próby 1000-osobowej, który wynosi 3 procent. A na koniec jeszcze poziom ufności czyli określenie w ujęciu procentowym pewności, że wynik pomiaru należy do rzeczywistego zakresu.
Zatrzymajmy się przy tym poziomie ufności, o którym Pan wspomniał. Skąd wiadomo, że 5 procent osób badanych będzie kłamało na temat tego na kogo odda głos? Dlaczego ludzie nie mówią tu prawdy?
Pod każdą szerokością geograficzną obserwujemy zjawisko elektoratu ukrytego. Powód takiego a nie innego zachowania jest przedmiotem badań i opracowań, a znalezienie odpowiedzi o motywację nie jest proste. W Polsce od lat mamy do czynienia z sytuacją, w której wyniki sondaży na ostatniej prostej odbiegają, dostrzegalnie dla oka przeciętnego Polaka, a z pewnością osób zajmujących się na co dzień statystyką, w przypadku jednego czy kilku ugrupowań in plus czy in minus od wyniku wyborczego. W tych zakończonych kilka dni temu zaskoczeniem był bardzo dobry wynik Trzeciej Drogi i słabszy od zakładanego Konfederacji, a także bardzo wysoka, znacznie powyżej średniej z oczekiwań dowiedzionych w sondażach, frekwencja.
Tak się też dzieje w innych krajach, czy tylko ten problem występuje w Polsce, że ludzie nie są szczerzy we wskazaniu na kogo głosowali w wyborach?
Zwracam uwagę, że ostatnie sondaże zwykle są realizowane na 4-5 dni przed wyborami. Od tego czasu aż do momentu głosowania dokonują się jeszcze przesunięcia w preferencjach. Ubywa gwałtownie niezdecydowanych, którzy wybierają z dostępnej oferty. Tego sondaże już nie wychwytują a zmiany widzimy dopiero po wstępnych predykcjach w ramach exit poll. Średnia na ostatniej prostej wynosiła dla Trzeciej Drogi 10 proc.-11 proc. a wynik wyborczy zamknął się na poziomie niespełna 14,5 proc. Różnica okazała się na tyle duża, że zamiast prognozowanych 35-40 mandatów dla „czarnego konia” tych wyborów...
… w Sejmie zasiądzie 65 posłów z Trzeciej Drogi.
Fotografia wyborczej z rzeczywistości z połowy tygodnia była na tyle różna w przypadku właśnie Trzeciej Drogi, że ten bonus co najmniej 20-25 mandatów, przy słabszej niż w sondażach Konfederacji, dał koalicji PO, TD i Lewicy sejmową większość. Niby na pierwszy rzut oka nieznaczna zmiana, ale przesądzająca o tym kto będzie rządził Polską w kadencji 2023-2027.
Pytanie, dlaczego te przesunięcia nastąpiły? Czy wpływ na to mogła mieć debata w TVP, w której bardzo dobrze wypadł Szymon Hołownia? Czy przyczyny były jeszcze inne?
Pomogła debata, a jeszcze bardziej powszechne odczucie, mocno suflowane przez media liberalne, że Hołownia był zwycięzcą tej debaty. Dodatkowo Trzecia Droga dostała wiatru w żagle ze strony części sympatyków Trzeciej Drogi, którzy – logicznie – uznali, że warto zasilić potencjalnego współkoalicjanta, żeby bezpiecznie przekroczył próg ośmiu procent. Bo nieosiągnięcie tego celu przybliżałoby trzecią kadencję dla PiS. No i jeszcze jeden czynnik. Wszystko wskazuje na to, że na ostatniej prostej część liberalnych gospodarczo, a niekończenie konserwatywnych obyczajowo wyborców Konfederacji, młodszych i w średnim wieku, mieszkańców średnich miast, przerzuciło poparcie na właśnie Trzecią Drogę, stojącą nieco z boku wobec głównego konfliktu politycznego w Polsce czyli wojny polsko-polskiej PiS i KO.
A co z frekwencją? Jakie ona ma tu znaczenie? Czy patrząc na liczbę głosujących, też można powiedzieć że ludzie decydowali się w ostatniej chwili? Na przykład słysząc w niedzielę w telewizji czy radiu, jak wyglądają wybory postanowili dołączyć do tej większości ludzi, którzy na wybory poszli?
Ostatnie pomiary pokazywały, że rośnie zainteresowanie wyborami. To, co się wydawało jeszcze kilka miesięcy temu trudne do osiągnięcia – czyli przebicie poziomu ponad 61 procent z 2019 roku, zmaterializowało się rekordową mobilizacją. Ona, co widzimy między innymi w ujęciu geograficznym, bardziej sprzyjała centrolewicowej opozycji.
Z czego, Pana zdaniem, mogła ona wynikać?
Z tego, że duża część wyborców, i to nie tylko ludzi, którzy głosowali po raz pierwszy, ale i tych, którzy nie głosowali od lat, doszła do wniosku, że to są ważne wybory; że są to wybory rozstrzygające, jeśli chodzi o kierunek, w którym ma iść Polska. Postanowili więc w tym ważnym dla Polski wyborze o drogę wziąć bezpośredni udział.
