Kucharz Putina mści się na Szojgu. Ambicje Jewgienija Prigożina, właściciela Grupy Wagnera

Czytaj dalej
Fot. fot. EPA/MIKHAIL METZEL/SPUTNIK/KREMLIN / Rosguardia Press Service/Associated Press/East News / EPA/SERGEI ILNITSKY
Grzegorz Kuczyński

Kucharz Putina mści się na Szojgu. Ambicje Jewgienija Prigożina, właściciela Grupy Wagnera

Grzegorz Kuczyński

Wojna wojną, a o własne interesy trzeba dbać w pierwszej kolejności. Taką zasadą kieruje się Jewgienij Prigożin, fundator i sponsor wagnerowców, wznawiając starą wojenkę z Siergiejem Szojgu i generałami. Bliski Putinowi biznesmen uznał chyba, że klęski wojska na Ukrainie można wykorzystać do kolejnego politycznego awansu na Kremlu. Tym bardziej, że dla Putina może być wygodnym narzędziem do zdyscyplinowania armii.

Drugi października. Dzień wcześniej ministerstwo obrony potwierdziło wycofanie się z Łymanu. Powszechnie znany Igor Girkin vel Striełkow, dawniej dowódca „rebeliantów” w Donbasie, dziś użyteczne narzędzie FSB do krytykowania GRU i armii, zamieścił zdjęcie generała Walerija Gierasimowa, szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych FR - i obrzucił go wyzwiskami. Zrugał również dowódcę Centralnego Okręgu Wojskowego, generała pułkownika Aleksandra Łapina, a nawet ministra obrony Siergieja Szojgu, którego Girkin wielokrotnie wyśmiewał jako „marszałka ze sklejki”. Ramzan Kadyrow, przywódca Czeczenii, jeszcze bardziej otwarcie skrytykował wojskowych. 1 października zarzucił Łapinowi, że nie zapewnił odpowiedniej komunikacji i zaopatrzenia.

[polecane]23824271[/polecane]

Jego krytyka znalazła bezpośrednie echo w wypowiedzi Jewgienija Prigożina, petersburskiego biznesmena, który znany jest z bliskich związków z Kremlem. „Ekspresyjna wypowiedź Kadyrowa, oczywiście, w ogóle nie jest w moim stylu. Ale mogę powiedzieć..... Wysłać tych wszystkich drani boso, z karabinami maszynowymi, na front” – tak zacytowała swego właściciela na oficjalnym profilu w mediach spółka Konkord. To główny aktyw Prigożina w jego imperium biznesowym, firma znana od lat z cateringu, m.in. dla szkół i jednostek wojskowych w całej Rosji. Stąd zresztą wziął się już wiele lat temu przydomek Prigożina: kucharz Putina. Biznesmen chyba uznał ostatnio, że czas ostatecznie się go pozbyć. Dlatego wreszcie przyznał otwarcie, że to on budował i finansuje Grupę Wagnera. To najemnicy, od 2014 roku działający w wielu miejscach na świecie w celu realizacji polityczno-militarnych celów Kremla i zarazem biznesowych celów Prigożina.

Wojna Prigożina

Personalne ataki biznesmena na dowódców wojskowych nie dziwią. Widzi, że armia nie radzi sobie na froncie, więc jest okazja... No właśnie. Po pierwsze, odegrać się na Szojgu i Gierasimowie, z którymi od paru lat Prigożinowi nie po drodze. Po drugie, wykazać się jako jeden z głównych (i skutecznych) graczy na wojnie – stąd choćby werbunek tysięcy skazańców do Grupy Wagnera i chwalenie się rzekomymi sukcesami militarnymi najemników. Po trzecie, Putin już w niemal oczywisty sposób chce odpowiedzialność za porażki w wojnie z Ukrainą zrzucić na wojsko, a takie wypowiedzi Prigożina (i Kadyrowa) mu pomagają, bo osobiście mu nie wypada po prostu.

