Lewica liże rany. Ma trzy lata, żeby się pozbierać
Lewica ma kłopoty w całej Europie, nie tylko w Polsce. Wiele jej postulatów przejęły partie prawicowe, zajmując po mistrzowsku teren zarezerwowany do tej pory właśnie dla lewicy. Czy w Polsce wróci kiedyś do pierwszej politycznej ligi? Dzisiaj chyba nikt nie jest w stanie tego powiedzieć.
Nikt nie ma pomysłu na lewicę. Chyba nawet sama lewica nie specjalnie wie, co dalej. W Sojuszu Lewicy Demokratycznej mieli ostatnio konwencję. Podsumowali wybory parlamentarne - nikomu nie było do śmiechu. Leszek Miller podziękował ludziom lewicy za współpracę, apelował o wybór nowego przewodniczącego partii w wyborach powszechnych oraz o „konsolidację i wzmocnienie SLD”. Chętnych na następców Millera nie brakuje, do wyborów stanie dziesięciu kandydatów: Włodzimierz Czarzasty, Krzysztof Gawkowski, Michał Huzarski, Adam Kępiński, Tomasz Nesterowicz, Piotr Rączkowski, Joanna Senyszyn, Dariusz Szczotkowski, Jerzy Wenderlich oraz Zbyszek Zaborowski.
Członkowie Sojuszu wybiorą swojego szefa w dwóch turach. Pierwsza odbędzie się 16 stycznia i będzie miała charakter wyborów powszechnych. Tydzień później przewodniczącego wybierać będą delegaci zebrani na nadzwyczajnym kongresie Sojuszu.
Na razie przyszedł czas rozliczeń. - Wielu członków Sojuszu miało do nas pretensje, że przed wyborami zjednoczyliśmy się z Palikotem - nie ukrywa jeden z polityków SLD. - Mówili, że mogliśmy iść do wyborów sami, pod szyldem Sojuszu, a wtedy na pewno przekroczylibyśmy próg wyborczy - dodaje nasz rozmówca.
Dariusz Joński potwierdza. Tak, wielu kolegów uznało, że zjednoczenie z Palikotem było największym błędem Sojuszu, oczywiście oprócz wystawienia w wyborach prezydenckich jako swojej kandydatki Magdaleny Ogórek. Ale było, minęło, trzeba iść dalej.
- Będziemy walczyć o lewicę, a lewica o demokrację - mówi Dariusz Joński.
Pierwszy krok, to będzie oczywiście wybór nowego szefa. Ponoć duże szanse ma Jerzy Wenderlich. Pracuje. Jeździ po Polsce i przekonuje do siebie ludzi. Krzysztof Gawkowski też miał wśród kolegów spore poparcie. Niektórzy mówią, że gdyby nie porażka wyborcza, Gawkowski by te wybory w partii wygrał.
- Teraz wypominają mu, jak na majowej Radzie Krajowej agitował za zjednoczeniem, mówił, że jeśli nie osiągną 8 procentowego poparcia, poda się do dymisji. Nie przekroczyli, a on chce zostać szefem Sojuszu - mówi nam jeden z polityków lewicy.
Dariusz Joński mówi, że teraz najważniejsze są wybory wewnątrz partii. - Nastroje są bojowe - zapewnia Joński. - Tym bardziej, że sytuacja na polskiej scenie politycznej stwarza ogromną szansę na powrót lewicy do Sejmu - dodaje Joński.
Na konwencji Joński przedstawił oficjalnie plan przygotowania referendum w sprawie skrócenia kadencji Sejmu. Chce zebrać w całym kraju milion, albo i więcej, podpisów pod obywatelskim projektem ustawy, którym będzie musiał zająć się Sejm. Sejm pewnie nie wydałby zgody na przeprowadzenie referendum, ale byłoby czarno na białym czego chcą obywatele. A Sojusz zawsze stał i stoi po stronie obywateli.
- Jarosław Kaczyński obawia się protestów i tego, co mogą robić ludzie na ulicy. To było widać w dzisiejszym przemówieniu. Nie może bagatelizować jak tyle ludzi wychodzi na ulicę czy będzie zbierać podpisy. Patrzę w stronę KOD i myślę, że z KOD i innymi organizacjami moglibyśmy je zebrać - mówi Dariusz Joński. Lewica w tych manifestacja jest bardzo aktywna. Nie ma jej w Sejmie, więc wyszła na ulicę.
- Po wyborach ruszymy do przodu, nie wiadomo pod szyldem Sojuszu, czy pod inną nazwą, ale na polskiej scenie politycznej jest miejsce na lewicę - mówi nam jeden z polityków Sojuszu. - Zjednoczona Lewica oczywiście oficjalnie przestała istnieć, co nie znaczy, że nie współpracujemy - dodaje nasz rozmówca.