Jakie techniki i metody są wykorzystywane w badaniach exit poll i jakie mogą być ograniczenia tych technik?
Pomiar exit poll sprowadza się do tego, że ankieterzy stoją przed wybranymi starannie w drodze losowana, ale dla zachowania reprezentatywności lokalami wyborczymi i pytają co 10 wychodzącą z głosowania osobę; odnotowując również sytuacje w której ta co 10 osoba odmawia udział w badaniu. To ostatnie jest ważne potem, dla doszacowania ewentualnego błędów w badaniu i nakładania modeli korygujących. Szacuje się, że niektóre grupy wyborców mogą częściej odmawiać niż inne, wobec tego konkretne ugrupowania mogą być niedoszacowane albo przeszacowane w badaniu.
Co się dalej dzieje z tymi wynikami zebranymi sprzed lokali wyborczych?
Następnie wędrują one do centrali firmy, która wykonuje badania i ma ona w posiadaniu tak zwane surowe dane. Kilku badaczy, z bardzo dużym doświadczeniem, analizuje je i podejmuje decyzję, czy przedstawić je takimi jakimi one są, czy skorygować je, nakładając wagi, jeśli nie ma pewności, że podstawowe parametry próby nie są zaburzone.
To bardzo ciekawe! Jaki jest profil wyborczy PiS-u, a jaki kogoś, kto głosuje na KO czy Trzecią Drogę?
Te dane są dostępne właśnie w postaci sondażu exit poll, bo każda karta do głosowania jest wyłącznie tym co zbiera nasze preferencje, natomiast ona nie opisuje nas potem do dalszej analizy: kim jesteśmy, co robimy, gdzie mieszkamy, jakie jest nasze wykształcenie itd. Zatem to sondaże exit poll dostarczają nam ważne informacje o elektoratach, z podziałem między innymi na płeć, wiek, wykształcenie czy miejsce zamieszkania.
Jest duża różnica w sposobie głosowania jeśli chodzi o płeć? Na przykład, konkretyzując - kobiety częściej głosowały na KO, a mężczyźni na PiS?
Akurat, w przypadku PO i PiS, nie ma większej różnicy, jeśli chodzi o podział ze względu na płeć. Ale taka różnica dotyczy na przykład Konfederacji, która ma wyraźną przewagę elektoratu męskiego.
Czy metoda obliczeniowe wykorzystywane czy to w sondażach przedwyborczych czy potem już w exit poll i late poll zmieniają się z wyborów na wybory, żeby dajmy na to poprawić ich dokładność, czy zminimalizować rozbieżności w porównaniu z rzeczywistymi później wynikami?
Najpierw warto tu wyjaśnić, że badanie exit poll i late poll to są zupełnie różne rzeczy. Exit poll jest, jak już mówiliśmy, badaniem wykonywanym na osobach wychodzących z lokali wyborczych. Z kolei late poll to są zebrane informacje na podstawie protokołów z komisji obwodowej, przed którymi stali ankieterzy w pomiarach exit poll. W zakończonych wyborach z 15 X firma Ipsos wylosowała 900 punktów do badania spośród ponad 31 tysięcy obwodów do głosowania i na tej podstawie podała swoją predykcję exit poll w niedzielę po godz. 21. A nad ranem z protokołów jako late poll.
Jakie kroki podejmują firmy sondażowe, aby zrozumieć przyczyny rozbieżności między sondażami a rzeczywistymi wynikami wyborów, a także, żeby unikać błędów w przyszłości? Czy sposoby badania, interpretacji wyników, się zmieniają?
W przeszłości z precyzją sondaży a wynikami głosowania bywało różnie. Prawdopodobieństwo, że firma z pomiarem trafi w punkt jest mocno ograniczone. Bój toczy się więc o to, która z sondażowni będzie mogła pochwalić się błędem mniejszym niż konkurencja. W wyborach z 2019 roku firma, która okazała się najprecyzyjniejsza, czyli Kantar, miała ponad trzy punkty procentowe błędu. W tych wyborach z kolei Kantar wypadł słabiej – miał 12 punktów i w zestawieniu był bliżej końca niż początku listy. Z kolei najlepsza w tych wyborach firma sondażowa Pollster miała błąd liczący 9 punktów, co świadczy o tym, że mieliśmy do czynienia z większym niż cztery lata temu przeszacowaniem bądź niedoszacowaniem poszczególnych komitetów.
Czy badacze w firmach badań opinii publicznych zmieniają metody obliczeniowe i czy w tej dziedzinie można się rozwijać, na przykład poszukiwać nowych sposobów obliczania wyników?
Badacze starają się korygować błędy, natomiast nigdy nie ma gwarancji, że to będzie pomiar, który nie będzie obarczony błędem. To jest wpisane w naturę pomiarów badawczych. Pozostaje życzyć firmom sondażowym i nam konsumentom tych sondaży by w przyszłości były jak najbliżej „10”.