Ma powody, żeby być zagniewanym, bo zbyt wiele naobiecywał Ślązakom
Jest kontrowersyjny, bo to metoda skuteczna, „żeby coś się działo”. Kiedy Kazimierz Kutz stawał się mniej artystą, a bardziej politykiem, narastał w nim oskarżycielski ton.
Nikt nie kwestionuje wielkiego dorobku artystycznego Kazimierza Kutza o trudnej historii Górnego Śląska. Reżyser, w wieku 88 lat, może uważać się za twórcę spełnionego. Jego głos w publicznej debacie jest wciąż doniosły, choć już nie zawsze bezsporny. Niemniej wsłuchują się w niego i zwolennicy, i przeciwnicy Kutzowego widzenia świata, a zwłaszcza spraw śląskich. Jest bardziej moralizatorem czy prowokatorem?
- Zależy, jak kto patrzy. Ale i tak to wszystko po to, żeby coś się działo, żeby myśleć, bo Śląsk jest leniwy pod względem działań społecznych - komentuje sam Mistrz Kutz.
„Dupowatość” mnie nie drażni
Prof. Dorota Simonides, folklorystka:
- Kazimierz Kutz prowokuje, ale też potrafi moralizować, wręcz edukować. W tym prowokowaniu czasem przekracza granice, generalizuje. Gdy mówił o „dupowatości” Ślązaków, nie dopowiedział, o co mu chodzi. Kto nie zna jego języka, uważa to określenie za przesadne. Mnie ono nie drażni i nie dziwi, bo Kazia dobrze znam. Wiele lat przesiedziałam z nim w ławach senatorskich. Wiem, że Ślązacy zawsze byli propaństwowi i trochę poddawali się każdej władzy. To widać analizując początki „Solidarności”, z jakim lękiem włączali się do zmian. Przypuszczam, że Kutz ten pragmatyzm miał na myśli mówiąc o śląskiej „dupowatości”. Na szczęście, młode pokolenie już takie nie jest.
Zaakceptowałam język Kutza, z jego przeklinaniem, choć sama nie przeklinałam nigdy. Raz mi się wyrwało w rodzinnej atmosferze i powiedziałam, że jestem... „wkur...”. Sama się zawstydziłam, a mąż skomentował: „Dorota, za często z Kutzem przebywasz”. Nie znam innego Kutza, tylko takiego, który przeklina. Gdy był wicemarszałkiem Senatu i wchodził na trybunę, zawsze do niego mówiłam: Kaziu, uważaj na język.
Mało kto zna Kutza jako człowieka ciepłego i troskliwego, a on taki też jest i ja tej jego serdeczności doznałam. Senator Anna Kurska, matka Jacka i Jarosława, pytała zdziwiona, dlaczego sobie pozwalam, by Kutz do mnie mówił: „ciotko”. A ja na to, że do Kutza mówię: „ujek”, co dla nas, Ślązaków świadczy o bliskości.
Mam świadomość, że Kazimierz Kutz ma teraz powody być sfrustrowanym i zagniewanym. Wiele naobiecywał Ślązakom: autonomię, uznanie ich za grupę etniczną, a gwarę za język, o co z nim spór wiodłam i za co mi się oberwało, ale mu dawno wybaczyłam.
Tu trzeba się buntować
Józef Skrzek, muzyk:
- Rozumiem Kutza i podziwiam jego wierność tej ziemi. Prowokuje, ale na Śląsku tak trzeba, żeby coś osiągnąć. Trzeba iść pod prąd, wyjść z tego marasu, bo ten Śląsk ciągle jest odpychany. Bez buntu nic tu lekko nie przyjdzie. Pamiętam, jak sprzątaczki wyrzucały z sali ćwiczeń mój zespół SBB, a my i tak graliśmy dalej. Tu nie można być klipą. Kazimierz Kutz wyszedł na swoje. Zrobił wiele, a dla Śląska najwięcej. Uwielbiał mojego brata Janka, bo on był naturalnie śląski, a ja już jestem trochę stylizowany.
Głos ważny, nie zawsze zgodny
Borys Budka, polityk (PO):
- Kazimierz Kutz wymyka się jednoznacznym ocenom. Żyjemy w świecie, w którym przebijają się ostre oceny, kontrowersyjne zdania. Dlatego uważam Kutza za moralizatora, który często jest prowokatorem oraz za prowokatora, który chce być też moralistą. Jego głos jest dla Śląska ważny, co nie znaczy, że wszyscy ten głos podzielają.
Śląski Odyseusz
Alojzy Lsyko, polityk, pisarz śląski:
- Na jednej szali postawiłbym Kutza prowokatora, na drugiej - moralizatora i ta druga szala przeważa. On mnie nauczył odwagi, która jest elementem postawy moralnej. A na Śląsku trzeba mieć odwagę, żeby mówić prawdę. Kutzowi jej nie brakuje w publicznych wypowiedziach. Mówi prosto w oczy i wszystko jest jasne. W tych wypowiedziach często jednak przekracza granice przyzwoitości. I tym się różnimy. Jest to wprawdzie cząstka jego natury, ale ja bym tak nie potrafił, bo z natury jestem łagodnym człowiekiem.
Czy nas poróżnił? Są trzy opcje: Ślązacy propolscy, proniemieccy i są... Ślązacy, jak ja, który chce z wszystkimi żyć w zgodzie. Kutz jest naszym wieszczem. Nazwałem go śląskim Odyseuszem, który nie zważając na pułapki pokazuje nam cel - Ojczyznę Śląską, mityczną Itakę. I ja zabieram się z nim w ten rejs.
