Lekkoatletyczna moc
Polacy potwierdzili, że należą do światowej czołówki
Siedem medali zdobyli biało-czerowni do niedzielnej sesji wieczornej lekkoatletycznych mistrzostw świata w Londynie. To tylko o jeden mniej niż dwa lata wcześniej w Pekinie, a wczoraj nasi reprezentanci brali udział jeszcze w czterech finałach (1500 m - Marcin Lewandowski, 800 - Angelika Cichocka oraz obie sztafety 4x400 m; wszystkie finały zakończyły się po zamknięciu gazety - przyp. JG). Mało tego - przed ostatnimi zawodami o medale zajmowaliśmy piąte miejsce w klasyfikacji punktowej, w której dorobek gromadzi się dzięki pozycjom od pierwszej do ósmej zajmowanym w poszczególnych finałach. Przed nami były tylko Stany Zjednoczone, Kenia, Wielka Brytania i Chiny. Nasi lekkoatleci potwierdzili, że sukcesy z ostatnich lat to nie przypadek. W weekend nasz dorobek medalowy powiększył się o złoto i dwa brązy.
Kopalnia z(m)łota
Z sześciu medali w rzucie młotem zgarnęliśmy na mistrzostwach świata w Londynie cztery - dwa złote i dwa brązowe. Chyba żaden inny kraj nie zdominował tak jednej dyscypliny na Stadionie Olimpijskim. No może Amerykanie, ale oni krążki zdobywali tutaj hurtowo. W piątek wieczorem po raz trzeci z rzędu mistrzem został Paweł Fajdek. Kolejny brąz do swojej kolekcji dołożył Wojciech Nowicki. Wcześniej trzecie miejsce zajmował już na igrzyskach w Rio, mistrzostwach Europy w Amsterdamie oraz MŚ 2015.
Fajdek i Nowicki byli murowanymi faworytami do medali. Wystarczyło spojrzeć na światowe listy z tego roku, by przekonać się, że to dominacja absolutna - 14 pierwszych wyników należało do biało-czerwonych.
Pierwszy do koła z naszych reprezentantów wszedł Nowicki - 76.36 chwilowo dawało mu podium, ale rywale szybko zaczęli się przerzucać. 77.05 rzucił Francuz Bigot, 77.00 - Valeriy Pronkin.
Paweł Fajdek pierwszej próby nie zaliczył. Wyrzucił młot za promień z lewej strony. Pojawił się lekki niepokój, ale na szczęście nasz mistrz uspokoił wszystkich drugim podejściem. Co prawda 77.09 podium jeszcze nie dawało, ale mogliśmy być raczej spokojni, że zobaczymy Polaka w decydującej ósemce. Nowicki poprawił się niewiele. Po dwóch rzutach był szósty.
Wszyscy szli równą ławą. Aleksei Sokyrskii poprawił swój najlepszy wynik w tym roku - 77.50, Dilszod Nazarow - mistrz olimpijski z Rio - 77.22, Brytyjczyk Nick Miller niespodziewanie aż 77.31. Pierwszy granicę 78 metrów złamał Nowicki (78.03), który po tym rzucie był pierwszy, ale też... mocno niezadowolony. Kręcił głową, ale spora grupa biało-czerwonych kibiców na Stadionie Olimpijskim w Londynie była bardzo uszczęśliwiona.
Przyszedł też wreszcie rzut Fajdka, na który wszyscy czekaliśmy - 79.73. Nikt - poza Nowickim - nie rzucał w tym roku tak daleko. Na półmetku rywalizacji mieliśmy zatem dwójkę Polaków na dwóch pierwszych miejscach.
Nasi reprezentanci spokojnie śledzili to, co robią rywale. Rozmawiali, zbijali piątki, choć Nowicki był znów bardzo niezadowolony z siebie po czwartym rzucie (76.19). Fajdek ponownie dołożył kilka centymetrów (79.81). Trzeba było uważać tylko na niebezpiecznego Pronkina, który po piątej próbie do drugiego miejsca tracił ledwie 5 cm. No i Rosjanin niestety tę progresję utrzymał - szóstym rzutem przebił Nowickiego (78.16). Ten rzucał w konkursie przedostatni, więc wszystko zależało od niego. Nic z tego - został na trzecim miejscu.
- Trzecie miejsce jak widać mnie lubi - uśmiechał się Nowicki. - Szkoda tylko, że to nie był mój dzień. Nie mogłem się odnaleźć w tym kole, słabo kręciłem. Nogi sobie, a ręce sobie. Rzucałem bardzo brzydko. Myślałem, że będzie lepiej - narzekał nasz zawodnik.
Pokonała siebie, ma brąz
- Na każdej wysokości musiałam walczyć sama ze sobą. Cieszę się, że się nie poddałam, bo już różne myśli przechodziły mi przez głowę. Pierwszy raz się nie poddałam i wygrałam ze sobą - mówiła uradowana Kamila Lićwinko, dla której brąz z Londynu to pierwszy medal wywalczony na dużej imprezie na otwartym stadionie.
Nasza reprezentantka, która skakała jako pierwsza, pierwszą zrzutkę zanotowała na 1.92 - wyskoczyła zwyczajnie za nisko i poprzeczka spadła zahaczona pośladkami. Zaraz po niej nieudane podejście zaliczyła mistrzyni olimpijska z Rio, 38-letnia Hiszpanka Ruth Beitia. Jak się okazało - to było dla niej za wysoko i po dwóch kolejnych zrzutkach jako pierwsza odpadła z rywalizacji. Lićwniko przeszła nad poprzeczką w drugiej próbie.
Na 1.97 zostało sześć zawodniczek - faworytka Marija Lasickene, Julia Lewczenko, Niemka Jungfleisch, Brytyjki Lake i Johnson-Thompson oraz Lićwinko, która jako jedyna miała dwie zrzutki w konkursie i zajmowała szóste miejsce. To okazała się kluczowa wysokość. Polka dwa razy zrzuciła - skoczyły tylko Lasickene i Lewczenko. Trzecia próba naszej zawodniczki była właściwie próbą na medal... No i udało się! Brytyjki nie dały radę, groźniejsza od nich Jungfleisch też! W tym momencie mieliśmy brąz, ale Polka postawiła pod ścianą Rosjankę i Ukrainkę, bo poszła za ciosem i wzięła szturmem 1.99! Piękna Julia (Lewczenko) także, co było jej rekordem życiowym. I nagle się wszystko odwróciło, bo Lasickene strąciła tyczkę.
Dwie swoje kolejne próby postanowiła przenieść na 2.01, co dla Lićwinko byłoby nowym rekordem życiowym. Dla Rosjanki to bułka z masłem. W drugiej próbie uporała z nią się też Lewczenko, więc reprezentantka Polki przeniosła ostatnią szansę na 2.03. Nie miała nic do stracenia. To okazało się o wiele za dużo, ale i tak mieliśmy brąz (1.99)! Złoto dla Lasickene (2.03), srebro dla Lewczenko (2.01).
Dobrze w chodzie na 50 km zaprezentował się Rafał Augustyn, który zajął siódme miejsce (3:44.18). Wygrał Francuz Diniz, bijąc rekord mistrzostw Roberta Korzeniowskiego - 3:33.12. Dziewiąty w finale rzutu oszczepem był Marcin Krukowski (82.01, wygrał Niemiec Johannes Vetter - 89.89).