Mądre dzielenie się z drugim człowiekiem to wyzwanie

Czytaj dalej
Fot. Ewelina Wójcik
Dorota Abramowicz

Mądre dzielenie się z drugim człowiekiem to wyzwanie

Dorota Abramowicz

Ostatnie tygodnie i dni przed świętami Bożego Narodzenia to czas masowego pomagania innym. Niektórzy nawet mówią o przypadającym na drugą połowę grudnia „apogeum polskiej dobroczynności”.

Właśnie teraz najchętniej uczestniczymy w sklepowych zbiórkach słodyczy dla ubogich dzieci, wyciągamy z szaf ubrania dla bezdomnych, wpłacamy pieniądze na konta osób zbierających na operacje i leki oraz robimy remanent w zabawkach naszych pociech, szukając czegoś odpowiedniego dla małych pacjentów pediatrii. Robimy to nie tylko dla obdarowanych. Także dla siebie, by poczuć się lepszymi. Czy jednak zawsze pomagamy mądrze?

- Porusza pani bardzo delikatny temat - mówi wolontariusz jednego z pomorskich hospicjów. - Są oczywiście przypadki, gdy wśród darów pojawiają się nieodpowiednie rzeczy, ale nie chcemy tego zbytnio nagłaśniać, by nie zniechęcić wszystkich naszych darczyńców. Niektórzy dają, co mają i na co ich stać. Choć nie zawsze są to rzeczy trafione.

„Nietrafione”, według krótkiej listy naprędce sporządzonej przez pracowników i wolontariuszy kilku pomorskich fundacji, bywają: stare, brudne kołdry z mieszkania po zmarłej ciotce, zniszczone kurtki poplamione farbą, prujące się sweterki z lat 90. ubiegłego stulecia, misie z naderwaną łapką, samochodzik bez kół i z lekka śmierdzące balerinki przekazane na rzecz skrzywdzonych czy biednych dzieci. Wszystkie te rzeczy, zamiast na śmietnik, trafiły do worków z darami. A potem - po segregacji - i tak ostatecznie wylądowały w śmieciach.

- Przeważnie intencje ofiarodawców są bardzo szlachetne - mówi Katarzyna Brożek, koordynatorka z działu PR i komunikacji gdańskich szpitali Copernicus. - Zbiera się kilka osób, ogłaszają na portalach społecznościowych spontaniczną zbiórkę zabawek dla dzieci w szpitalu i potem dostajemy różne pluszaki z długim włosiem lub zabawki z bardzo małymi elementami. Pluszaki nie nadają się ze względów epidemiologicznych, zabawki z małymi elementami bywają niebezpieczne. Co z tym robimy? Trzeba szukać odbiorców w domach dziecka i placówkach, gdzie podopieczni są zdrowi. A wystarczyłoby zadzwonić i spytać, co jest naprawdę potrzebne. Powiedzielibyśmy na przykład o wyczekiwanych przez nasze dzieci grach planszowych i klockach.

Udanym podarunkiem niekoniecznie musi być zabawka. Studenci Politechniki Gdańskiej, którzy postanowili zrobić coś dobrego dla dzieci z oddziału pediatrii gdańskiego szpitala, zostali skontaktowani z wolontariuszami fundacji Dr Clown. I potem, zamiast przynosić kolejne worki zabawek na oddział, sprezentowali dzieciom... po prostu swój czas, grając z małymi pacjentami w gry planszowe.

Anna Białek, pełnomocnik prezydenta Gdyni ds. projektów, a zarazem wolontariuszka związana od kilkunastu lat z gdyńskim Stowarzyszeniem Hospicjum św. Wawrzyńca, zamiast o nietrafionych darach woli mówić o świadomych ofiarodawcach. - Bardzo wiele osób pisze do nas z prośbą o wskazanie im, co konkretnie mogą zrobić dobrego - podkreśla. - Są to zarówno pracownicy dużych i mniejszych firm, jak i osoby prywatne. Ludzie zamożni i emeryci, dla których wydatek ponad stu złotych na materac przeciwodleżynowy jest sporym wydatkiem. Z roku na rok z radością obserwuję, jak coraz więcej gdynian włącza się do pomocy dla hospicjum.

