Lokatorka udowodniła, że piec na węgiel był wadliwy
Pani Iwona od kilku miesięcy walczy w urzędzie o nowy piec. Chorującej na epilepsję kobiecie, która wychowuje czwórkę niepełnosprawnych dzieci, przydzielono mieszkanie komunalne wyposażone w kocioł c.o. na paliwo stałe. Kobieta musi wnosić węgiel na drugie piętro.
– Cierpię też na dyskopatię, mam guzek na tarczycy oraz nerwicę. Wszystkie dzieci mają padaczkę. Dodatkowo córka ma dyskopatię kręgosłupa, problemy ze wzrokiem. Młodszy syn ma niedosłuch i rozszczep kręgosłupa. Żeby mieć ciepłą wodę i ogrzać mieszkanie, musimy przynieść węgiel z piwnicy – mówi Czytelniczka ,,GL’’.
Przez ostatnie miesiące wydział gospodarki komunalnej i mieszkaniowej magistratu bagatelizował wątpliwości pani Iwony co do sprawności pieca. Urzędnicy twierdzili, że wszystko jest sprawne.
– Za każdym razem, gdy próbowałam rozpalić w piecu, całe mieszkanie było zadymione. Woda w zbiorniku się gotowała, a mi wmawiano, że nie umiem palić – powiedziała I. Górniak.
Tak twierdzono do czasu, gdy trzech mistrzów kominiarstwa, po dokładnych badaniach przewodów kominowych, wydało ekspertyzę wskazującą na poważne błędy. Jak podkreślali, używanie pieca zagrażało zdrowiu lub nawet życiu całej rodziny i sąsiadów.
Specjaliści uznali w końcu, że jednak w podłączeniu pieca i samym mieszkaniu kilka rzeczy należałoby poprawić. Wtedy też Krzysztof Tomalak, zastępca burmistrza zapewniał, że wszystko zostanie wykonane tak, by było zgodnie z prawem i prawidłowo pod względem technicznym. K. Tomalak zadeklarował też, że jeśli usterek wyszczególnionych w ekspertyzie nie da się naprawić, zostanie przeanalizowana kwestia montażu pieca gazowego.
- Komin nie jest przystoso- wany do odprowadzenia spalin z kotłów na paliwo stałe. W mojej ocenie, słusznym rozwiązaniem byłby montaż pieca gazowego – ocenił Wojciech Wittke, mistrz kominiarstwa.
Tak się jednak nie stało, bo fachowcy zajęli się łataniem dziur, usuwaniem niebezpiecznych elementów, a zamiast kotła gazowego, dzięki któremu chora kobieta nie musiałaby wnosić węgla na drugie piętro, postanowiono zamontować wkład kominowy i pozostać przy starym piecu.
– Już nie mam sił. A co będzie, jak trafię do szpitala i dzieci zostaną same? Kto rozpali w piecu? – zapytała kobieta, która zapewnia, że jej dzieci boją się palić węglem.
Pani Iwona zapowiedziała, że ostatnio wykonane roboty także zostaną sprawdzone przez specjalistów, z którymi nawiązała współpracę.
– Wszystkim, którzy współpracują z urzędem, już po prostu nie ufam. Od kilkunastu tygodni wmawiali mi, że to moja wina, a piec jest sprawny. Okazało się przecież inaczej – powiedziała ze smutkiem kobieta.