Proszę, przepraszam, dziękuję. Trzy magiczne słowa, tak przynajmniej w naszej kulturze często powtarzamy dzieciom. Powtarzamy, choć sami mamy z nimi ogromny problem. Boimy się prosić, bo mamy wrażenie, że to nas uzależnia od innych, a przecież sami chcemy być kowalami własnego losu.
Zresztą nie przez przypadek jednym z najbardziej popularnych, a jednocześnie szkodliwych rad, jest powiedzenie „umiesz liczyć, licz na siebie”. Równie sporych kłopotów nastręcza nam słowo „przepraszam” – zwykle szukamy winy w innych, a nie w sobie. Jakże ciężko nam dostrzec własną odpowiedzialność zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
Dziś chciałbym się jednak pochylić nad ostatnim bohaterem tej triady. Odnoszę bowiem wrażenie, że dziękowanie jest jeszcze trudniejsze niż proszenie czy przepraszanie. W dziękowaniu bowiem przyznajemy, że to, co mamy, nie jest wyłącznie naszą zasługą. Postawa dziękczynienia wymaga sporej pokory, czyli świadomości prawdy o samym sobie. A prawda jest taka, że nasze życiowe losy i powodzenie lub niepowodzenie (w czysto ludzkich kategoriach) w równie dużym stopniu, co od naszej pracowitości, zależą od tego, gdzie i kiedy się urodziliśmy czy też w jakiej rodzinie się wychowaliśmy. W zwykłych czasach ciężko to dostrzec, ale najpierw pandemia, a teraz wojna w Ukrainie wyraźnie uzmysławiają nam, że naszym życiem rządzi los (lub Opatrzność – w zależności od światopoglądu czy wyznania). To przecież nie od nas zależy, czy jesteśmy mniej lub bardziej podatni na ciężki przebieg COVID-19. Wśród masowych grobów w Mariupolu znajdą się takie, w których spoczywają pracowici, uczciwi ludzie, którzy niczym nie zasłużyli sobie na swój los. O ile w ogóle można mówić o czymś takim.
Każdy z nas ma indywidualnie za co dziękować. Ale także w przestrzeni społecznej jest sporo powodów do wdzięczności. Od 33 lat żyjemy w wolnym państwie, nawet jeśli przyzwyczailiśmy się na nie narzekać. Takiej okazji nie miało przynajmniej kilka pokoleń naszych przodków. Mamy dostęp do wielu udogodnień, i nawet jeśli nasze życie wypełnione jest wieloma trudami, to żyjemy w zdecydowanie lepszych warunkach niż nasi dziadkowie. Wreszcie ostatnie lata to także wyjątkowy okres wzrostu dochodów rozporządzalnych polskich rodzin, zarówno za sprawą koniunktury, jak i nowych programów socjalnych.
Warto to wszystko docenić, tym bardziej, że nadchodzą trudniejsze czasy. Wiele wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach przyjdzie nam się znów mierzyć ze światowym kryzysem gospodarczym, który istotnie pogorszy sytuację ekonomiczną wielu z nas. Nie da się wykluczyć, że przyjdzie nam zrezygnować ze standardu życia, do którego przyzwyczailiśmy się w ostatnich latach.
Ale nawet wtedy nie warto rezygnować z wdzięczności.