Mój czarnohumorny kolega powtarza, że optymiści (jak ja) wierzą, iż świat stoi otworem, zaś pesymiści (jak on) wiedzą, jaki to otwór. Miewam ostatnio momenty patrzenia w otwór, np. gdy niejaki Piotrowicz występuje w mej Ojczyźnie przebrany za sędziego i każdym słowem pluje w twarz – mnie, przyzwoitości i polskiej racji stanu. Albo wówczas, gdy winda staje między piętrami. Współtowarzysze wciskają po kolei guziczki i nic. Aż tu przepycha się poseł, wali w pulpit z bani i… winda rusza. A on się chwali wskazując pierwej głowę, a potem bicepsy: - Trzeba mieć TU, a nie TU.
Można się z posła śmiać, lecz walenie z bani ma długą tradycję nie tylko w Polsce. W sumie dzieje ludzkości można opisać jako niekończące się zmagania pomyślunku z przemocą. I ja tu nie staję po żadnej stronie. Jako politolog wiem, że siła jest konieczna (na aparacie przymusu opiera się każde państwo), ba, któż nie ma czasem ochoty przywalić komuś z bani.
Z drugiej strony – osoby używające szarych komórek, zwłaszcza takich, które nie wyją w czaszce z samotności – wiedzą, iż nienotowany od czterech stuleci cywilizacyjny sukces Polski NIE wziął się z walenia łbem w pulpity, ani tym bardziej w mury wzniesione własnoręcznie wokół kraju i obywateli. On się wziął z pomyślunku ludzi światłych, wykształconych, kompetentnych, ciekawych świata, otwartych na współpracę, pracowitych.
Nihil novi. Kaplica sykstyńska to dzieło głowy, Auschwitz to wytwór bani. Świetność pierwszej Rzeczypospolitej była owocem braterstwa ponad narodowymi i stanowymi egoizmami; do jej upadku doprowadziło chroniczne walenie z bani za sprawą triumfu ograniczeń umysłu, zaściankowych rojeń i podziałów na lepsze i gorsze sorty. Nie szukajmy przyczyn tej traumy w zmowie sąsiadów. Szukajmy jej – jak Piotr Skarga - w przywarach własnego czerepu.
Moi stali Czytelnicy wiedzą, że nie boję się nazwać ciemnoty ciemnotą. Uważam, że owa ignorancka, pusta jak orzeszek, acz przekonana o swej wszechwiedzy i agresywna masa – jest zagrożeniem dla świata. Zawsze była. Mądrzy ludzie czasem się wygłupiają, głupi - stale wymądrzają. To emocje (bo przecież nie myśli) ciemnoty pozwalały cynicznym lub głupim samcom alfa decydować o wybuchu wojen, o rzeziach, o paleniu na stosie, o Auschwitz, o kambodżańskich Polach Śmierci, o Sarajewie, o Ruandzie. Pisał nieodkrywczo Kapuściński, że warunkiem istnienia dyktatury jest ciemnota tłumu, dlatego dyktatorzy bardzo o nią dbają, zawsze ją kultywują.
Dziś ciemnota znów pomaga nakręcać populistom spiralę nienawiści, a kołem zamachowym są teorie spiskowe i autorytarne fantasmagorie sycone nieufnością i zawiścią wobec bliźniego. Zwłaszcza tego, co umie więcej i – nie daj Bóg – miał w szkole czy na uniwerku piątki, a potem zyskał uznanie w swoim środowisku i był demokratycznie wybierany na ważne stanowiska, w Polsce lub (o zgrozo!) w Europie i świecie. Mądry zobaczy w tym zasłużoną karierę człowieka światłego, ponadprzeciętnego, czasem wybitnego (nota bene coś takiego przydarzyło się kiedyś naszemu Karolowi Wojtyle). Manipulowany przez populistę ciemniak-zawistnik (modlący się do Boga, by sąsiadowi krowy zdechły) będzie to tłumaczyć zmową wiadomych sił.
Ciemnota nie tylko widzi sens w niszczeniu ludzi światłych, elit i autorytetów, ale i czerpie z wszelkich – czynionych przeciwko elitom - okrucieństw satysfakcję. Sęk w tym, że to owi światli kreują cywilizację – od literatury i sztuki po architekturę, od prawa i etyki po odkrycia i wynalazki – którą nazywamy Polską, Europą, światem.
Bez stworzenia przez światłych pałacu Saskiego zburzonego potem z bani przez Niemców nie mielibyśmy dzisiaj co rekonstruować. Bez nakręcenia przez Wajdę czy Hasa głośnych w świecie filmów, krytykowanych z bani przez ciemny partyjny aparat, polskie kino nie miałoby swego miejsca w globalnej kinematografii. Bez zasługującej na Nobla twórczości Sienkiewicza, Reymonta, Miłosza, Szymborskiej i Tokarczuk, miażdżonej z bani przez miernoty nie umiejące sklecić esemesa, bylibyśmy przywiślańskim krajem znanym z przaśnych rymowanek na dożynkach.
Z bani można - co najwyżej! - odblokować coś stworzonego przez mędrszych, co się chwilowo zatnie. Przeważnie jednak z bani się niszczy. Nie znam niczego, co zostałoby zbudowane przy pomocy walenia z bani.
Wielu (większość?) Polaków patrzy dziś w otwór. Co w nim widzi? Ano to, że przy wsparciu walących z bani głupców, nieuków i leni można wygrywać wybory, a jednocześnie – przegrywać Polskę.