Ludzie Kościoła. O. Korneliusz: Od junaka do zakonnika z Mogiły

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas / Polska Press
Grażyna Starzak

Ludzie Kościoła. O. Korneliusz: Od junaka do zakonnika z Mogiły

Grażyna Starzak

W Nowej Hucie pierwsze komunie nadal są bardzo uroczyste. Tyle że dzieci coraz mniej. Więcej pogrzebów niż chrztów.

Szczupły, wysoki, z siwymi włosami. Można go polubić od pierwszego wejrzenia. Ludzie pozdrawiają go, gdy idzie ulicami Nowej Huty. Młodzież skłania głowę z szacunkiem. Nawet teraz, gdy habit i sutanna może u niektórych budzić nie tylko miłe skojarzenia.

Ojciec Korneliusz Jackiewicz przyjechał do Nowej Huty z mazowieckiej wsi pod koniec czerwca 1951 r. Właściwie przywieziono go. Bo ówczesne władze zdecydowały, że młodzież w czasie wakacji musi pracować na rzecz ojczyzny. Bolesław - to jego świeckie imię - miał budować Nową Hutę. Indoktrynacja, jakiej poddawani byli tacy jak on junacy z organizacji Służba Polsce, w przypadku Bolesława nie powiodła się. Po wakacjach spędzonych w junackim mundurze wstąpił do zakonu cystersów w Mogile. W zakonie jest już prawie 70 lat. To jeden z dwóch najstarszych nowohuckich duszpasterzy.

W połowie ubiegłego wieku Nowa Huta była sztandarową inwestycją komunistów. W dzieło budowy tego „wzorcowego miasta” włączano też młode pokolenie. Spędzali tu wakacyjne miesiące. Bolesław Jackiewicz miał 18 lat, gdy razem z innymi uczniami liceum w Mińsku Mazowieckim wcielono go do brygady junackiej numer 39. Jakie było jego pierwsze wrażenie po przyjeździe? - Zdziwienie - odpowiada. - Mówiono nam, że Nowa Huta jest budowana na nieużytkach. Tymczasem, jak się przekonaliśmy, to były bardzo żyzne tereny. Jako chłopak ze wsi wyobrażałem sobie, co musieli przeżywać rolnicy, gdy ich stąd wywłaszczono - wspomina.

Junacy pracowali przy budowie pierwszych, nowohuckich osiedli: Wandy, Willowego, na Skarpie, Młodości. - Nie byliśmy fachowcami, więc mogliśmy tylko podawać cegłę na „jeszcze jeden nowy dom”. Woziliśmy też ziemię pod budowę obecnego szpitala im. Żeromskiego. Do pracy szliśmy marszowym krokiem, śpiewając „O Nowej to Hucie piosenka”.

O junakach krążyły różne, często niezbyt miłe opowieści. Można o tym przeczytać m.in. w książce Wojciecha Paduchowskiego „Nowa Huta nieznana i tajna”. O. Jackiewicz nie zaprzecza, że zdarzały się chuligańskie wybryki. - Jak w każdej, młodej społeczności. Ale byli wśród nas też tacy, których nie interesowały rozróby. Nasza grupa junaków - z liceum w Mińsku - była raczej zdyscyplinowana. Staraliśmy się, żeby nie były to stracone wakacje. Dlatego chodziliśmy na wycieczki i spotkania z profesorami, którzy przyjeżdżali z Krakowa, aby opowiadać nam o mieście pod Wawelem i jego historii.

Junacy pracowali ciężko, ale chłopskie dzieci nawykły do pracy. Nie narzekali, bo nigdy wcześniej nie mieli okazji wyrwać się z domu. I to gdzie? Do Krakowa! Bolesław Jackiewicz też się cieszył, że zobaczy Kraków. Chciał się tam wybrać w niedzielę, jak dostał pierwszą przepustkę. Założył wyjściowy junacki mundur. Wyczyszczone na glanc buty.

