23 sierpnia ub.r. w Cierpicach pod Toruniem doszło do koszmarnego błędu służb: przeoczono zwłoki jednej z ofiar wypadku drogowego. Ciało znaleziono dopiero nazajutrz, w aucie na policyjnym parkingu. Natychmiast dyscyplinarnie ukarano policjantów. Prokuratura natomiast w śledztwie doszła do wniosku, że... błędu nie było! Z umorzeniem sprawy nie zgadza się rodzina zmarłego.
Ta głośna w całym kraju sprawa dotyczy karambolu, do którego 23 sierpnia 2021 roku doszło w Cierpicach pod Toruniem (Kujawsko-Pomorskie) na drodze krajowej nr 10. Zderzyły się tutaj trzy samochody, w tym bus. Jechała w nim do pracy grupa budowlańców, a wśród nich dwóch braci: 36-letni Sławomir i młodszy o trzy lata Marek.
Obaj bracia zginęli na miejscu. Tyle że ciało starszego służby pracujące w Cierpicach znalazły od razu. Zwłoki młodszego natomiast... przeoczyły. Odkryto je dopiero 24 sierpnia, w samochodzie zabezpieczonym na parkingu policyjnym w Toruniu. Były w części bagażowej pojazdu, przysłonięte przez narzędzia i materiały budowlane. Szybko wykonano sekcję zwłok i przekazano, że mężczyzna zginął w wypadku. Wykluczono więc najbardziej makabryczny scenariusz, czyli taki, że Marek konał w aucie transportowanym pod toruńską komendę policji. Mimo wszystko sprawa wciąż była szokująca.
Jak to możliwe, że strażacy, ratownicy medyczni, policjanci i obecny na miejscu prokurator przeoczyli ciało ofiary? Na gruncie karnym sprawę badała Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. Dla bezstronności czyniła to właśnie jednostka spoza Torunia. 5 maja br. śledztwo zakończyła w sposób, który budzi zaskoczenie.
Jest finał śledztwa po roku. Zaskakujący! I nie godzi się z nim rodzina zmarłego
"Błąd" - to określenie nie jest inicjatywą dziennikarzy. Tego terminu od początku używała Komenda Wojewódzka Policji w Bydgoszczy. Teraz jednak okazuje się, że błędu nie było! A przynajmniej - nie w rozumieniu karnym.
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku swoje śledztwo prowadziła w kierunku niedopełnienia obowiązków przez wszystkich funkcjonariuszy, którzy pracowali na miejscu wypadku. W maju br. zakończyła je... decyzją o umorzeniu sprawy "wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego".
- Jak ustalono, czynności na miejscu zdarzenia zostały przeprowadzone w sposób prawidłowy i brak jest podstaw do stwierdzenia, że doszło do umyślnego bądź nieumyślnego zaniechania, w następstwie którego nie ujawniono pasażera w przestrzeni bagażowej - przekazuje nam prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka gdańskiej prokuratury.
Decyzja ta jest jednak nieprawomocna. Jak przekazał nam prokurator Mariusz Duszyński z Gdańska, wpłynęło zażalenie ze strony pokrzywdzonych, czyli członka rodziny zmarłego. Zanim sąd je rozpatrzy, realnie minie około 2 miesięcy. To dlatego, że całą procedurę odwoławczą komplikuje kolejne zażalenie - od osoby nieuprawnionej.
W ogólnym rozrachunku dziś wiadomo, że jedynymi, którzy dotąd ponieśli jakiekolwiek konsekwencje, byli i są toruńscy funkcjonariusze drogówki. Dla nich na gruncie zawodowym "nie było zmiłuj".
Policjanci jako jedyni mieli postępowania dyscyplinarne i kary
Natychmiast po odkryciu koszmarnego błędu zawieszono w obowiązkach służbowycho 5 policjantów toruńskiego Wydziału Ruchu Drogowego. Wśród nich - także zastępca tego wydziału. Kujawsko-pomorski komendant policji wszczął postepowania dyscyplinarne wobec nich. Wszystkie zakończono uznaniem winy i karami.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień