List Czytelnika: Kredytowy ból, czyli... gdy człowieka dług dopada
To wielka społeczna uciążliwość - zadłużenie obywateli. Dokładniej: nadwerężenie finansowe rodaków biednych i bardzo ubogich, a więc idzie o obywateli wykluczonych, już, i tych, co zbieg okoliczności szykuje do „wypchnięcia” na margines normalnego życia. Krąży nawet w powszechnym obiegu powiedzenie, że – „nie wiadomo, kiedy, ale każdego z nas to może spotkać”.
Źródłem wspomnianego schorzenia są pieniądze, czy mówiąc bardziej dosadnie, ich niedostatek. Dzieje się źle, gdy podobnie jak w organizmie człowieka ich rażąco brakuje, zakrada się nieszczęście. Powstaje konieczność podjęcia działań naprawczych. Oczywiście trzeba dokonać analizy sytuacji.
Z punktu widzenia prosto obywatelskiego przyczyną nieszczęść wielu Polaków, ich rodzin jest sposób udzielania, w masowych wymiarach, pożyczek; w sieci banków i firm małych, parabanków, które posługują się często niejasnymi przepisami, z braku doświadczenia, a czasem – celowo, żeby z klienta wyciągnąć jak najwięcej.
Poczciwy obywatel nie ma szans na zwycięstwo w zderzeniu z bankową machiną
Umowy kredytowe są wieloarkuszowe, gęsto wydrukowane z zastosowaniem fachowej terminologii. I nie zawsze wiadomo, które fragmenty są ważniejsze, a które mniej istotne. W wielu przypadkach, dla sporej grupy klientów taka „księga” jest mało zrozumiała, nieraz mimo że są osobami przyzwoicie wykształconymi, na poziomie uniwersyteckim. Zniechęca ich góra dokumentacji i mają jeszcze duże zaufanie do osób wykonujących pracę za biurkiem, urzędniczą. (...) Kiedy wreszcie dojdzie do zawarcia transakcji, a potem do sporu, jeśli na przykład „kontrahent” stał się nagle bezrobotnym, sprawa trafia do sądu, poczciwy obywatel ma niewielkie szanse walki i zwycięstwa w zderzeniu z instytucją, która zatrudnia setki pracowników, specjalistów, prawników.
Potencjalny klient placówki bankowej czy parabankowej, chociaż widzi, że ktoś z zadłużonych popadł w kłopoty, po pożyczkę i tak idzie, bo to jedyne pomocne mu w tej gorącej chwili rozwiązanie domowego problemu. (...)
Bez wątpienia nieregularny rytm gospodarki i związane z tym bezrobocie napędzają klientelę bankom. Trawestując: im gorzej na nizinach społecznych, tym lepiej. Pieniądze „pracują” na rynku, motywują funkcjonowanie produkcji, usług, zwiększają się wpływy do ogólnej kasy podatkowej; także na konta przedsiębiorstw. W sumie – wszystko do przodu…
Wniosek? Banki (parabanki) i decydenci mający wpływ na kierunki państwowej aktywności gospodarczej mają wspólny cel – „egzekwować” różne należności, powszechnie, od ludzi mniej zamożnych. Można przewidzieć, że spłacą dług, choćby kosztem wielkich, „podstawowych” wyrzeczeń, bo taka jest norma moralna. Raczej nie pisze się o tym, nie mówi. Przemilcza się na etapie „werbunkowym”, iż gwarantem pewności zysku jest przede wszystkim kredytobiorca. Pożyczający określoną sumę musi spłacić zgodnie z warunkami obustronnie ustalonymi, niezależnie od jego chwilowych „karkołomnych” problemów, przeszkód.
(...) Z reguły bardzo dobrym zabezpieczeniem jest mieszkanie czy domek. Ostatecznie, „manipulując” prawem, przy współdziałaniu komornika, da się przejąć tę ostatnią perłę własności (mieszkanie) za dług. Przy okazji mogą stracić sporo ze swego dorobku także bliscy czy jakoś „współistniejący” z nieszczęśnikiem. Na przykład fakt przenocowania „pechowca” może na kogoś, przy administracyjnej nadgorliwości, zwrócić uwagę komornika. Mieszkanie - zasadniczy element składający się na człowieczeństwo, powinien być wyłączony ze spraw dotyczących postępowania sądowego, komorniczego. Dramatyczna sceneria zabierania rodzinie mieszkania kłóci się z cywilizacyjnymi standardami w traktowaniu człowieka. Potrzebna jest państwowa agenda, która „sama z siebie” by zapobiegała nadmiernej surowości fiskusa. A staraniem rządu, polityków powinno być takie organizowanie społeczeństwa, aby zwyczajni, uczciwi obywatele nie czuli się bezsilni, lekceważeni.
Autor: Stanisław Turowski