Musiał jednak zmienić plany. Autobusy z Nowej Huty do Krakowa jeździły wtedy tak przepełnione, że szpilki by nie wcisnął. Nie był rozczarowany, bo przypomniał sobie, że w klasztorze w podkrakowskiej wsi Mogiła jest figura Jezusa, któremu - jak słyszał w dzieciństwie - w cudowny sposób odrastają włosy na głowie. Zamiast pojechać do Krakowa, poszedł do Mogiły.

Kaplica klasztorna opactwa Cystersów w Mogile zrobiła na nim ogromne wrażenie. Młodzieńca w junackim mundurze zauważył kościelny. Bolesław odważył się zapytać, czy przyjmują do zakonu takich jak on.

Kościelny zaproponował, żeby przyszedł w następną niedzielę. Może go zaproteguje zakonnej władzy. Nie czekając do niedzieli, już w piątek, w czasie przerwy obiadowej, w pobrudzonym mundurze, Bolesław poszedł do klasztoru. Ówczesny opiekun nowicjuszy, o. Augustyn Ciesielski, zdziwił się, gdy powiedziano mu, że junak prosi o rozmowę.

Jackiewicz miał tremę, poczęstowano go obiadem. Zaproponowano, żeby przyjechał, gdy będzie pewny swojego powołania. Na pożegnanie został obdarowany pomidorami i jabłkami z przyklasztornych ogrodów. Do dziś pamięta ich smak. Zaniósł je kolegom z brygady.

O cystersach, gospodarzach mogilskiego klasztoru, wtedy nie wiedział zbyt wiele. Przypomniał sobie jedynie, co polonistka z liceum mówiła o Wincentym Kadłubku, słynnym kronikarzu z XII wieku. Otóż pod koniec życia zrezygnował on z biskupich przywilejów i wstąpił do zakonu cystersów w Jędrzejowie. Poszedł tam pieszo z Krakowa. W klasztorze Cystersów, żyjąc wedle surowej reguły, skończył pisać słynną kronikę.

- To postać trochę zapomniana, a tak znacząca w naszych dziejach - mówi o. Korneliusz.

Zanim jednak poznał korzenie cysterskiej rodziny, do której miał niedługo dołączyć, pod koniec sierpnia 1951 r. zakończył junacką służbę.

Jechał do domu z mocnym postanowieniem, że niedługo wróci do Nowej Huty. Wrócił po kilku dniach. 17 września, jako Korneliusz, rozpoczął nowicjat. Na księdza wyświęcił go w lutym 1959 r. Karol Wojtyła. W dziesiątą rocznicę powstania Nowej Huty. Święcenia kapłańskie odbywają się zwykle w maju, ale wtedy przyspieszono je, bo brakowało księży.

- Mogilski klasztor był wówczas dynamicznym ośrodkiem duszpasterskim. Podczas rekolekcji wielkopostnych bywało u nas nawet po kilka tysięcy młodych ludzi - wspomina o. Korneliusz. - Codziennie przez klasztorne sale, korytarze i podwórka, gdzie kapłani grali w piłkę z młodzieżą, przewijało się nawet i dwa tysiące młodych ludzi. Katecheza trwała od ósmej rano do ósmej wieczorem. Nawet w niedziele. Władzy to się nie podobało. Na zebraniach partyjnych mówiono, że cystersi mają zły wpływ na młodzież…

O tym, jakimi metodami próbowano ideologizować Nową Hutę, napisano całe tomy. Książek, reportaży. Krakowski historyk prof. Andrzej Chwalba często podkreśla, że chociaż starano się wykorzeniać tradycje, przywiązanie do Kościoła, które budowniczowie Nowej Huty i jej późniejsi mieszkańcy wynieśli z rodzinnych domów, ludzie nie poddawali się ideologizacji. - Mimo ogromnych wysiłków władzy nie udało się stworzyć nowego, socjalistycznego społeczeństwa - podsumowuje o. Jackiewicz.

