Kupił w Anglii używane auto. Miał problem z jego zarejestrowaniem w Polsce
Kupujesz samochód poza Polską? Podpisz umowę, jakiej wymagają nasi urzędnicy, bo później będziesz miał problemy z zarejestrowaniem pojazdu.
- Robili wszystko, co możliwe, by utrudnić rejestrację auta kupionego w Anglii - twierdzi mieszkaniec podsuwalskiej wsi (nazwisko zastrzeżone do wiadomości redakcji). Urzędnicy odpowiadają, że powinien się cieszyć, iż nie skierowali jego sprawy do prokuratury.
Syn suwalczanina mieszkał w Anglii. Kupił tam używane auto. Jeździł nim przez wiele miesięcy. Jesienią 2016 r. wrócił do Polski i postanowił pojazd przerejestrować. Urzędnicy ze Starostwa Powiatowego w Suwałkach uznali, że nie ma jednak odpowiedniej umowy kupna-sprzedaży. Nie zadowolili się kartką z nieczytelnym podpisem, na której po angielsku napisano, że samochód sprzedano.
- W znacznie mniej zbiurokratyzowanej Wielkiej Brytanii nawet tego nikt nie wymaga - dodaje suwalczanin. - Tam się zakłada, że obywatel mówi prawdę. U nas - odwrotnie.
Syn poprosił jednak znajomych w Anglii, by dotarli do właściciela pojazdu i dostarczyli mu umowę, jakiej żądają polscy urzędnicy. Ale Anglik gdzieś przepadł. Urzędnicy samochodu więc nie zarejestrowali. Syn złożył zażalenie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ale nic to nie dało. - Umowa to rzecz święta - potwierdziło SKO.
Ponieważ urzędnicy domagali się dokumentu podpisanego przez nowego właściciela pojazdu i ostatniego, syn wpadł na pomysł: sprzedał auto ojcu. Sporządzili „normalną” umowę. Ale starostwo, podejrzewając oszustwo, znowu odmówiło rejestracji. Sprawa ponownie trafiła więc do SKO. Tym razem decyzja starostwa została uchylona. Bo nie ma ono kompetencji do oceniania prawdziwości umowy między nowym a ostatnim właścicielem. Pojazd został ostatecznie zarejestrowany. Po ośmiu miesiącach!
Witold Kowalewski, wicestarosta suwalski, mówi, że urzędnicy i tak poszli obywatelowi na rękę. Bo mogli odmówić rejestracji, zgłaszając jednocześnie sprawę prokuraturze.
- Powinni - drwi nasz Czytelnik. - Jeśli mieli wątpliwości, czy auto nie jest kradzione, mogli to sprawdzić przez policję. Ta ma dostęp do odpowiedniej bazy danych.
Urzędnicy jednak nie sprawdzają. Zresztą w Białymstoku ludzie dysponują zazwyczaj umowami, jakie są wymagane. Problemy zdarzają się natomiast w Łomży. Szczególnie w przypadku aut sprowadzanych z Wielkiej Brytanii i Niemiec.