Ukraina broni się przed rosyjską napaścią już trzy tygodnie. W tym czasie zginęło co najmniej kilka tysięcy ukraińskich cywilów, choć według niektórych szacunków w samym Mariupolu śmierć miało ponieść już 20 tys. osób. Jeśli dodać do tego zabitych ukraińskich i rosyjskich żołnierzy, możemy mówić już o kilkudziesięciu tysiącach ofiar. Nie jest to jednak pełna skala – trzeba do niej doliczyć setki tysięcy rannych i miliony uchodźców.
Oczywiście nie jest to wydarzenie bezprecedensowe w powojennej historii świata (zresztą chyba trzeba przestać używać tego określenia opisującego świat po 1945 roku). Wojna w Syrii pochłonęła aż 350 tys. ofiar. Wspomnienie II wojny światowej nie jest jednak zupełnie bezpodstawne. Z czasów szkolnych pamiętam bowiem to pytanie: „Jak to możliwe, że świat wiedział o eksterminacji w obozach koncentracyjnych i nie zareagował?” Przecież w ostatnich prawie 80 latach odbyło się tylu marszów pod hasłem „nigdy więcej”. A jednak. Przyglądamy się, jak rosyjskie wojsko bombarduje teatr w Mariupolu, oznaczony jako schron dla dzieci, i zamienia to miasto w proch i pył. Podobnie zresztą, jak kilka lat temu obróciło w proch i pył syryjskie Aleppo.
Nie wiem, ile jeszcze czasu potrzeba, aby zwłaszcza francuskie firmy, takie jak Auchan, Decathlon czy Leroy Merlin (vel Leroy Kremlin), wyszły z Rosji. Nie wiem, ile ludzi musi jeszcze zginąć, abyśmy przestali kupować rosyjską ropę. Wiem za to, że świat Zachodu nie może dalej przyglądać się rzezi Ukrainy. Tym bardziej, że Władimir Putin wobec braku możliwości celu w postaci zdobycia politycznej kontroli nad Kijowem, zaczął realizować drugi cel – ostateczne rozwiązanie kwestii ukraińskiej.
Z tego wynika prosty wniosek. NATO, a przynajmniej koalicja chętnych złożona także z polskich żołnierzy, powinna przystąpić do działania. Jeśli ludobójcze ostrzały ukraińskich miast będą nadal trwały, siły szybkiego reagowania NATO powinny błyskawicznie wkroczyć i zabezpieczyć wokół oblężonych miast korytarze humanitarne, także poprzez likwidację rosyjskich sił zagrażających ludności cywilnej. O takim rozwiązaniu przed Kongresem mówił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski – tzw. U24 miałoby być „związkiem odpowiedzialnych krajów, które mają siłę i wolę, by natychmiast zakończyć konflikty i dostarczyć potrzebną pomoc w 24 godziny”. Zważywszy na wyczerpanie rosyjskich wojsk stacjonujących w Ukrainie z jednej strony i potencjał militarny NATO z drugiej, taka perspektywa czasowa wydaje się realna.
Czy Putin odpowie użyciem broni jądrowej? Nie można tego wykluczyć, ale wydaje się to radykalnie mało prawdopodobne. Czy zaatakuje jakieś cele na terenie państw NATO? Możliwe, choć nie będzie miał do tego podstaw (siły międzynarodowe w ramach misji pokojowej nie atakowałyby celów w Rosji), a tym samym będzie się musiał liczyć z adekwatną odpowiedzią Sojuszu. Tak, to rozwiązanie wiąże się z ryzykiem, ale nie przeceniajmy go. Tym bardziej, że nie ma innej drogi do pokoju w Ukrainie. Co więcej, nie ma innej drogi do pokoju w Europie. Jesteśmy świadkami historycznego momentu, kiedy w akcie miłosierdzia można przerwać agonię rosyjskiego imperium. Miłosierdzia zarówno wobec sąsiadów Rosji, jak i samych Rosjan.
To nie czas na marsze „nigdy więcej”. To czas na prawdziwe „nigdy więcej”.