Krzysztof Janik, były przewodzący SLD, mówi, że lewica potrzebuje czasu, aby się pozbierać. - Do wyborów zostały trzy lata, może coś się wykombinuje - wzrusza ramionami Janik. I tłumaczy, że gdyby Sojuszu poszedł sam do wyborów, mógłby nawet wejść do Sejmu, ale dostałby z 30 mandatów. - I co? Dalej tkwiłby w tym samym bagnie, tyle, że Sojusz miałby jakieś złudzenia, że coś znaczy na scenie politycznej. Może dobrze się stało, SLD ma teraz czas, żeby przemyśleć błędy, posiedzieć nad programem - tłumaczy Janik. - Skończyła się pewna epoka. Ostatnim politykiem z 1989 roku jest Jarosław Kaczyński i właśnie dokonuje autodestrukcji - dodaje jeszcze Janik.
- Jak Pan ocenia kandydatów na nowego szefa Sojuszu? - dopytuję.
- Obawiam się, że w tej dziesiątce nie ma człowieka, który pociągnąłby lewicę zdecydowanie do przodu - przyznaje były szef Sojuszu.
Więc SLD na razie liże rany. Pewnie trzeba będzie poczekać na styczniową konwencję, zobaczyć, kto stanie na czele Sojuszu, jaki będzie miał pomysł na partię i na to, z jaką ofertą wyjść do Polaków.
O Twoim Ruchu zupełnie ucichło. W mediach widać jedynie Barbarę Nowacką, Janusz Palikot jakby zapadł się pod ziemię.
- W kuluarach śmieją się, że w Twoim Ruchu został Palikot i księgowa. Po przegranych wyborach Palikot wyjechał na trzy tygodnie za granicę, zostawił ludzi - opowiada nam jeden z polityków lewicy. - Nowacka po przegranych wyborach podała się do dymisji, myśląc, że Palikot zrobi to samo. Nie zrobił rzecz jasna, bo przecież dostał subwencję budżetową - dodaje ze śmiechem nasz rozmówca. W sumie wyszło dla Twojego Ruchu jakieś 900 tys. złotych rocznie. Zawsze coś!
Barbara Nowacka szybko ripostuje. - To wszystko bzdury - mówi. Twój Ruch wciąż istnieje. Mieli kilka spotkań zarządu, na wiosnę odbędzie się walne zgromadzenie członków. Janusz Palikot na spotkania przychodzi.
- Każdy potrzebuje chwili refleksji. Janusz Palikot wycofał się z mediów, rzeczywiście nie ma go w telewizji, nie udziela wywiadów, ale jest obecny w mediach społecznościowych - tłumaczy Nowacka. I podkreśla, że wszystkim po wyborach potrzeba chwili oddechu, przemyśleń.
- Na razie działamy mniej partyjnie, bardziej społecznie. Włączamy się w działania Komitetu Obrony Demokracji, bierzemy udział w manifestacjach - opowiada Barbara Nowacka.
- Ilu was dokładnie jest? - pytam.
- Nie wiadomo. Chcemy się spokojnie policzyć, ale nie było jakichś spektakularnych odejść, więc liczba członków nie powinna się jakoś drastycznie zmienić - odpowiada.
Jest jeszcze partia Razem. Adrian Zandberg, jeden z jej liderów był prawdziwym objawieniem ostatnich dni kampanii. Po debacie, w której wziął udział, partia Razem przebiła się: wyborcy o niej usłyszeli, a co niektórzy nawet zaufali. Wprawdzie Razem nie weszło do Sejmu, ale poparcie dla tej nowej partii z jednego punktu procentowego wzrosło do punktów czterech i dzisiaj ludzie z Razem mogą liczyć na państwową dotację. Niektórzy właśnie w niej upatrują przyszłości dla lewicy. Bo to ludzie młodzi, aktywni, pełni zapału. I z zupełnie nowym podejściem do polityki.
- Chcemy odejść od modelu partii wodzowskiej. Członkowie mają wpływ na to, w jakim kierunku idziemy. Demokratycznie wybraliśmy zarząd, podobnie rzecz się miała w okręgach. Rządzimy się demokratycznie - tłumaczyła mi swego czasu Marta Nowak, rzecznik partii Razem. O żadnym gwiazdorzeniu nie może być mowy.
Program układali sami. Pracują zawodowo, każdy na czymś się zna. Stworzyli grupy robocze, które pracowały nad konkretnymi działami programu. Wiadomo, nauczyciele zajmowali się edukacją, ekonomiści - budżetem i gospodarką. Potem wspólnie nad stworzonym programem dyskutowali i przegłosowywali jego punkty. Bo wprawdzie pracowali nad nim eksperci w konkretnych dziedzinach, ale program przyjętym musiał być demokratycznie.