[polecane]22556633[/polecane]

Prigożin przyłączył się do krytyki m.in. Łapina, dowódcy Zachodniego Okręgu Wojskowego. Ale póki co posadę stracił dowódca Zachodniego Okręgu Wojskowego. Generała pułkownika Aleksandra Żurawlowa zastąpił generał porucznik Roman Bierdnikow. Żurawlow zapłacił za klęski w obwodzie charkowskim i Donbasie. Niewykluczone, że Łapin już niebawem zapłaci za coraz bardziej wyraźne klęski w obwodzie chersońskim. Tandem Kadyrow-Prigożin nie odpuszcza. Jeden może chwalić się wysyłaniem na front tysięcy kadyrowców, drugi zaś tysięcy wagnerowców. Obaj przekonują, że bez nich, regularne wojsko już dawno poszło by w rozsypkę. No i mają trzeciego sojusznika. Generał Wiktor Zołotow, dowódca Rosgwardii (w jej skład wchodzą zresztą formalnie oddziały czeczeńskie wysłane przez Kadyrowa) to przyjaciel przywódcy Czeczenii, bardzo też ceniony przez Putina. Wszak Rosgwardię budowano po to, by w zarodku tłumiła wszelkie wewnętrzne niepokoje zagrażające reżimowi.

Co więcej, Prigożin ma w tej rozgrywce na szczytach władzy jeszcze jeden argument. Może teraz mówić Putinowi, że wojna potoczyłaby się inaczej, gdyby nie zawiść Szojgu i odsunięcie Grupy Wagnera od inwazji w jej pierwszych tygodniach. Wszak po wagnerowców sięgnięto dopiero pod koniec marca. Dlaczego tak się stało? Wszak od początku działalność ci najemnicy byli skazani na współpracę z wojskiem, a decyzją Kremla wojsko miało ich wspomagać logistycznie, ale też wykorzystywać w działaniach zbrojnych (najlepszym przykładem udział wagnerowców w operacji wojennej Rosji w Syrii).

Szorstka wymuszona przyjaźń

Współpraca armii z wagnerowcami kwitła w pierwszych latach działalności najemników. Korzystali z bazy w ośrodku wojskowym, korzystali z transportu wojskowego, przez wojsko byli zbrojeni i szkoleni (choć tu nie trzeba było się dużo starać, wszak to byli weterani specnazu i spadochroniarzy w większości). Szczególnie istotne było współdziałanie wagnerowców z wojskiem podczas operacji syryjskiej, gdzie najemnicy po prostu wykonywali często rozkazy armii. „W 2016 roku, według wszystkich naszych źródeł, istniała bardzo bliska współpraca na wszystkich poziomach: wsparcie lotniczo-artyleryjskie, dostawy broni, sprzętu wojskowego, amunicji, ewakuacja rannych... W pewnym momencie w 2017 roku wsparcie nagle wyschło, zwłaszcza jeśli chodzi o broń. I oczywiście wszyscy byli też zszokowani, że nagle wyschły dodatki pieniężne” – pisał Denis Korotkow, dziennikarz śledczy, jeden z pierwszych, którzy zaczęli się przyglądać aktywności Grupy Wagnera.

[polecane]23803145[/polecane]

Źródeł konfliktu Szojgu z Prigożinem, ciągnącego się do dziś, można doszukiwać się w dwóch kwestiach. Po pierwsze, rywalizacja o przypisanie sobie zasług za sukcesy w Syrii. W marcu 2017 na biurko trafiły dwa różne raporty na temat zdobycia Palmyry. Według jednego z nich, jedna z najważniejszych twierdz ISIS została zdobyta przez wojsko, drugi przypisał zwycięstwo wagnerowcom. Minister Szojgu miał się podobno wściec, że jest taki raport. W tym samym czasie do Aleksieja Nawalnego i do Federalnej Służby Antymonopolowej wyciekły informacje o rzekomej wartej 1,8 mld rubli kartelowej zmowie firm Prigożina dostarczających żywność wojsku. Resort obrony postanowił zerwać współpracę lub odmawiał zapłaty za dostawy. Cztery firmy Prigożina złożyły pozwy przeciwko ministerstwu obrony. Trzy z nich wygrały przed sądem.

