Kto nie lubi telewizji. Będzie jeszcze gorzej?

Czytaj dalej
Wlodzimierz Jurasz

Kto nie lubi telewizji. Będzie jeszcze gorzej?

Wlodzimierz Jurasz

Na przykład ja zaczynam ją lubić coraz mniej. Coraz trudniej znaleźć w ofercie cokolwiek ciekawego: same filmy kategorii B, na dodatek powtarzane aż do znudzenia (czasem emitowane na dwóch kanałach równocześnie), rozmowy z nieciekawymi ludźmi, tzw. paradokumenty, ciągnące się jak cukierki nazywane mordoklejkami seriale.

A do tego wszechobecne reklamy, coraz głupsze, coraz bardziej denerwujące. I skłaniające do tzw. zappingu, czyli przełączania się podczas ich trwania z kanału na kanał, bez chęci powrotu do pierwotnie oglądanej pozycji.

A wychodzi na to, że będzie jeszcze gorzej. Bo, jak się okazało, telewizji nie lubi też Unia Europejska i postanowiła wbić jej nóż w plecy. Jak zwykle twierdząc, że chce telewizji zrobić dobrze. Coś tak jak z Polską…

W Brukseli kończą się prace nad nową dyrektywą dotyczącą nadawania reklam. Wedle obecnych reguł reklamy nie mogą przekroczyć 20 procent czasu antenowego, czyli z reguły 12 minut na godzinę programu. Teraz ma wejść w życie uelastycznienie.

Unia, jak to Unia, ustaliła szczegółowy algorytm, streszczający się do tego, że czas nadawania reklam będzie rozliczany nie godzinowo, a w skali całego dnia. To znaczy, nadawca w niektórych porach będzie mógł puszczać więcej reklam, w innych nie nadawać ich w ogóle. Ponoć uchwalenie tej zasady jest już niemal pewne.

Wedle intencji dyrektywodawcy, nowe reguły mają telewizji pomóc, zwiększając jej dochody. „Ważne jest, by nadawcy mieli większą elastyczność i mogli decydować, kiedy zamieszczać reklamy, tak by zmaksymalizować popyt wśród reklamodawców i przepływ widzów” - głosi unijny projekt.

Dodatkowym efektem ma być zmniejszenie potencjalnego uzależnienia stacji telewizyjnych od polityków, ponieważ - borykając się podobno z kłopotami finansowymi (coś mi się w to nie chce wierzyć, znając chociażby gaże tzw. gwiazd) - szukają wsparcia u władz różnych szczebli, od samorządów po rządy.

Moim zdaniem, w przywołanym cytacie kluczowe są słowa „przepływ widzów”. Przepływ widoczny już dziś - chociażby we wzroście liczby widzów szukających filmów w internecie, przenoszących się na (coraz tańsze, w wielu przypadkach darmowe) platformy VOD (tzw. wideo na żądanie). Czyli, jak powiedziałaby to unijna entuzjastka Joanna Scheuring-Wielgus, owa dyrektywa to klasyczne „wciskanie do brzucha dziecka z kąpielą”.

Wlodzimierz Jurasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.