„Miećka, tu się nie ma pod kogo podwiesić”. Te słowa Stanisława Anioła z serialu „Alternatywy 4” były dla mnie zawsze jednym z lepszych opisów specyfiki układów międzyludzkich, które determinują nasze życie społeczne. Każdy Polak, niezależnie od wieku, funkcjonuje w logice „patronacko-klientelistycznej”, nawet jeśli nie jest tego do końca świadomy. Już w młodości rozpoczyna się nasza formacja w tym kierunku.
Może nie widać tego tak wyraźnie w szkołach, bo nauczyciele #stopniowo tracą władzę nad uczniami i rodzicami. Jednak jeszcze do niedawna nie była rzadkością sytuacja, w której uczeń/student albo rodzic starał się swoją uniżoną postawą uzyskać coś od profesora, który w danym momencie był w jakimś sensie panem życia i śmierci. Jak w folwarku.
To jednak dopiero preludium przed tym, co czeka nas w dorosłym życiu. Firma, urząd, uczelnia, szpital, wojsko, Kościół, partia polityczna, mafia - miejsce nie ma większego znaczenia. Wszędzie nasz sukces zależy od tego, czy potrafimy znaleźć odpowiedniego patrona, który pomoże nam wywindować się w górę. Kompetencje oczywiście są ważne, ale ostatecznie czynnikiem decydującym o naszym zawodowym awansie są raczej odpowiednie „plecy”, które musimy sobie wypracować. To nie przypadek, że w zorganizowanych strukturach zwykle wielkiej kariery nie robią osoby asertywne, które potrafią postawić się przełożonym. Reprodukcja elity dokonuje się bowiem przez podporządkowanie się regułom gry: trzeba dobrze odgrywać rolę klienta, aby móc kiedyś zająć miejsce patrona. Im nasze aspiracje są wyższe, tym silniejszego patrona potrzebujemy, i tym samym mocniej musimy się wcześniej podporządkować.
Co istotne, ten system wzajemnego „podwieszania się” ma charakter nieformalny, więc potrzebujemy trochę czasu, żeby rozeznać się w nieoficjalnej strukturze i dowiedzieć się, kto jest ważny, a kto ważniejszy. #Ta wiedza jest kluczowa do sprawnego przeskakiwania na kolejne szczeble piramidy. Tym bardziej że układy klientelistyczne tworzą gęste sieci powiązań i zobowiązań. W efekcie bez wiedzy na ich temat łatwo wpaść w tarapaty, z których nasz patron nie będzie chciał nas wyciągnąć. Chyba że #będziemy już na tyle silni, #że nie będzie mógł pozwolić sobie, aby nas poświęcić.
To jednak nie jest najpoważniejszy problem spowodowany takim modelem relacji społecznych. Funkcjonowanie w piramidzie klientelistycznych powiązań zabiera mnóstwo czasu, który moglibyśmy przeznaczyć na realizowanie znacznie bardziej pożytecznych działań. To zaś oznacza, że marnujemy cenne zasoby. Po drugie, taki model bazuje na skrajnej nieufności - tu nie ma współpracy, są tylko zależności. Czasem nawet może opłacać się torpedowanie jakichś działań, jeśli to korzystne dla naszego patrona. Po trzecie, funkcji przywódców, prezesów, dyrektorów, generałów, ordynatorów czy biskupów często nie pełnią osoby z najlepszymi kompetencjami, ale te, które umiały się odpowiednio podwiesić. Po czwarte wreszcie, skoro asertywność nie jest mile widziana, organizacja nie ma potencjału do uczenia się i zmiany. Efektem układów klientelistycznych jest bowiem raczej replikacja niż modernizacja, ukrywanie problemów niż ich rozwiązywanie.