Wśród założeń programowych partii Razem znajduje się: walka o stabilne miejsca pracy, likwidacja umów śmieciowych, podwyższenie pensji minimalnej, wprowadzenie 35-godzinnego czasu pracy, zakaz darmowych staży, zwiększenie uprawnień dla PIP-u, zatrzymanie komercjalizacji służby zdrowia, finansowanie jej bezpośrednio z budżetu państwa, wprowadzenie pełnej refundacji zabiegów in vitro, podatek „dla prezesów”: 75 proc. od nadwyżki powyżej pół miliona złotych dochodu rocznie, ograniczenie handlu w niedziele i święta, podniesienie kwoty wolnej od podatku, wprowadzenie progresywnego podatku dla firm, zlikwidowanie podatku liniowego dla firm, wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół, wprowadzenie równouprawnienia rodzin niezależnie od płci partnerów, wprowadzenie jednolitego, 480-dniowego urlopu rodzicielskiego, dzielonego po równo pomiędzy rodziców, ograniczenie wynagrodzeń poselskich do trzykrotności płacy minimalnej. Jest tego zresztą znacznie więcej, to tylko część kwestii, o które chcą walczyć.
W ludziach z partii Razem jest spory potencjał, a na pewno wiara w sens tego, co robią. Za pieniądze, które dostaną od państwa chcą pomagać ludziom, włączać w demokratyczną politykę: będą organizować szkolenia, otwarte spotkania dyskusyjne, edukować. Jakby nie patrzeć - to na pewno coś nowego na polskiej scenie politycznej.
W każdym razie mają dzisiaj 6 tysięcy członków i sympatyków, a w ostatnich tygodniach ta liczba zwiększyła się o kolejne 3 do 5 tys. osób. 90 procent z nich nigdy wcześniej nie działała politycznie. Ale teraz chce, bo nie widzi polityków, którzy mogliby ich reprezentować.
Pomysły młodych z partii Razem nie wszystkim się podobają. Ryszard Holzer, sekretarz „Newsweeka” w swoim komentarzu pisał swego czasu o sprzecznościach w ich programie, a nawet o cynizmie. Swój komentarz skończył tak: „Wyborców partii Razem rozumiem - wybór nie jest łatwy. Ale jeśli już musicie głosować na cyników, to przynajmniej głosujcie na takich, którzy mają szansę zatrzymać Kaczyńskiego. I jeszcze taki drobiazg. Świeżo oddanych do użytku miłośników Adriana Zandberga informuję, że był wcześniej liderem lewackiego ugrupowania Młodzi Socjaliści, które to ugrupowanie najdziksze wypisywało androny, przy których dzisiejsze obietnice Razem, że przekopie Mierzeję Wiślaną, by transatlantyki mogły zawijać do Elbląga to mały pryszcz.”
Włodzimierz Cimoszewicz pytany przez Monikę Olejnik w radiu ZET o Zandberga, stwierdził: „No, na bezrybiu i rak ryba, można by było powiedzieć. Wtedy, kiedy politycy z pierwszych stron gazet, ci, których znamy z ekranów telewizora nie bardzo potrafią składnie coś sensownego powiedzieć i raptem znajduje się ktoś nieznany, kto coś sensownego mówi, to już się wyróżnia bardzo pozytywnie. Ale ja na razie nie widzę w tej partii wielkiego potencjału. No widzę tam natomiast bardzo wiele, czasami sympatyczne, ale ignorancji, niewiedzy o funkcjonowaniu państwa i gospodarki.”
Może i tak, ale wyborcy wiedzą przynajmniej, że partia Razem istnieje. Jest jeszcze partia Zielonych i wiele lewicowych bytów, które krążą po polskiej scenie politycznej. Pytanie, czy lewica znajdzie pomysł, aby przekonać do siebie wyborców.
- W Polsce lewicy nie ma, bo nigdy nie było - uważa prof., Kazimierz Kik, politolog. - Podział historyczny pokrył w tym przypadku podział ideowy - dodaje prof. Kik.
Eksperci zauważają, że lewica ma problem nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Z kilku przynajmniej powodów: po pierwsze wiele haseł lewicy zostało już zrealizowanych, po drugie - wiele partii prawicowych odgrywa jej rolę.
- W Polsce największą przeszkodą do odbudowy lewicy będzie Prawo i Sprawiedliwość, PiS po mistrzowsku wszedł na teren lewicy i zawłaszczył jej postulaty - mówi prof. Kik.
Trudno nie przyznać profesorowi racji: związki zawodowego stają przecież murem za Prawem i Sprawiedliwością. PiS bez wątpienia jest partią bardzo socjalną, przejął sporą cześć wyborców Lewicy.
Czy ta zdoła się jeszcze pozbierać i wrócić do politycznej pierwszej ligi? Dzisiaj chyba nikt nie jest w stanie na to pytanie odpowiedzieć.