Przed miesiącem pisałem, że raport oceniający postępowanie lekarzy ze szpitala w Pszczynie, które skutkowało śmiercią pani Izabeli, nie zamknie tematu. I tak się dzieje – raport wskazuje na błędy lekarzy i nakłada na szpital kilkaset tysięcy złotych kary. Jednak organizacje pro-choice już wskazują, że jest on niepełny, bo w ich opinii błędy lekarskie były spowodowane atmosferą wokół aborcji, a nie po prostu naruszeniem sztuki lekarskiej.
Trzeba jednak sobie powiedzieć, że dziś mało kto tym żyje. Podobnie jak konfliktem z UE czy tym na wschodniej granicy. Tematy, które w ostatnich miesiącach rozgrzewały opinię publiczną, ustępują czemuś, co dotyka każdego z nas – inflacji. Wszyscy jej doświadczamy, choć mało kto (wliczając w to ekonomistów) tak do końca rozumie, czym to zjawisko jest i z czego wynika. Stąd też w debacie pojawia się wiele wyjaśnień, ale i oskarżeń, co z kolei prowadzi do szukania winnych drożyzny w sklepach.
Nie wiem, który czynnik był decydujący, ale można wskazać co najmniej siedem przyczyn obecnego wzrostu cen. Po pierwsze, świetna (nawet w czasie pandemii) koniunktura w polskim przemyśle, która napędzała wzrost wynagrodzeń i popyt konsumpcyjny, a tym samym inflację na długo przed pandemią. Po drugie, pakiet fiskalny uruchomiony w celu łagodzenia skutków kryzysu, który wpompował na rynek dziesiątki miliardów złotych. Po trzecie, wzrost cen paliw – w ciągu ostatniego roku benzyna podrożała aż o 37%, co skutkuje wzrostem kosztów transportu. Po czwarte, kilkudziesięcioprocentowy wzrost cen uprawnień do emisji CO2, który przekłada się na wzrost cen energii elektrycznej, produkowanej w Polsce głównie z węgla. Po piąte, analogiczny wzrost cen gazu spowodowany polityką Rosji, który przekłada się na zwiększenie kosztów produkcji nawozów, a tym samym – podwyżkę cen żywności. Po szóste, przerwanie globalnych łańcuchów dostaw, które skutkuje narastaniem „inflacjotwórczej” nierównowagi pomiędzy malejącą podażą niektórych towarów, spowodowaną brakiem części (w tym mikroprocesorów), a rosnącym popytem. Po siódme wreszcie, podwyższenie marż przez firmy, które próbując zabezpieczyć się w ten sposób przed dalszym wzrostem kosztów doprowadzają do sytuacji samospełniającej się przepowiedni.
Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Narodowy Bank Polski, uznawany przez wielu za głównego winowajcę obecnego wzrostu cen? Raczej niewielką, przynajmniej na razie. Spośród wymienionych wcześniej czynników NBP odpowiada tak naprawdę jedynie za ostatni –podwyższenie stóp procentowych dopiero kilka miesięcy po innych bankach centralnych mogło uruchomić wyższe oczekiwania inflacyjne. Prawda jest jednak taka, że wpływ zmian stóp procentowych na inflację widać najwcześniej po roku. To zaś oznacza, że nawet gdybyśmy podnieśli stopy wiosną 2021 roku, efekty tej decyzji zobaczylibyśmy dopiero za kilka miesięcy.
Czy to oznacza, że nie ma powodów do zmartwień? Wręcz przeciwnie. Większość czynników powodujących inflację jest od nas niezależnych, a to oznacza, że niespecjalnie mamy na nie wpływ. Przynajmniej w krótkim okresie. Dlatego musimy na poważnie zabrać się za reformy strukturalne, w tym zwłaszcza za transformację energetyczną i wzmocnienie europejskiej autonomii gospodarczej. Bez nich podwyższona inflacja może zagościć w naszych domach na długie lata.