Zadebiutował na małym ekranie, kiedy miał... pięć lat. Czy w tej sytuacji mógł nie zostać aktorem? Z biegiem lat pokazał, że rodzice mieli rację, zabierając go na castingi.
Jeszcze do niedawna był idolem nastolatek. Dzięki roli w serialu „Rodzinka.pl” uwielbiały go dziewczyny w całej Polsce. W ostatnich latach zaczyna jednak wyrastać na jednego z najciekawszych aktorów młodego pokolenia. Mogliśmy go oglądać w wysokobudżetowych serialach „Wiedźmin” i „Klangor”. Mało tego: był pomysłodawcą i producentem pierwszego polskiego serialu Netfliksa – „1983”. Niedawno skończył zdjęcia do kolejnej zagranicznej produkcji – „1899”. Wydaje się więc, że nie ma dla niego granic.
- Marzenia są potrzebne, bo stanowią silnik naszych działań. To one sprawiają, że idziemy do przodu. Bywa, że gdy ktoś marzy i mówi głośno o swoich pragnieniach, jest odbierany jako pyszny. Ja tak do tego nie podchodzę. Staram się rzucić tę piłkę jak najdalej. Jednak nie można tylko marzyć – trzeba działać. Tworzyć okazje i je łapać. Trzeba też być odważnym – mówi w „Twoim Stylu”.
Od kołyski do serialu
Pochodzi z aktorskiej rodziny. Kiedy był mały, jego rodzice prowadzili teatr dla dzieci Kuffer. Wymyślali przedstawienia, szyli kostiumy i jeździli po warszawskich przedszkolach. Pierwszym widzem tych spektakli był Maciek. Zresztą zadebiutował w jednym z nich już jako maluch ze żłobka, wcielając się w postać Króla Jagodowego. Musiałowie zagrali w sumie ponad tysiąc przedstawień. Nie pozostało to bez wpływu na ich syna.
Kiedy Maciej miał pięć lat, tata zabrał go ze sobą na casting do reklamy soków Cappy. Maluch tak się spodobał, że wystąpił w niej razem z ojcem. Zachęceni tym sukcesem rodzice zaczęli zabierać syna na kolejne przesłuchania. W efekcie chłopiec zaczął z powodzeniem grać w kolejnych serialach telewizyjnych. Niestety: młodemu aktorowi popularność szybko uderzyła do głowy.
- W czwartej klasie podstawówki grałem w serialu „Hotel pod Żyrafą i Nosorożcem” i powiedziałem kolegom, że albo będą dla mnie mili, albo nie zabiorę ich na plan, na co oni mi powiedzieli: „Spieprzaj dziadu” i przez cały rok byłem sam. No więc po roku ich przeprosiłem i już więcej chyba nie świrowałem. Wyciągnąłem wnioski – śmieje się w „Gentlemanie”.
Los sprawił, że rodzice Maćka rozstali się jako małżeństwo. Chłopiec został pod opieką mamy, a ta robiła wszystko, aby zapewnić synowi jak najlepsze wychowanie. Chodził więc na kurs języka angielskiego i uczył się gry na fortepianie. Najbardziej pociągało go jednak aktorstwo. I w tej materii zaczął odnosić coraz większe sukcesy.
Na nieznanym terenie
Przełom w jego karierze nastąpił, kiedy w 2011 roku wszedł na plan serialu „Rodzinka.pl”. Wcielił się w nim postać Tomka Boskiego, którego rodziców grali Małgorzata Kożuchowska i Tomasz Karolak. Chłopak korzystał z ich aktorskiego doświadczenia, a oni czerpali z jego młodzieńczej energii i świeżości. W międzyczasie Maciek wyrósł na ładnego nastolatka i stał się obiektem westchnień wszystkich dziewcząt nad Wisłą.
- Nigdy nie zapomnę, jak miałem 16 lat i poszedłem na koncert Justina Biebera w Łodzi. Wchodziliśmy z moim menedżerem na stadion i szliśmy na miejsca. Kątem oka dostrzegłem, jak kolejne rzędy ludzi podrywają się i zaczynają za nami zbiegać. W końcu wyglądało to tak, że my biegliśmy przez stadion, a za nami leciał tłum. Musieliśmy się schronić w podziemiach – wspomina w „Vivie”.
Tuż po zdaniu matury Maciek poznał przez przypadek amerykańskiego scenarzystę Joshuę Longa. Obaj wpadli na pomysł serialu „1983”, który zgodził się zrealizować światowy potentat na tym rynku – Netflix. Maciek nie dość, że w nim zagrał, to także został jego producentem. Niestety: media nie przyjęły zbyt dobrze tej produkcji.
- Jestem z tego projektu absolutnie dumny. Miałem 19 lat, gdy zaczynałem go robić. Dziś można go obejrzeć w 140 krajach. I to, co się działo po premierze, na pewno nie podcięło mi skrzydeł. Było wręcz odwrotnie. A może to wszystko było mi potrzebne, bym nie czuł się zbyt pewnie, zbyt pysznie – podkreśla we „Wprost”.
Choć miał bogate portfolio i mógł grać w kolejnych filmach czy serialach, wpadł na pomysł zdawania do szkoły teatralnej. Chciał bowiem zdobyć odpowiednie narzędzia do wykonywania swej pracy. Mógł starać się o przyjęcie do stołecznej akademii, ale zdecydował przenieść się na kompletnie nieznany teren i złożył papiery do krakowskiej szkoły. To był mądry krok: dzięki temu zdobył wiedzę i nabrał samodzielności.
- Myślę, że decyzja o wyprowadzce z Warszawy do Krakowa na Akademię Sztuk Teatralnych była jedną z najlepszych decyzji w całej mojej karierze. Szkoła dała mi bardzo dużo. Oczywiście były też trudne momenty. Na początku chłonąłem wszystko, co było mówione w szkole, potem chciałem z niej uciec, dziś jestem wdzięczny za to, co mi dała – twierdzi w „Logo24”.
Bezwarunkowa miłość
Tuż przed maturą mama poprosiła go, aby pojechał z nią na rekolekcje. Trasa była długa – podróż trwała aż dziewięć godzin. Pech chciał, że Maciek zapomniał zabrać ładowarek i przez ten czas rozładował mu się telefon i laptop. Siłą rzeczy musiał skupić się na rekolekcyjnych naukach, które głosił charyzmatyczny ewangelizator Robert Tekieli. Po trzech dniach odbywała się modlitwa wstawiennicza, podczas której prowadzący modlili się za każdego uczestnika.
- Przyszła moja kolej, wyszedłem na środek. Ojciec nałożył na mnie dłonie i zaczął się modlić. A ja poczułem, jak przychodzi do mnie Bóg. Przytula mnie. Poczułem niekończącą się, bezwarunkową miłość, przebaczenie, akceptację. Z oczu pociekły mi łzy. I to było moje osobiste, empiryczne doświadczenie – opowiada w serwisie Aleteia.
Dziś, choć jak sam przyznaje nie jest wzorowym chrześcijaninem, stara się żyć w zgodzie z Bogiem. W dużym stopniu to zasługa jego mamy. Już kiedy był małym dzieckiem, oddała go opiece Matki Bożej. Uznała, że uchroni jej syna przed każdym niebezpieczeństwem. „Zawierzenie dziecka Maryi to najlepsza polisa na życie. Polecam bardzo wszystkim rodzicom” - napisała niedawno na Instagramie.
- Dla mnie wiara nie jest ilością odmówionych zdrowasiek, ale radością, którą masz w sobie i dajesz innym. Jest dla mnie też kontrą w świecie, w którym funkcjonuję na co dzień, miejscem, które zmusza do autorefleksji. I to się nie zmienia. Dziwnie mi się o tym mówi, bo nie jestem osobą świętą. Absolutnie. Jestem normalnym młodym człowiekiem – podkreśla Maciek w „Vivie”.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień