Magda Gessler i "Kolorowe patelnie". Kuchenne rewolucje w Krakowie w lokalu "Gorąca patelnia" [ZDJĘCIA]
Tina i Maks przyjechali do Polski cztery lata temu w poszukiwaniu lepszego bytu. W rodzinnym Dnieprze na Ukrainie oboje pracowali w gastronomii, w Krakowie postanowili więc zacząć nowe życie i założyć restaurację. Na własny lokal odkładali każdy zarobiony grosz, a gdy okazało się, że nie idzie tak, jak sobie wymarzyli, wezwali na pomoc restauratorkę od „Kuchennych rewolucji”. - Magda Gessler dała mi nadzieję, że wszystko się uda - mówi dziś Tina.
Kuchenne rewolucje w „Gorących patelniach”
W „Gorące Patelnie” włożyli na start 130 tysięcy złotych, każdego miesiąca płacą 10 tys. złotych czynszu, mimo że w to co robią wkładali całe serce i energię, klientów nie było widać, często czytali menu przed lokalem, wstępowali i… wychodzili. Ale Tina i Maks nie poddali się. Na pomoc wezwali Magdę Gessler.
Choć rewolucja, którą zrobiła restauratorka okazał się niewielka, przyniosła oczekiwany efekt. Dziś „Gorących patelni” na ul. Podwale już nie ma, swoją rewolucję Gessler zaczęła od nazwy, a że znakiem firmowym restauracji są dania serwowane na kolorowych patelniach, restauracja zamieniła się w „Kolorowe patelnie”.
- Pani Gessler bardzo się wsłuchiwała w to, co mówimy. Chciałam, żeby w nazwie zostały te patelnie. I tak się stało. Kolorów chyba rzeczywiście nam brakowało. Wszystko było tu spokojnie. Zbyt spokojnie. Te patelnie, które ona wymyśliła bardziej pasowały do polskich smaków. Zmieniła trochę wnętrze i wprowadziła zmiany do menu mówi Tina.
Kierunek: Polska
Tina i Maks są parą od ośmiu lat. Poznali się w restauracji, w której wspólnie pracowali. Ona kelnerka, on kucharz. Po skończonej pracy pomagał jej doprowadzić do porządku salę restauracji, raz, drugi, trzeci…
Cztery lata temu przyjechali do Polski szukać tu szczęścia. Dzięki koledze, z którym pracowali na Ukrainie, trafili do Krakowa, to on pomógł im znaleźć pracę. Odkładali każdy zarobiony grosz, by otworzy własną restaurację.
- Przyjechaliśmy, żeby zarobić. Na Ukrainie pracowaliśmy w dużej restauracji w hotelu. Bardzo dobrze zarabialiśmy, ale z czasem stawki przestały być tak atrakcyjne. Kiedy jako kelnerka zaczęłam zarabiać więcej niż Maks, który był szefem kuchni, postanowiliśmy wyjechać. Myśleliśmy o dziecku, więc przez jakiś czas tylko Maks mógłby zarabiać - mówi Tina.
Własna restauracja
Maks na początku pracował jako kucharz. Tina wprawdzie także szybko znalazła pracę kelnerki, jednak równie szybko wyszło na jaw, że jej polski nie jest tak dobry, jak myślała.
- Okazało się, że nie znam polskiego w ogóle. Pół roku pracowałam więc na zmywaku, ucząc się języka. Na Ukrainie, oczywiście też się uczyłam z książek, ale jak przyjechałam do Polski, zrozumiałam, że w ogóle nie znam języka… Zaczęłam pracę w restauracji na Rynku, podchodzę do stolika, gość robi zamówienie, a ja nic nie rozumiem… Stałam jak wryta w ziemię.
Następnego dnia Tina poprosiła o przeniesienie na zmywak. Z tamtego okresu ma jeszcze jedno zabawne „językowe” wspomnienie.
- Gdy pracowałam na zmywaku, szef pytał, czy chcę coś zjeść. A ja, gdy czegoś nie rozumiałam, na wszelki wypadek, mówiłam: nie. Więc cały czas na jego pytanie odpowiadałam: nie. Przez pierwszy tydzień wszyscy jedli, a ja nie. Było mi przykro, ale dopiero później zrozumiałam, o co pytał szef.
Czy nie obawiali się otwierać restauracji w innym kraju, bez żadnego zaplecza i wsparcia? Tina przecząco kręci głową. Choć przyznaje, że była zdziwiona, gdy spokojny i wycofany Maks zdecydował się na wyjazd. - Co innego ja. Ja jestem szalona - mówi.
- Na początku pracowałam w rosyjskiej restauracji, kiedy tam przyszłam utargi były raczej słabe, a wszystkie pomysły, które podpowiedziałam właścicielce, okazały się trafne. Byłam tam kelnerką i barmanką - zajmowałam się wszystkim - dlatego uznałam, że sobie poradzimy. Bardzo chciałam też, żeby Maks mógł pracować jako kucharz, on ma dużo fajnych pomysłów i bardzo chciałam mu pomóc w tym, żeby je zrealizował. On kocha to co robi.
