Małe sklepy przegrywają z marketami
W najgorszej sytuacji są punkty ogólnospożywcze. Od początku roku zniknęło ich z rynku 1,7 tys.
Pani Ewa zamknęła swój sklep na bydgoskich Bartodziejach po ponad 20 latach działalności.
- To praca na kilka etatów, od bladego świtu do wieczora - opowiada. - W dodatku u dostawcy nie mam szans na tak atrakcyjne stawki jak dyskonty, które po towar przyjeżdżają tirami. „A ta sałata w markecie to o złotówkę tańsza” - narzekają kupujące. Ale co ja mogę, nie stać mnie, żeby dokładać do interesu - narzeka nasza rozmówczyni.
Natura jednak nie znosi próżni, bo na tym samym osiedlu, gdzie był sklep pani Ewy, w krótkim czasie powstały kolejne dwa markety.
- Małe sklepy nie mogą z tymi dużymi konkurować cenami - zgadza się Mariola Roguska-Kopańczyk, dyrektor Naczelnej Rady Zrzeszeń Handlu i Usług. - Sposobem na przetrwanie może stać się zachęcanie klientów np. lokalnymi przysmakami. Lepiej radzą sobie te, które przystąpiły do franczyzy. Mogą kupować po cenach wynegocjowanych z dostawcami - dodaje Roguska-Kopańczyk.
Jak podaje Bisnode Polska, tylko w pierwszych sześciu miesiącach tego roku wyrejestrowano 15,6 tysiąca sklepów, rejestrując jednocześnie 11,4 tys. Łatwo więc obliczyć, że z rynku zniknęło ich 4,2 tysiąca. - Na koniec czerwca w Polsce działało aktywnie ponad 294 tysiące sklepów - informuje Monika Radomska, specjalista ds. e-marketingu i komunikacji Bisnode Polska.
Które branże straciły najbardziej? - Sklepy ogólnospożywcze, których od stycznia ubyło około 1,7 tysiąca. - To sektor, który najbardziej odczuwa agresywną politykę dyskontów i sklepów wielkopowierzchniowych - wyjaśnia Monika Radomska. - To się również przekłada na problemy sklepów mięsnych, punktów sprzedaży owoców i warzyw, rybnych, piekarni czy cukierni.
Ubywa też sklepów z obuwiem (181) i odzieżą (390) oraz po raz pierwszy od dłuższego czasu, z alkoholem - w pierwszym półroczu zniknęło 130 punktów.
- Jestem daleki od tego, by bić na alarm - mówi tymczasem Wojciech Świtała, prezes Stowarzyszenia Przedsiębiorców Kujaw i Pomorza. I opowiada, że właśnie niedawno jechał jedną z bydgoskich ulic. - Po jej obydwu stronach widziałem działające sklepy i punkty usługowe. Gdyby było tak źle, na witrynach wisiałyby kartki z napisem „Do wynajęcia”.
I faktycznie, nie wszędzie można mówić o spadkach. - Wzrost liczby sklepów odnotował sektor detalicznej sprzedaży mebli i sprzętu oświetleniowego. Przybyło również sklepów sportowych i tych specjalizujących się w sprzedaży rowerów - wyjaśnia Monika Radomska.
Kluczem do sukcesu dla tych, którzy marzą o uruchomieniu sklepu, może być postawienie na wysmakowany design produktów i ich wysoką jakość. O to raczej trudno w dużych sieciach handlowych.
Wojciech Świtała opowiada o przypadku znajomego krawca, który w pobliżu centrum handlowego uruchomił szwalnię. - I nie może się opędzić od zamówień, chociaż ubrania można kupić również w sąsiednim centrum, w o wiele niższej cenie. Cenimy jakość, nawet jeśli oznacza to, że zapłacimy kilka razy więcej - dodaje.
Handel to również już nie tylko realne sklepy, ale przede wszystkim te funkcjonujące w internecie. A tych w ciągu dwóch kwartałów tego roku zarejestrowano ponad 4,3 tysiąca. Zniknęło mniej niż 3,1 tys. Na rynku pojawiło się więc 1200 nowych sklepów internetowych. Polski rynek sprzedaży internetowej należy do najszybciej rozwijających się w Europie.
- Mamy coraz mniej czasu, a kupując w internecie, nie tracimy czasu na stanie w korkach czy później w kolejce do kasy - tłumaczy Wojciech Świtała.