Szojgu zemścił się bardzo szybko. W lutym 2018 roku wojsko nie kiwnęło palcem, gdy kolumna wagnerowców została zdziesiątkowana przez Amerykanów na złożach naftowych w Dolinie Eufratu. Do ostatniej chwili dowództwo rosyjskie w Syrii – na pytania USA – odpowiadało, że nie ma nic wspólnego z operacją najemników i że nie ma wiedzy, by byli tam obywatele Rosji. W efekcie mogło ich zginąć nawet 200. Konflikt Prigożina z Szojgu zaczął zagrażać realizacji interesów polityki Kremla, więc w końcu interweniował Putin. Rozejm nie trwał jednak długo.

Ukraiński front

Kiedy szykowano się do inwazji na Ukrainę, Prigożin miał być odsunięty od tego planu. Pierwsze skrzypce grał Szojgu. To on zapewniał, że „reżim banderowców” w Kijowie padnie w kilka dni, góra tygodni. Gdy okazało się, że rzeczywistość jest zupełnie inna, armia musiała przeprosić się z Grupą Wagnera. Początkowo wojsko próbowało werbować wagnerowców, którzy akurat przebywali na urlopie, byli w przerwie między misjami. Ale szybko okazało się, że to za mało. W kwietniu dowództwo wojskowe zmusiło Prigożina do sprowadzenia na front części swoich najemników z Afryki i Syrii.

[polecane]23897179[/polecane]

Prigożin postanowił wykorzystać sytuację i wojnę z Ukrainą do wzmocnienia swych wpływów, szczególnie, że traci je Szojgu. W tym celu kucharz Putina wyszedł z cienia i już otwarcie przyznaje się do tego, że wagnerowcy to jego firma. Do tego rozpoczął szeroko zakrojoną kampanię rekrutacji do Grupy Wagnera, aby wykazać się przed Putinem. Ale najpierw należało zdobyć wojenną sławę. W efekcie wagnerowcy idą do boju w pierwszym szeregu i wszędzie tam, gdzie ich potrzebuje dowództwo armii. To kosztuje dużo krwi, ale w pierwszych dwóch miesiącach na wojnie przyniosło też kilka sukcesów, które teraz Prigożin propagandowo wykorzystuje.

Pierwszym zwycięstwem było wzięcie Popasnej. Ważny węzeł drogowy i kolejowy tuż przy granicy obwodu ługańskiego z donieckim był atakowany przez Rosjan od połowy marca. Walki trwały półtora miesiąca. Dopiero wsparcie wagnerowców pozwoliło przełamać opór ukraiński i zająć miasto – na początku maja. Wagnerowcy w czerwcu wspierali regularne wojsko w walkach o Łysyczańsk, który padł 3 lipca. Rosyjskie dowództwo na Ukrainie od początku wykorzystywało żołnierzy Grupy Wagnera jako siłę uderzeniową idącą w pierwszej linii, „wynajmując” najemników jednostkom regularnym planującym natarcie. Po stronie wagnerowców, już i tak mocno wykrwawionych walkami o Popasną i Łysyczańsk, strat zaczęło przybywać jeszcze bardziej, gdy ukraińska armia dostała większe ilości zachodniej artylerii. Precyzyjny ostrzał z HIMARS-ów zaczął dziesiątkować najemników w ich bazach na zapleczu frontu. A skoro zaczęło brakować ludzi, właściciel wagnerowców nawet osobiście zaczął ich werbować w koloniach karnych.

Takie oddziały nie mają dużej wartości bojowej. Ale podobnie przecież jest z ludźmi mobilizowanymi po 21 września do regularnego wojska. I jedni i drudzy będą ponosić coraz większe straty na froncie. Ale więcej krytyki i tak zawsze spadnie na Szojgu, Gierasimowa i generałów. Na ich tle Prigożin – otwarcie już stawiając się na czele wagnerowców – i Kadyrow z Zołotowem będą próbowali wzmocnić swoją pozycję w reżimie.

mm

Zobacz też: Coraz większe wpływy Rosji w Afryce

[video]28129[/video]

Grzegorz Kuczyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.