Nowa Huta rosła i zmieniała się na jego oczach. Gdy zaczynał kapłańskie życie, praktycznie wszyscy mieszkańcy Huty byli na dorobku. - Cieszyli się z każdego nowego mebla. Prosili, żeby chodząc po kolędzie, poświęcić dobytek. Te kolędowe spotkania były bardzo sympatyczne. Dzieci czekały na księdza już na klatce schodowej. Częstowano nas kawą, a był to rarytas. Dzielono się radościami i troskami. Na stole zawsze stał krzyż, woda święcona. Na ścianach wisiały święte obrazy.

Na pytanie, jak jest dzisiaj, odpowiada, że spotkania w domach parafian też są miłe. Chociaż już nie wszyscy przyjmują księdza po kolędzie. Zmienił się też wystrój mieszkań. - Ale krzyż, choćby mały, zawsze jest - zaznacza.

Pierwsze komunie nadal są uroczyste. Tyle że dzieci coraz mniej. Więcej pogrzebów niż chrztów. W osiedlach, które powstały jako pierwsze, mieszkają dziś głównie starsi ludzie. Młodzi budują domy na obrzeżach.

W opinii o. Korneliusza, pomimo postępującej, także w Polsce, laicyzacji w Nowej Hucie ksiądz jest nadal darzony szacunkiem.

- Nigdy nie spotkałem się z niepochlebną wypowiedzią, drwiną czy złośliwymi uwagami. Pomimo to, że chodzę w habicie. Ludzie pozdrawiają mnie na ulicy, a młodzież w tramwaju ustępuje miejsca. Ostatnio, gdy jechałem do szpitala w Krakowie w cywilnym ubraniu, tyle że z koloratką, dzieci, które szły w tym roku do Pierwszej Komunii św., zaczęły nucić religijną pieśń. Byłem wzruszony…

Dla ojca Korneliusza probierzem religijności mieszkańców Nowej Huty jest frekwencja na mających wielowiekową tradycję odpustach w sanktuarium Krzyża Świętego w Mogile. Przychodzą tam tłumy ludzi. Wiele razy pielgrzymował tam kardynał Karol Wojtyła, który przewodniczył uroczystościom odpustowym oraz odprawiał nabożeństwa. Ojciec Jackiewicz - chodząca kronika sanktuarium w Mogile - pamięta każdą z tych wizyt.

Karol Wojtyła po raz ostatni był w Mogile już jako Jan Paweł II. Niemal dokładnie 40 lat temu - 9 czerwca 1979 r. W homilii, nawiązując do mogilskiego krzyża w pobliżu Starej Huty, wspomniał o krzyżu w Nowej Hucie, o który w latach 60. ubiegłego wieku toczyła się walka mieszkańców z peerelowską władzą. Powiedział, że od tego krzyża zaczęła się „nowa ewangelizacja”.

Użył tego sformułowania po raz pierwszy. Dzisiaj kontekst tej wypowiedzi byłby zapewne inny.

Mogilski krzyż, najważniejszy przedmiot kultu w opactwie Cystersów, to właściwie rzeźba Jezusa na krzyżu. Jest w Mogile prawdopodobnie od momentu założenia klasztoru przez cystersów, czyli od około 1222 r. Ukrzyżowany Mogilski Chrystus ma łagodny wyraz twarzy, lekko otwarte oczy i usta. Głowa Zbawiciela w cierniowej koronie przechylona jest w prawą stronę.

- Włosy, a także broda i wąsy są naturalne - mówi ojciec Jackiewicz. - Gdy przybyłem jako młody chłopak do Nowej Huty, byłem bardzo ciekaw, czy Jezusowi z Mogiły rzeczywiście rosną włosy, zgodnie z legendą, jaką słyszałem w rodzinnej wsi. To stąd m.in. ta moja pierwsza, potajemna niemal wizyta w mogilskim klasztorze. Jakaś siła mnie tam ciągnęła. Dzisiaj wiem, że to Boża Opatrzność - podsumowuje.

- A co z tymi włosami, proszę Ojca? Rosną? - pytam na zakończenie naszej rozmowy. - Na szczęście nie. Bo legenda głosi, że jak włosy sięgną ziemi, nastąpi koniec świata - odpowiada z uśmiechem ojciec Korneliusz.

Grażyna Starzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.