Ci, którzy nie chcą wyrzucać na śmietnik niemodnych sukienek i kurtek, mogą je oddać za darmo. Stare ubrania, zabawki i buty oraz używane rzeczy zbierane są w Trójmieście od dziesięciu lat pod patronatem Caritasu Archidiecezji Gdańskiej przez firmę Tesso. Chociaż firma jest prywatna i nastawiona na zysk, to w pewnej (szczegóły umowy nie zostały udostępnione publicznie) części dzieli się nim z Caritasem.

- Do Caritasu trafiają zarówno zebrane przez nas ubrania - na życzenie bez ograniczeń, a także, co miesiąc, przekazujemy określoną sumę pieniędzy, za które np. finansowana jest działalność jadłodajni dla bezdomnych - wyjaśnia Sebastian Skrzypek, dyrektor firmy Tesso.

W sopockim Caritasie pojawiają się także indywidualni darczyńcy, którzy przynoszą rzeczy dla osób korzystających z tamtejszej łaźni i fryzjera. Zdarza się od czasu do czasu, że trzeba powiedzieć im - oczywiście grzecznie i z wyczuciem - „nie, dziękujemy”.

Podobnie bywa w prowadzonym przez Caritas Domu Samotnej Matki w Matemblewie, gdzie przyjmowane są ubrania, pieluchy, wózki, jedzenie, ale tylko dla dzieci. Potem siostry zakonne, opiekujące się domem, przekazują dary matkom, które zgłaszają się z prośbą o pomoc.

Dla Tomasza Maruszaka z Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, prowadzącego w Gdańsku dwa schroniska, dwie noclegownie i dom wspólnotowy dla łącznie trzystu bezdomnych, liczy się każda pomoc. - W okresie przedświątecznym rzeczywiście tych ofert jest więcej i sygnały o tym dochodzą do nas ze wszystkich placówek - przyznaje. - Zgłaszają się zarówno osoby chcące podarować żywność, jak i ubrania. Praktycznie cały czas potrzebujemy pościeli i bielizny. Mogą być używane, byle były czyste. I oczywiście dla mężczyzn.

Moi rozmówcy podkreślają, że w ostatnich latach mimo wszystko rośnie świadomość tych, którzy chcą podzielić się z potrzebującymi. Być może wpłynęły na to nagłośnione zbiórki typu Świąteczna Paczka czy organizowana przez Fundusz Dzieci Osieroconych akcja „Uśmiech dziecka na Dzień Dziecka”, gdzie potencjalny ofiarodawca otrzymuje listy wymarzonych i potrzebnych prezentów.

Zanim podejmiemy decyzję o obdarowaniu kogoś jakąś rzeczą, powinniśmy zadać sobie trzy podstawowe pytania. Pierwsze - czy obdarowany tego potrzebuje? Drugie - czy nasz prezent nie będzie dla niego kłopotem? I trzecie - czy mógłbyś przekazać tę rzecz, patrząc osobie obdarowywanej prosto w oczy?

Mądre dzielenie się z drugim człowiekiem to wyzwanie - tłumaczy ks. Janusz Steć, dyrektor Caritasu Archidiecezji Gdańskiej. - Sami przecież wiemy, jak trudno kupić prezenty osobie bliskiej, a cóż dopiero obcej? Dlatego zanim podejmiemy decyzję o obdarowaniu kogoś jakąś rzeczą, powinniśmy zadać sobie trzy podstawowe pytania. Pierwsze - czy obdarowany tego potrzebuje? Drugie - czy nasz prezent nie będzie dla niego kłopotem? I trzecie - czy mógłbyś przekazać tę rzecz, patrząc osobie obdarowywanej prosto w oczy?

Bo tak naprawdę w naszej działalności dobroczynnej, w tym nie tylko przedświątecznym dzieleniu się pieniędzmi, ubraniami, zabawkami nie liczymy się my, darczyńcy i nasze dobre samopoczucie, jakie sobie przy tej okazji zapewniamy. Jedynie ważna jest osoba potrzebująca pomocy - chora, uboga, bezdomna, samotna.

A my powinniśmy tak pomagać, by dając coś od siebie, przy okazji nie uwłaczać jej godności.

dorota.abramowicz@polskapress.pl

Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.