Konfliktuje. Taka misja
Prof. Jacek Wódz, socjolog:
- Kutz konfliktuje i prowokuje świadomie, bo w jakimś sensie wypełnia misję, którą sam zdefiniował i na siebie nałożył. Uznał, że jego obowiązkiem jest wprowadzenie do dyskursu powszechnego spraw śląskich. Realizuje tę misję w dwojaki sposób: albo poniża Ślązaków mówiąc o ich „dupowatości”, by ich zmobilizować do działań, albo antagonizuje Ślązaków z innymi, na przykład, z Zagłębiem, czym w sposób niezamierzony przyczynił się do powstania nowej fali tożsamości zagłębiowskiej. Wiele zaryzykował stosując takie metody, ale misja wyszła. Rządzą nami ludzie umysłowo ukształtowani tak, jak została wychowana inteligencja w zaborze rosyjskim, z czym Kutz teraz walczy, i całe szczęście.
Nie musi być grzeczny
Maciej Pieprzyca, reżyser:
- Ze śląskimi filmami Kazimierza Kutza zetknąłem się w latach chłopięcych. Nie był dla mnie prowokatorem, raczej poetą ekranu, zwłaszcza w „Soli ziemi czarnej”. Jego bogata twórczość ma różne smaki, ale śląską trylogię uważam za najważniejszą w dorobku reżysera. Jako filmowiec jest Kutz moralizatorem i ta twarz artysty jest mi bliższa. Za artystyczną prowokację uznać można film „Nikt nie woła”, dopiero po latach doceniony przez krytykę.
Jako polityk i publicysta jest prowokatorem. Potrafi uderzyć bez ogródek, atakować ostro różne strony sceny politycznej, na co pozwala mu pozycja autorytetu. Nie musi się z nikim układać, nie musi być grzeczny.
Zawiódł wielu
Maria Pańczyk, senator i dziennikarka:
- Dla mnie Kazimierz Kutz jest i moralizatorem, i prowokatorem. W swoich filmach pokazał Śląsk prawdziwy, którego mieszkańcy mówią piękną śląszczyzną. Zachwyca się tą ich mową. A obecnie przekonuje, że to ględźba, starzyzna językowa, a więc coś gorszego. To po co wtedy nobilitował ględźbę? Po co opowiada się za standaryzacją gwar śląskich? Jego zmienność poglądów jest niezrozumiała. O konkursie „Po naszymu, czyli po śląsku” pisał kilkanaście lat temu, że to „wielki pomysł”, że w ten sposób „przewietrzyłam Ślązaków i pozwoliłam im wyprostować plecy”. A teraz pisze, że na ględźbie doszłam do zaszczytów...
Wielu Ślązaków się na nim zawiodło, choć wcześniej uważali go za swojego guru. Kutz odmawia im prawa bycia Ślązakami tylko dlatego, że myślą inaczej. Niszczy autorytety, które nie wyznają jego poglądów. Kto nie jest zwolennikiem RAŚ, jest gorszym Ślązakiem. On wypowiada się w imieniu RAŚ, jest jego apologetą, a RAŚ, z całym szacunkiem, to margines życia politycznego, co wykazały też ostatnie wybory parlamentarne. Kazimierz Kutz nie ma prawa wypowiadać się w imieniu większości Ślązaków, bo nikt go do tego nie upoważnił.
Napomina i przestrzega
Henryk Mercik, wicemarszałek województwa śląskiego (RAŚ):
- Kutz moralizator. Z racji wieku przeżył kawał śląskiej historii, niekoniecznie dobrej. Ma doświadczenie, dlatego Ślązaków przestrzega, napomina, by wzięli się za siebie. Jego powiedzenie o śląskiej „dupowatości” jest dla mnie takim właśnie napomnieniem, żeby nie gnuśnieć, dbać o swoje racje, swój wizerunek. Pozytywnie odbieram to jego powiedzenie, choć dla niektórych jest kontrowersyjne. Kazimierz Kutz jest przede wszystkim artystą, najwyższej klasy, a artystom wolno rysować grubą kreską, ostrzej widzieć i mówić o wszystkim. Pod tym względem politykowi wolno mniej.
Społeczność Śląska jest wielobarwna i ma różne nurty polityczne. Na pewno Kazimierz Kutz nie wypowiada się w imieniu wszystkich Ślązaków, bo to jest niemożliwe. Myślę, że nawet nie wypowiada się w imieniu wszystkich członków RAŚ.
Programowo kontrowersyjny
Tadeusz Kijonka, poeta i publicysta:
- Kazimierz Kutz jest autorytetem, zwłaszcza w sprawach śląskich. Dane mi było poznać go w latach 60., gdy osiadł na Śląsku i realizował pierwsze filmy śląskie. Był wtedy silnie związany z czasopismem „Poglądy”. Gościł u Wilhelma Szewczyka, który pomagał mu otworzyć drzwi wielu instytucji. Doszło między nami do zażyłości i wspólnie doprowadziliśmy do I Kongresu Kultury na Śląsku w 1998 roku.
Zawsze był osobowością kontrowersyjną, programowo, bo uznał, że jest to metoda skuteczna w dochodzeniu do celu. Unikał łatwych kompromisów. Z latami, kiedy stawał się mniej artystą, a bardziej politykiem, narastał w nim taki właśnie dosadny sposób wypowiedzi. W sprawach Śląska radykalizował swój oskarżycielski ton po 1989 roku i upadku przemysłu ciężkiego. Stał się obywatelskim sędzią.
Śląsk w granicach państwa polskiego nie jest postrzegany życzliwie i ze zrozumieniem jego potrzeb, co powoduje, że Ślązacy nie czują się swojo wśród swoich. Kutz wyostrza odczuwanie tych negatywnych ocen i krytykę państwa polskiego.