48 godzin - czasem tyle mijało, by któraś z zakaźnych chorób zabiła całą wieś. Dopiero w XIX wieku Pasteur i Koch odkryli, że odpowiadają za nie niewidoczne gołym okiem bakterie i wirusy. I wtedy zaczęła się era szczepień. Era triumfu nauki nad drobnoustrojami. Ciekawie opowiada o tym prof. Ryszard Gryglewski, historyk medycyny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Coraz więcej ludzi nie chce szczepić swoich dzieci - są w stanie nawet uciec z noworodkiem ze szpitala, żeby tego uniknąć. Lekarze biją na alarm: jeśli przestaniemy się szczepić, mogą wrócić epidemie.
Epidemie i pandemie w historii pisanej występowały notorycznie. Ludzie cały czas żyli w cieniu chorób zakaźnych, choć opacznie tłumaczyli ich przyczyny, najczęściej wskazując na zjawiska magiczne lub astrologiczne. Tak też profesorowie fakultetu paryskiego tłumaczyli pojawienie się w Europie w XIV wieku dżumy, czyli czarnej śmierci. Na podstawie współczesnej rekonstrukcji wydaje się, że ta pandemia miała swoje początki w Chinach - stamtąd, Jedwabnym Szlakiem, wraz z kupcami, przedostała się na Krym, a z Krymu - do Konstantynopola. I dalej, statkami przez Morze Śródziemne, do włoskich miast portowych. Odpowiedzialne za to były szczury, na których grzbietach podróżowały roznoszące tę zarazę pchły.
Ponoć połowa mieszkańców Europy umarła w wyniku czarnej śmierci…
Ja słyszałem o jednej trzeciej. Tak czy inaczej - to są szacunki. Statystyka lekarska czy to, co się dzisiaj nazywa monitorowaniem zdrowia społecznego, pojawia się w medycynie bardzo późno - pod koniec XVIII wieku, w epoce oświecenia, w dobie wielkiej przebudowy systemów państwowych. Na temat tego, co było wcześniej, możemy tylko snuć domysły.
Słyszałam, że również nie możemy być pewni tego, że za czarną śmiercią stała dżuma.
Być może dżuma była tylko tym, co otworzyło drogę, a ten prawdziwy zabójca, najstraszniejszy, był zaraz za nią.
Co to był za zabójca?
Mógł to być wirus, który nie pozostawił śladów. W ówczesnej Europie na pewno panowała dżuma - wiemy to z badań szczątków kostnych; znajdujemy na to dowody w zbiorowych grobach. Współcześnie znamy trzy postaci dżumy, z których tylko jedna, płucna, jest bardzo zaraźliwa; od pierwszych objawów do śmierci mija kilka dni, czasem nawet - godzin. Z opisów zachowanych z tamtych czasów, z Irlandii, Francji, Anglii czy Włoch, wynika, że zdrowa populacja w jakimś mieście lub wsi nagle zaczynała chorować i mijało 48, czasem 72 godziny i nikt już nie żył. W dokumentach powtarzają się jednak również opisy objawów charakterystycznych dla postaci dynamicznej: powiększonych węzłów chłonnych i właśnie zmian skórnych, charakterystycznych bąbli czy wybrzuszeń. Otóż to rodzaj dżumy stosunkowo wolno postępujący, który nie jest w stanie zabić całej wsi w ciągu kilkudziesięciu godzin. Stąd wątpliwość. Wyglądało, jakby epidemia dżumy rozwijała się jednocześnie i w tym samym miejscu pod różnymi postaciami. A to mało prawdopodobne.
Więc prawdopodobnie była to skórna postać dżumy plus jakiś wirus?
Popuszczając wodze fantazji - bo nie mamy na to dowodów - to mógł być wirus przypominający swą agresywnością i następstwami znany nam dzisiaj patogen gorączki krwotocznej - wirus Ebola. Zachowane opisy z epoki pasują do „profilu” takiego właśnie wirusa. Jedno nie ulega wątpliwości: po trzech latach pandemii spustoszenia w Europie były gigantyczne; całe wsie i miasta wyludnione, często nie miał kto chować zmarłych. Obraz końca świata. I rzeczywiście wielu uważało, że oto nadchodzi Antychryst.
W dalszej części wywiadu dowiesz się:
- o kolejnych epidemiach, które przeszły przeze Europę
- co spowodowało, że ludzie zaczęli używać szczepionek
- kto przysłużył się najbardziej do stworzenia szczepionek
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień