Projekcja inflacji ogłoszona przez NBP zaszokowała opinię publiczną. Zgodnie z nią szczyt mamy osiągnąć w I kwartale 2023 roku na poziomie 18%. Ciekawszy jest jednak przedział, w jakim zdaniem analityków banku może znaleźć się wskaźnik cen, bo ostatnimi czasy zwykle potwierdzał się najgorszy scenariusz. Jeśli historia by się powtórzyła, wiosną przyszłego roku inflacja mogłaby dobić aż do… 26 procent.
Tak, trudno to sobie wyobrazić, choć pewnie nasza wyobraźnia w ostatnich miesiącach przeszła spore ćwiczenia - przecież dwucyfrowa inflacja długo wydawała się nieprawdopodobna. Niestety na gospodarczym horyzoncie nie widać dobrych wieści, a równie martwiące co dane o inflacji, są prognozy dotyczące bezrobocia. Pokazują one, że wraz z inflacją i spowolnieniem tempa wzrostu (a może i recesją?) wzrośnie liczba osób bez pracy.
Znów, obserwując dramatyczne poszukiwania ludzi do pracy w budownictwie, transporcie czy handlu, niełatwo sobie dziś wyobrazić wzrost bezrobocia. Co prawda część z nas pamięta dramat z początku XXI wieku, który wypchnął ponad milion młodych Polaków za granicę wraz z otwarciem się unijnego rynku pracy, ale bezrobocie może jawić się jako wymarłe zwierzę. Tak niestety nie jest. Jeśli połączymy kropki - pędzące ceny, spadek realnej wartości świadczeń socjalnych i utratę przez część osób pracy, zobaczymy naprawdę poważny problem. Jego skala będzie o tyle większa, że bezrobocie prawdopodobnie dotknie także część uchodźców z Ukrainy, którzy dopiero co znaleźli źródło utrzymania. Trudno podejrzewać, aby w zaistniałej sytuacji polskie społeczeństwo było zachwycone pomysłem objęcia ich dodatkowym wsparciem.
Co zatem robić? Warto na poważnie potraktować rozwiązanie, które w ostatnich dniach zaproponował Adrian Zandberg, a o którym w środowisku ekonomicznym mówi się od jakiegoś czasu. Tym rozwiązaniem jest gwarancja zatrudnienia. W sytuacji, w której rynek nie jest zainteresowany zatrudnieniem części pracowników, w jego miejsce może wkroczyć państwo, tworząc system usług społecznych. Istnieje bowiem wiele obszarów, gdzie bardzo potrzebujemy płatnej pracy na rzecz społeczeństwa. Pierwszym z brzegu są usługi związane z opieką nad dziećmi, seniorami, czy też osobami z niepełnosprawnościami. Ale to nie jedyny obszar, gdzie mogą rozwijać się usługi społeczne. Musimy mieć choćby świadomość, że będziemy się mierzyć z plagą samotności i - na serio - potrzeba będzie ludzi świadczących usługi towarzyszenia.
Sęk w tym, że wiedza o społecznych potrzebach nie jest dostępna na poziomie centralnym, ale lokalnych samorządów. Niestety zmiany podatkowe wprowadzone przez Polski Ład będą skutkować wydrenowaniem gminnych budżetów. W samej tylko stolicy Małopolski uszczerbek z tytułu ostatnich zmian wyniesie miliard złotych, jak szacują badacze reprezentujący Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie. Osłabiając samorząd de facto uniemożliwiamy wprowadzenie rozwiązań, mogących uratować wiele osób, które w najbliższym czasie wpadną w ogromne tarapaty.
Jeśli zatem ktoś ucieszył się, że dostał kilkadziesiąt złotych więcej z tytułu obniżki podatków, niech nie zapomina, że ten niewielki zysk odbędzie się kosztem wyższej inflacji, osłabienia samorządu, pogorszenia jakości usług publicznych i braku szans na zbudowanie systemu usług społecznych.
Warto było?