Ks. prof. Erwin Mateja: Trzeba o ekologii mówić i dawać dobry przykład
Ks. prof. Erwin Mateja, kierownik Katedry Liturgiki i i Hagiografii Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego.
Jak to się stało, że profesor liturgiki i znawca biografii świętych zainteresował się na poważnie ekologią i został jej pasjonatem?
Wyniosłem tę pasję ze środowiska, w którym się wychowałem – nad Jeziorem Turawskim, wśród lasów czy szerzej: przyrody i wody. Niedaleko jest także huta „Małapanew” w Ozimku i huta szkła w Jedlicach, ale te klimaty były mi zupełnie obce.
Co ksiądz profesor czuje, jak zagląda na portal internetowy i widzi informację o wielokrotnym przekroczeniu norm stężenia pyłów.
Odczuwam to bardzo dotkliwie, bo staram się choć jakiś czas codziennie spędzać aktywnie na świeżym powietrzu. Mam świadomość, że ono coraz częściej wcale świeże nie jest. Najtrudniejszym doświadczeniem, wręcz dramatycznym, związanym z zanieczyszczeniem powietrza były dla mnie lata 1983-1985. Byłem wtedy wikariuszem w parafii św. Józefa w Zabrzu. Kiedy w nocy wyłączano filtry w okolicznych koksowniach, można się było udusić we własnym pokoju. Odczułem tę różnicę tym mocniej, że kolejne cztery lata spędziłem na studiach specjalistycznych w Lublinie, gdzie było znacznie czyściej.
Dziś norm w przemyśle pewnie przestrzega się dużo lepiej, za to smog wytwarzają masowo zwykli ludzie, paląc w piecach byle czym, także plastikiem czy oponami. Niestety, robią tak również chrześcijanie.
Jest to tym bardziej bolesne, że Kościół od dawna o tym uczy. Byłem jeszcze młodym wikarym, gdy - mówiąc o piątym przykazaniu – przypominało się, że nakaz „Nie zabijaj” mieści w sobie nie tylko stosunek do ludzi i zwierząt, ale i do środowiska, w którym żyjemy. Niemało wrażliwości dotyczącej choćby sadzenia drzew, dbania o lasy (to też ma związek z jakością powietrza, którym oddychamy), udało się już wytworzyć. Choć nie u wszystkich. Kiedy zostałem proboszczem w Dębiu, aż mnie zabolało, kiedy na „dzień dobry” od starszych parafian usłyszałem: Jak dobrze, że przyszedł młody ksiądz, bo pewnie się zgodzi wyciąć okazałe lipy na cmentarzu i one przestaną śmiecić na groby. Zapewniam, że lipy stoją na do dziś i są prawdziwą oazą zieleni w Dębiu. Kiedy miałem pod opieką kompleks pałacowo-parkowy w Kamieniu Śląskim, na terenach po lotnisku wraz z pracownikami posadziliśmy ponad 30 tysięcy drzew.
To nam nie przesłoni prawdy o tym, że wielu mieszkańców naszych parafii ma ekologię za nic i palą w piecach plastikowymi butelkami aż miło.
Obawiam się, że to dotyczy przede wszystkim starszego pokolenia. Nasi seniorzy często argumentują, że kiedyś nie było śmietników wcale, wszystko wrzucało się do pieca. Nie zawsze chcą pamiętać, że w latach ich młodości plastiku praktycznie w użyciu nie było. Nawet większość zabawek była drewniana i jak się zepsuły, rzeczywiście się je paliło. Brakuje świadomości, że jak spalimy butelki plastikowe w naszych piecach, w których temperatura jest niska, szkodliwe odpady spadają nam dosłownie na głowy – na domy i na ogródki, w których chcemy uprawiać zdrowe, ekologiczne warzywa.
Proboszcz powinien o zakazie wytwarzania smogu przypominać z ambony?
Zdecydowanie tak. Przed wszystkimi, którzy mogą mieć na to wpływ, jest nadal wielka praca. Trzeba do troski o środowisko motywować i młodszych, i starszych. Znam wielu księży, którzy upominają swoich parafian. Mówią wprost, że na wsi nie da się wyjść na spacer, kiedy w użyciu są nasze „domowe krematoria”. Nie waham się powiedzieć, że mówienie o tym jest obowiązkiem etycznym wszystkich, którzy mają wpływ na formowanie sumień dzieci i dorosłych. Przypominając o obowiązku troski o ratowanie środowiska, nie wolno zapominać, że niektórych ludzi do nieekologicznego palenia w piecach popycha bieda. Oni rzeczywiście zapalą czymkolwiek, byle tylko mieć w pokoju choć trochę cieplej. Lekarstwem na te problemy może być - w dalszej perspektywie - gazyfikacja naszych miejscowości. Wiele dobrego się dzieje, świadomość zmienia się na lepsze, ale to dzieje się powoli. No i nie wystarczy uczyć, trzeba dawać dobry przykład. Jeśli profesor na wykłady przyjedzie na rowerze, studenci na pewno to zauważą i docenią, że jego troska o ekologię nie jest wyłącznie werbalna.