Krzysztof Rutkowski: Lubię Łódź, dobrze się tu czuję
Rozmowa z Krzysztofem Rutkowskim, właścicielem znanego w całej Polsce biura detektywistycznego
Jak długo jest Pan związany z Łodzią?
Od momentu, gdy zostałem posłem, a więc od 2000 roku.
Nie miał Pan tu wcześniej swojego biura?
Miałem współpracownika Waldka Czerwińskiego, który niestety już nie żyje. Z Łodzi pochodziła też moja pierwsza żona. Stąd miałem bardzo częsty kontakt z tym miastem. Przyjeżdżałem tu w związku ze sprawami rodzinnymi. Jednak mój stały kontakt z Łodzią zaczął się, gdy zostałem posłem.
Jakie wrażenie robiła na Panu Łódź, gdy przyjeżdżał tu jako gość?
Przyjeżdżałem tu z moją mamą, która była kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego, a potem szefową w Zakładach Ceramiki Budowlanej w Boryszewie. Do Łodzi jeździła na różne spotkania. Czasem zabierała mnie ze sobą. Pierwszy raz zobaczyłem Łódź jako 10-12-letni chłopiec. Potem widziałem to miasto jako 28-letni mężczyzna, a następnie jako 40-latek. I z przykrością muszę powiedzieć, że Łódź pozostaje ciągle taka sama. Jest najmniej rozwijającym się miastem w Polsce. Nie wiem od czego to zależy... Mnie to martwi, bo przecież w 2002 roku byłem nominowany do tytułu Łodzianina Roku. Staram się pokazywać miasto od tej dobrej strony. Jednak Łódź jest ciągle taka sama. Oprócz Filharmonii, hotelu Tree by Hilton, kilku nowych budynków to nic tu się nie dzieje. Owszem, takim centrum jest ulica Piotrkowska. Ale powstało miasto w mieście, czyli Manufaktura. Przejęła cały handel z ulicy Piotrkowskiej. Młodzi łodzianie nie znają więc ulicy Piotrkowskiej jako ulicy handlowej, tylko jako imprezową. Pamiętam, że na ulicy Piotrkowskiej kwitło życie towarzyskie.
Ma Pan w Łodzi miejsca, które są bliskie pana sercu?
Jest kilka. Nie należę jednak do osób, które często bywają w centrum tego miasta. Mieszkam w Łodzi, w bardzo ładnej jej części. W zielonej, znajdującej się na granicy Aleksandrowa Łódzkiego, Rąbienia. To Romanów. Jest to miejsce, które bardo mi się podoba. Miałem dom w Kalonce. Posiadam jeszcze w tych okolicach duży teren dla siebie. Najbliższym miejscem jest mój dom na Romanowie.
Znajduje Pan tam ciszę, spokój..
Tak, choć czasem bywa zakłócona. Ostatnio zrobiła to jedna z moich psychofanek. Generalnie to bardzo spokojne miejsce. Znajduje się tam pięć rezydencji. Nikt nikomu nie zagląda do talerza. To jest cudowne! Są duże działki, przestrzenie.
Dlaczego zdecydował się Pan zamieszkać w Łodzi?
Jest znakomitym miejscem pod względem geograficznym. Ma znakomite położenie. W środku Polski, Europy. Stąd wszędzie jest blisko. Jesteśmy chyba najlepiej położonym miastem w Polsce.
Zabiera Pan czasem żonę i syna na spacer po Łodzi?
Czasem się zdarza. Idziemy na ulicę Piotrkowską, do Manufaktury. W Manufakturze podoba mi się, że na małym terenie jest tyle ciekawych miejsc, można odpocząć, spędzić miło czas.
Łodzianie korzystają z Pana usług?
Gdybym korzystał wyłącznie ze zleceń z terenu Łodzi to sądzę, że nie zarobilibyśmy na utrzymanie biura. Muszę działać w całej Polsce.
Czuje się Pan łodzianinem?
Tak. Jestem w pełni łodzianinem, Polakiem, Europejczykiem.
W Łodzi urodził się Pana syn Krzysztof Junior...
Tak. Tylko miejsce urodzenia syna nie jest dla mnie łącznikiem z miastem. Po prostu lubię Łódź.
Wiednia, w którym Pan mieszkał wiele lat nie da się porównać z Łodzią?
To zupełnie inne miasto, klimat, inna kultura. Życie w Wiedniu dawało mi absolutny spokój, odpoczynek. Życie w Łodzi daje ciśnienie, dynamikę. Inne są kryteria oceny miasta. Wiedeń jest miastem świata. Krzyżują się drogi różnych biznesów, wywiadów. Nawet kiedyś jeden z komentatorów powiedział, że mieszkałem w Wiedniu bo tam krzyżowały się drogi wywiadu amerykańskiego i rosyjskiego. Co oczywiście jest kompletną bzdurą. Tak więc w Wiedniu jest inne życie. Choć Łódź odpowiada mi pod względem geograficznym, mentalnym. Dobrze w niej się czuję! Czasami jak wychodzę na taras, siedzę przy basenie, jem śniadanie to mówię, że tu jest moja mała Hiszpania.
Rozmawiała Anna Gronczewska