Kurpie Zielone to zespół na tyle dobry, że może trochę poszarżować
Pochodzi z Grajewa, na co dzień mieszka w Warszawie. Od października pracuje z zespołem Kurpie Zielone, który ogłosił nabór nowych tancerzy. To Mariusz Żwierko.
Kurpie Zielone mają nowego instruktora, teraz zespół szuka nowych tancerzy. Jest ich za mało?
Mariusz Żwierko, nowy choreograf Kurpi Zielonych: Zespół wymaga odświeżenia. To nie tylko moje zdanie. Odświeżamy nie tylko skład, ale przede wszystkim repertuar, jednocześnie podtrzymując tradycje. By podkręcić tempo pracujemy także w systemie zaocznym. Raz w miesiącu organizujemy zajęcia weekendowe. Następnie tancerze szlifują układy w tygodniu – jednego dnia ze mną, drugiego z Agnieszka Ondruch-Sikorą – tancerką z Kurpi, która przygotowuje się do zwodu instruktora. [/b]
Co powinna umieć osoba, która chce tańczyć w Kurpiach?
W zamyśle, jak już powiększymy nasz repertuar, chcemy stworzyć dwie grupy: początkującą i zaawansowaną. Obecnie zespół tworzą osoby, które tańczą już od wielu lat, ale też takie, które dopiero zaczynają, ale są bardzo zaangażowane. Zależy nam na tych, którzy mają już pewną praktykę taneczną, ale też tych, którzy chcieliby spróbować czegoś nowego.
Kurpie Zielone mają ponad 65-letnią historię. Mówi Pan o potrzebie jego odświeżenia. Co Pana zdaniem wymaga najpilniejszej zmiany?
Trzeba iść z duchem czasu i po prostu sprawdzić, jakie dziś są trendy w podejściu do folkloru. To, co robią tancerze jest dla nich wielka pasją. Miło jest spotkać się na próbie, potańczyć, zrobić coś, co się lubi i kocha. Ale trzeba pamiętać, że zespół jest też dla publiczności, ważne jest to, co odbiorcy chcą zobaczyć. Nie można pokazywać tego samego przez cały czas. Nie wyobrażam sobie, by w Operze i Filharmonii Podlaskiej czy jakiejkolwiek innej operze w Polsce co sezon prezentowane było to samo. Nie tędy droga. Zatem odświeżenie repertuaru, pokazanie się z innej strony, zwrócenie uwagi na inne regiony, wprowadzenie innych technik tanecznych, nowych pieśni i tańców jest ważne i przynosi odświeżenie. Ten zespół jest na tyle dobry, że może sobie pozwolić na to, by pokazać się z innej strony, trochę poszarżować.
Czy przejęcie zespołu, którzy przez ponad 40 lat prowadził Wiesław Dąbrowski to duże wyzwanie?
Faktycznie jest to dość trudne, ale ja lubię wyzwania. Takim jest praca w zespole Grajewianie, w którym się wychowałem i założenie”Teatru Pijana Sypialnia - największego niezależnego teatru w Polsce” oraz zespołu Woda Na Młyn w Warszawie. Podjęcie współpracy z zespołem, który na Podlasiu uznawany jest za reprezentacyjny to duża sprawa. Trzeba się zmierzyć z ciężarem sławy. Ale jeśli wiem co chcę zrobić i jakie są moje cele, to to wyznanie jest pozytywną stroną tego zdarzenia. Liczę się z tradycją zespołu, nie neguję jego dokonań. Najważniejsze było poznanie potrzeb tych, którzy tworzą ten zespół. Na bazie tych potrzeb i możliwości tancerzy budujemy nową markę, wizerunek i kierunek zespołu. Rozwój polega na czerpaniu z dotychczasowych umiejętności i dodawaniu nowych rzeczy.
Jest Pan też nauczycielem języka niemieckiego. Z tańcem ma to niewiele wspólnego...
Tak, to mój drugi zawód. Na co dzień pracuję w szkole – w liceum i gimnazjum w Warszawie. A wieczorami mam próby. To zainteresowania ogólnohumanistyczne, renesansowe podejście do sprawy. Wciąż jestem nauczycielem – w jednej i drugiej dziedzinie. W jednej bardziej twórcą, w drugiej pedagogiem. To inny materiał do pracy, ale jest to wciąż praca z ludźmi. Pracuję jako pedagog, kreatywny nauczyciel. Może to dziwnie brzmi, ale to się łączy ze sobą. Z pracy w szkole i z zespołami wytworzyła się moja autorska metoda pracy.