W Krakowie
Rzadko odwiedzają rodzinę, trudno załatwić papiery, które pozwalają nam swobodne przemieszczanie się. Wygodniej przyjechać i zostać. A o powrocie na Ukrainę nie myślą. Tu Tina wreszcie czuję się bezpiecznie.
- Nie uciekliśmy przed wojną, ale na Ukrainie nie czułam się bezpiecznie. Dziesięć lat temu miałam wypadek, ktoś mnie napadł, a policja nie chciała szukać sprawcy. Po tym zdarzeniu bałam się wychodzić wieczorem, bałam się, że go spotkam... I tak się stało. A kiedy poszłam na policję, usłyszałam, że sprawa jest już zakończona i zamknęli już kogoś innego. Tak to wygląda. W Krakowie czuję się bezpiecznie. Bardzo podoba nam się miasto, piękna architektura. Tu czuję się jak w domu, u siebie. Kiedy dwa lata temu wyjeżdżaliśmy w odwiedziny na Ukrainę, już po tygodniu chciałam wracać.
Oprócz Tiny i Maksa z restauracji w Dnieprze, w której wspólnie pracowali, w Krakowie jest dziś dziesięć osób, dzięki nim Tina i Maks nie czują się samotni, spędzają wspólnie święta i inne uroczystości, a jak trzeba pomocy, zawsze znajdzie się wśród nich ktoś, kto akurat może jej udzielić.
Strachu nie było
To Tina miała pomysł, by wezwać na pomoc Magdę Gessler.
- Przez rok namawiałam Maksa, żebyśmy wzięli udział w „Rewolucjach”, ale on nie chciał. Wreszcie powiedziałam mu, że napisałam już do programu, że odpowiedzieli - oczywiście nie zrobiłam tego, chciałam po prostu zobaczyć jak zareaguje, czy jest gotowy. Bałam się, że napiszę, pani Magda się zgodzi przyjechać, a on powie kategorycznie, że nie. I co wtedy? Maks jest bardzo zamknięty. Ale udało mi się.
Kiedy do ich restauracji przychodzili Ukraińcy albo Rosjanie, bardzo im smakowały dania serwowane w „Gorących patelniach”, ale gdy pojawiali się Polacy, mówili że coś tu nie gra.
- Nie bardzo znamy polskie smaki, oboje z Maksem pracowaliśmy we włoskiej restauracji, znamy ukraińskie smaki, ale w tym, co gotowaliśmy dla Polaków ciągle czegoś brakowało. Bardzo dużo słyszałam o Magdzie Gessler, o tym jak pracuje, zaczęliśmy oglądać program. Najbardziej zależało nam nie na tym, żeby ona coś zmieniła, ale żeby powiedziała, czy to jest dobre albo czego brakuje. Kto oglądał „Kuchenne rewolucje”, ten wie, że Magda Gessler potrafi pokazać, że coś jej nie smakuje. Bywa, że po restauracji latają talerze. Ale Maks i Tina nie czuli strachu przed słynną restauratorką. Szef kuchni był nawet zdziwiony, że… Gessler tak dobrze gotuje.
- Byłam pewna, że nasza kuchnia jest dobra i że ona ją doceni. Zdziwiło mnie jednak, że skrytykowała te dania, których ja byłam pewna, a pochwaliła żurek, którego smak budził moje wątpliwości. Trochę zmieniła też nasze menu, podpowiedziała bardzo ciekawe przepisy, np. boeuf Strogonow z ogórkiem, wódką i truflami. Ona naprawdę się zna na tym co robi. Poza kamerą jest uśmiechnięta i otwarta, bardzo dużo nam poleciła, dałam kontakty do dobrych dostawców warzyw.
Do menu "Kolorowych Patelni" Magda Gessler wprowadziła też chłodnik i kolorową sałatkę z warzyw i owoców, carpaccio z pieczonej piersi kaczki z ciepłym pesto zielonym, patelnia na żółto, czyli kurki, pieczona papryka żółta, świeże morele, żółta marchew, ziemniaki. Patelnia na biało, czyli kurczak w sosie śmietanowym zapiekany pod serem to danie, które najczęściej zamawiają klienci, dziś chętnie korzystający z urokliwego ogródka tuż przy Plantach. Czasem zaglądają też z ciekawości o restaurację, w której rewolucję zrobiła Magda Gessler.
Przyszłość
Wciąż myślą o dziecku. Było już nawet blisko, ale stres związany z pandemią sprawił, że jeszcze będą musieli poczekać, by zostać rodzicami. W tym trudnym czasie Tinie bardzo pomogła praca, zajęła myśli, choć dla restauracji to był koszmarny okres. Wszystko, co udało się zarobić, serwując dania na wynos, szło na produkty i prowizje dla pośredników. Ale Tina uważa, że to i tak dobrze - wyszli na zero, żadnych długów.
- Magda Gessler dała mi nadzieję, że wszystko się uda. Ta restauracja mnie uratowała. Inaczej psychicznie bym padła. Mam nadzieję, że niedługo uda nam się spełnić także marzenie o dziecku.
[polecane]21760335, 21657381, 20564124, 21745809, 21735259, 21676287[/polecane]