Maciej Piotr Prus: Z Krakowa trudno jest uciec, nawet jak się jest na wyspie
Kiedy na oddalonej od świata małej wysepce, której mieszkańcy leniwie popijają białe wino i rakiję pojawia się "coś", co niszczy zbiory, sieje niepokój i wyrywa z letargu całą społeczność, w mieszkańcach odzywają się tłumione dotąd lęki. Nowa powieść krakowskiego dziennikarza i literata Macieja Piotra Prusa "Wyspa i inni ludzie" to zaskakujący kryminał w wakacyjnej scenerii, historia o nas, Polakach, a jak pokazują pierwsze czytelnicze relacje, także opowieść o pandemii.
Twoja poprzednia książka "Przyducha" pokazywała zamknięty i duszny Kraków, w najnowszej powieści "Wyspa i inni ludzie" wprawdzie zamiast Krakowa jest wyspa, ale i na niej, mimo morskiej bryzy, czuje się tę krakowską "przyduchę" i zamknięcie.
Ta powieść rzeczywiście miała być ucieczką z Krakowa. Chciałem napisać coś innego, gdzie nie będzie ani Krakowa, ani klubu Piękny Pies, knajp, ludzi na ulicach i wydawało mi się, że wyspa będzie dobrą odskocznią, ale okazuje się, że z Krakowa trudno jest uciec, nawet jak się jest na wyspie.
Geograficznie rzeczywiście udało się uciec, ale atmosfera została.
Zamknięcie wynika bardzo często z tego, co jest w nas i tego, co ze sobą niesiemy. Na wyspie jest trochę inny klimat, wino, knajpka, otwarte przestrzenie, ale przecież przywieźliśmy tam siebie z tym, co mamy w głowie. Ludzie wszędzie, gdzie są przynoszą swoje historie. Dodatkowo wyspa oznacza małą i zamkniętą społeczność, nie tylko geograficznie. Wszystko, co się tam dzieje, wydarza się w mikroskali, co jeszcze potęguje to wrażenie zamknięcia i duszności.
Czytaj więcej.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień