Mamy coraz mniej rolników. I bardzo dobrze!
Rolnictwo to okropna praca. Praca dla ludzi, którzy wiedzą, za co się biorą – mówi profesor Czesław Nowak z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
Na konferencji w Opolskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego mówił pan o paradoksach we współczesnym rolnictwie na świecie. Np. o głodzie i otyłości, które występują jednocześnie jako dwa poważne zjawiska.
Jeszcze nigdy w historii tak nie było, żeby ludzi z nadwagą i otyłością było trzy razy więcej niż niedożywionych i głodujących. To jest dobra wiadomość dla świata. Oczywiście, możemy powiedzieć: dystrybucja. Ale jeszcze nigdy nie wymyślono tak dobrego systemu, żeby dystrybucja nie była problemem. Tylko, podkreślam to, mamy tu do czynienia z problemem ekonomicznym a nie rolniczym. A światem rządzi pieniądz, bez względu na to, czy to lubimy czy nie.
Mamy 39 procent ludzi z otyłością i nadwagą, ale jednocześnie tej żywności tak naprawdę za wiele na świecie nie ma...
Zapotrzebowanie na zboże rośnie gwałtownie: bo potrzebne jest na żywność, pasze i jeszcze na biopaliwa. Te ostatnie są zresztą co najmniej dyskusyjne. Jeśli policzy się energię skumulowaną, czyli całą energię potrzebną na pozyskiwanie paliwa z roślin, to wychodzi, że biopaliwa wcale nie prowadzą do ochrony środowiska. Mają jednak zalety z punktu ekonomiki rolnictwa: redukują nadprodukcję. Ale właśnie skończyła się era nadprodukcji żywności. Cały świat ma zapasów żywności zaledwie na 50 dni!
Nie widać, żeby ktoś się tym przejmował.
Bo świat stał się bardzo zarozumiały i zawsze robi tak samo: jeśli aktualnie nie ma problemu, to myśli, że tak będzie zawsze. A tymczasem jesteśmy bardzo wrażliwi na brak żywności: już w 2007 roku UE cierpiała z powodu kryzysu i z powodu groźby niedostatecznego zaopatrzenia w żywność. Mam nadzieję, że zarówno w Polsce, jak i w całej Europie gospodarka znowu będzie najważniejszym tematem, bo obecnie priorytety poszły w niewłaściwą stronę i w życiu publicznym za mało uwagi poświęcamy gospodarce, pracy organicznej, pracy u podstaw, przekonaniu, że bogactwo powstaje z pracy.
Ja należę do tego pokolenia, które uważa, że bogactwo państw i rodzin powstaje w wyniku pracy, a nie w wyniku dystrybucji przywilejów. Mało aktualny ten mój pogląd, ale przywiązałem się do niego.
Ludziom nie chce się produkować żywności?
Na świecie w rolnictwie pracuje 32, a w Polsce 12 procent ludzi, ale tak naprawdę to może połowa z nich zajmuje się rolnictwem. Gdyby w Polsce wziąć pod uwagę produkcję, a nie gospodarstwa socjalne, to pewnie zostałoby nam jakieś 300 tysięcy gospodarstw. Oczywiście KRUS jest na tyle atrakcyjny, że dużo ludzi wybiera bycie „rolnikiem”. Ale gdyby zastosować kryterium stosowane np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie rolnik to jest osoba, która produkuje i sprzedaje towary rolnicze o wartości przynajmniej 1000 dolarów rocznie, to w Polsce liczba rolników gwałtownie by się zmniejszyła. A zatrudnienie w tej branży byłoby nie większe niż w Unii Europejskiej, czyli na poziomie około 5 procent.
To dobrze, że rolników ubywa?
To bardzo dobra tendencja. Po pierwsze - rolnictwo jest zawodem dla wybranych, wymaga specjalnych cech i ma swoje wady, np. taką, że trzeba być codziennie w pracy, szczególnie gdy się ma produkcję zwierzęcą. Mając tylko roślinną, można sobie od czasu do czasu parę dni wolnego zrobić. Ale jak się ma np. krowy? To są mało pojętne zwierzęta, nie można im wytłumaczyć, że z powodu imienin szwagra jutro nie doję. Krótko mówiąc: to realne zatrudnienie w rolnictwie wynoszące od 3 do 5 procent byłoby właściwe i powoli zbliżamy się do tego poziomu.
Mówił pan na wykładzie, że to epokowe wydarzenie.
Tak, bo po raz pierwszy w historii rolnictwo przestało być głównym zajęciem ludzi. A tak było zawsze: od czasów starożytnej Babilonii i Egiptu do lat 2005-2007 najwięcej ludzi pracowało w rolnictwie. Teraz najwięcej osób mamy zatrudnionych w usługach. Ale nie ma nad czym ubolewać, bo praca w rolnictwie jest naprawdę ciężka, to jest praca dla wybranych, głównie dla mężczyzn, którzy mają do tego zawodu powołanie. Wystarczy popatrzeć na ranking najgorszych prac na świecie, które się mierzy stosunkiem zarobków do liczby wypadków. Ścisła czołówka: rolnictwo. Bardzo dużo wypadków i zapewniona choroba „białych palców”.
Bezpieczeństwo żywnościowe świata zależy od coraz mniejszej grupy ludzi. I to jest niebezpieczne
Ja jestem z Kieleckiego i ze wsi - nie ma gorszego pochodzenia i prawdą jest, jak siebie obserwuję, że chłop ze wsi wyjdzie, wieś z chłopa nigdy. Mieszkam w Krakowie prawie 50 lat, a moja natura zawsze wiejska. I ile razy, jak mi jest źle, to myślę sobie: kto ma gorzej? Jak sobie popatrzę, że np. drwal ma gorzej, to od razu mi lepiej. To, że górnicy mają ciężko, wie cały świat. Ale kto wie, że rolnicy mają ciężko? Jakby to powiedzieć komuś z miasta, to odpowie, że tylko KRUS naciągają. A jak porównać liczbę śmiertelnych wypadków, to co? Te ofiary też symulują? Nie szalejmy. To po prostu jest okropna praca. Praca dla ludzi, którzy naprawdę wiedzą, za co się biorą.
Ale przynajmniej zarobki solidne. Żywność co rusz drożeje, to chłop się bogaci.
No właśnie, u nas panuje mylne przekonanie, że jak żywność drożeje, to chłopom się coraz lepiej powodzi. To oczywiście nieprawda, bo do rolników trafia zaledwie 15 procent tego, co klienci wydają na żywność. Reszta to koszty transportu, koszty przetwórstwa, marże itd., ale rolnicy naprawdę mają mniej więcej jedną szóstą tego, co konsumenci zapłacą. A jeszcze 50 lat temu w Polsce czy 100 lat temu w USA do rolników trafiała połowa. Ale takie są czasy, lepiej nie będzie i prawdopodobnie to na takim 15-procentowym poziomie się utrzyma. Oczywiście rozwiązaniem dla rolników jest tworzenie silnych grup producenckich. I w tym kontekście trochę szkoda, że upadły spółdzielnie rolnicze. To była pomyłka okresu transformacji, w wielu wypadkach zbędnie kosztowna.
Tylko z tymi przekonaniami mieszczan o niezłej doli rolnika trudno walczyć.
Przykładem społeczeństwa, które wychowuje już w szkole tak, żeby obywatele-podatnicy wspierali rolnictwo, są Amerykanie. Oni wprowadzają do programu szkolnego wizyty w specjalnych pokazowych gospodarstwach, gdzie dzieci mogą zobaczyć np., jak się cieli krowa. Chodzi o odpowiednie wychowywanie młodego obywatela, przyszłego podatnika, i pokazanie mu, jak ważna jest żywność i skąd się bierze. W przeciwnym wypadku jest prawie niemożliwe przekonanie społeczeństwa do pomocy dla rolnictwa. Bo przecież rolnik nie ma tak źle!
Żebyście państwo uzmysłowili sobie, jak to jest naprawdę, przytoczę dane z USA, gdzie przecież mają nowoczesne rolnictwo i „farmerowi żyje się tam jak u Pana Boga za piecem”. W USA stosunek liczby starych rolników, czyli tych powyżej 65. roku życia, do tych młodych, w wieku poniżej 35 lat, to jest 7 do 1! Młodzi ludzie nie chcą przejmować gospodarstw, mowy nie ma. Jak nie ma problemów ze zwykłą pracą, to kto będzie chodził do roboty, gdzie nie ma weekendu, nie ma urlopu itd.
Rolników jest coraz mniej, za to wydajność rośnie jak oszalała. M.in. za sprawą GMO - organizmów modyfikowanych genetycznie.
GMO jest kontrowersyjne. Nie znam się na biotechnologicznych aspektach takiej żywności, za to widzę, co się dzieje na rynkach świata. Korzyści z GMO to oczywiście wydajność i odmiany, które umożliwiają stosowanie mniejszej ilości środków ochrony roślin. Wady GMO z punktu widzenia rolników to fakt, że uzależniają się oni od firm nasiennych, ponieważ odmian mieszańcowych, hybrydowych rolnik nie może sobie sam wyprodukować.
Bardzo niepokojący jest właśnie aspekt ekonomiczny. Silne firmy nasienne to są firmy wyłącznie z państw zamożnych. Badania nad GMO są tak kosztowne, że nie istnieje biedne państwo, biedne społeczeństwo, które ma dobrze działającą, wiodącą firmę nasienną. Nie ma takich przypadków na świecie. Efekt jest taki, że 10 firm nasiennych świata skupia w swoich rękach ponad połowę produkcji nasion.
A firmy nasienne ciągle się łączą. To nie jest czas osamotnionych geniuszy. Łączą się między sobą, łączą się z firmami produkującymi środki ochrony roślin, ale przede wszystkimi łączą się z koncernami farmaceutycznymi, ponieważ potrzebują tych samych specjalistów, technologii, bardzo drogich maszyn i urządzeń. Czyli bezpieczeństwo żywnościowe świata będzie zależało od coraz mniejszej, już naprawdę niewielkiej grupy ludzi.
Kolejna rzecz to pełna unifikacja roślin. 75 procent żywności świata pochodzi od zaledwie 12 gatunków roślin i 5 gatunków zwierząt. A ryż, kukurydza i pszenica to jest 60 procent białka, które spożywamy. Istnieją oczywiście takie rośliny jak proso, soczewica, cieciorka - starsi z nas je znają, ale to jest już nisza.
I jeszcze jedno: pierwszy raz w dziejach ludzkości dochodzi do czegoś, co powinno państwo naprawdę martwić: Amerykanie patentują organizmy żywe. To jest absurd, to jest niewyobrażalne, żeby poszczególne firmy miały prawa własności intelektualnej do czegoś, co istnieje w przyrodzie. Za czasów marksizmu i leninizmu wszyscy wiedzieli (choć tego nie mówili), że to, co żyje, stworzył Bóg. A jak ktoś nie chciał mówić Bóg, to mówił Natura. I życie było wyjęte spod patentowania. A dziś już nie jest.