Kroniki zwykłego człowieka. Zachwyćmy się dobrem
Wraz z wycofaniem się wojsk rosyjskich spod Kijowa kończy się pierwsza faza wojny. Przez te kilka tygodni towarzyszyła nam prawdziwa huśtawka nastrojów, czego przykładem są wydarzenia z ostatnich dni. Od euforii i optymizmu, gdy ukraińskie wojska odbiły Buczę, przeszliśmy szybko do złości i gniewu, spowodowanych informacjami o masowych egzekucjach ludności cywilnej dokonanych w tej podkijowskiej miejscowości. Choćby te wydarzenia świetnie pokazują, że emocjonalna sinusoida potrafi przechodzić z jednej na drugą stronę zaledwie w kilkadziesiąt godzin.
Ta sinusoida dotyczy także naszego społeczeństwa. Mijają kolejne tygodnie, w których Polacy niosą pomoc uchodźcom z Ukrainy. Zgodnie z przewidywaniami społeczny odruch serca i entuzjazm powoli gasną, ustępując miejsca różnym napięciom. Jest niemal pewne, że w następnych tygodniach pojawiać się będzie coraz więcej wiadomości o konfliktach pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Tym trudniejszych, że wzmacnianych uzasadnionymi czynnikami - zmęczeniem, niepewnością czy gniewem.
Trudno jest zarządzać takimi emocjami, choć trzeba zrobić wszystko, aby choć próbować je nieco okiełznać. Dlatego to dobry moment, aby powiedzieć sobie samym - daliśmy radę. Skala solidarności okazana przez Polaków w pierwszych tygodniach wojny jest wręcz niewyobrażalna. Nie ma chyba w Polsce rodziny, która w ten czy inny sposób nie włączyła się w dzieło pomocy. Powinniśmy zobaczyć to, co widzi dziś większość świata - że w kilka tygodni przyjęliśmy prawie dwa miliony uchodźców pod swój dach. To nie przypadek, że dziś każdy szanujący się prezes wielkiej korporacji czy polityk chce się pokazać w Medyce, Przemyślu czy Rzeszowie, by ogrzać się w tym cieple.
Tak, przekroczyliśmy samych siebie i powinniśmy się tym zachwycić. Tylko ta świadomość jest w stanie pomóc nam przetrwać trudne miesiące, które są przed nami. Tym bardziej że z każdym kolejnym dniem będą do nas docierać kolejne tragiczne obrazy z Ukrainy, które będą w nas rodzić zrozumiały gniew i chęć zemsty. Takie głosy pojawiają się już zresztą w debacie publicznej, czego przykładem jest choćby niedawny tekst Bartłomieja Sienkiewicza dla „Kultury Liberalnej”. Te negatywne emocje będą w oczywisty sposób wzmacniane przez naszych ukraińskich gości - to ich mężczyźni są dziś zabijani, to ich kobiety są dziś gwałcone, to ich dzieci są dziś torturowane. Nie łudźmy się, że ich trauma nas nie dotknie. Nawet jeśli zrobimy wiele, aby ją wyprzeć.
Historia podpowiada nam jednak, że gniew i chęć zemsty to droga donikąd. Zło, które zamanifestowało swoją przerażającą siłę w Buczy, chce zatruć także nasze serca. Nie chodzi o to, aby je przemilczeć czy wyprzeć. Wręcz przeciwnie. Trzeba o nim pamiętać. Trzeba o nim mówić. Immaculée Ilibagiza, która widziała rzeź swojej rodziny z rąk plemienia Hutu w Rwandzie, nie przez przypadek swoją pierwszą książkę nazwała tytułem „Ocalona, aby mówić”.
Ale nie można się na tym zatrzymać. Pielęgnujmy w sobie to dobro, którego wszyscy doświadczyliśmy w ostatnich tygodniach. Ilibagiza swoją drugą książkę nazwała „Ocalona, aby przebaczyć”. Dobro uzdalnia nas do przebaczenia. To właśnie przebaczenie przerywa spiralę zła i nas od niego uwalnia, a nie gniew czy chęć zemsty. Tylko dobro zwycięża zło.