Krakowa pożegnanie z Habsburgami
Demonstracje, zamieszki, powybijane szyby, posiedzenia i narady, odsyłane do Wiednia bądź ostentacyjnie poniewierane po ulicach miasta odznaczenia państwowe, pochody i wreszcie wielki wiec. W lutym 1918 roku Kraków i jego mieszkańcy zaczęli burzliwe pożegnanie z Habsburgami.
Od początku 1918 roku, czwartego roku wojny światowej, czuć było w krakowskim powietrzu – wtedy jeszcze czystym – jakiś przełom. Przełom ten zaczął się konkretyzować wraz z napływającymi pod Wawel informacjami nt. pertraktacji, które państwa centralne – Rzesza Niemiecka oraz Austro-Węgry toczyły w Brześciu Litewskim z przedstawicielami powołanej niedawno do życia Ukraińskiej Republiki Ludowej. Pierwsze wiadomości, które docierały z dalekiego Brześcia były skąpe, niesprecyzowane i w ogóle niejasne. Wtem jednak, w niedzielę 10 lutego, w Krakowie gruchnęła wieść: „Państwa Centralne podpisały pokój z Ukrainą!”. Z okazji zawarcia pokoju Namiestnictwo we Lwowie zarządziło oflagowanie miast – budynków rządowych oraz prywatnych. Cała Galicja, a pośród jej miast Kraków, gotowała się do świętowania. Wszelako krótkie to były przygotowania, albowiem już nazajutrz do Krakowa dotarły szczegóły pokoju brzeskiego, a w nich informacja, że Chełmszczyzna i część Podlasia mają się znaleźć w granicach państwa ukraińskiego…
Pierwsze manifestacje
„Chełmszczyzna, Podlasie i Grodzieńskie oddane Ukrainie”; „Podział Polski”; „Wydanie na łup ziemi Chełmskiej wbrew historycznemu prawu Polaków”; „Przygnębiające wrażenie w kołach polskich w Wiedniu” – donosiły prasowe nagłówki. Od rana, 11 lutego, panował w Krakowie z jednej strony nastrój niedowierzania i przygnębienia, z drugiej zaś – wzburzenia i chęci głośnego protestowania przeciwko decyzjom Berlina i Wiednia. Mimo apelów władz w Krakowie dochodziło do pierwszych manifestacji. Z budynków – co ciekawe: na polecenie Prezydium Miasta – znikały jedna po drugiej wywieszone zeszłego dnia flagi, odwoływano wieczorne przedstawienia, zamykano lokale. Tego dnia wieczorem odbyło się w Magistracie spotkanie, w którym udział wzięli reprezentanci wszystkich głównych nurtów galicyjskiej polityki – od socjalistów po konserwatystów. Wspólnie uchwalono rezolucję wzywającą Koło Polskie we Wiedniu „do wniesienia uroczystego i najenergiczniejszego protestu w austriackiej Izbie posłów przeciw bezprzykładnemu gwałtowi nowego podziału Polski”.
W kolejnych dniach na ulice Krakowa wychodziło protestować tysiące mieszkańców. Profesor Władysław Konopczyński notował w swym dzienniku, że „dowiedziałem się na mieście o zdemolowaniu pruskiego biura paszportowego tudzież po części dworca. Istotnie, biuro wygląda, z przeproszeniem, jak wagon cesarsko-królewskiej kolei państwowej z wybitymi szybami”. Rada miasta Krakowa zapowiedziała, że na swym najbliższym posiedzeniu uchwali zmianę dotychczasowej nazwy ulicy 5 listopada (obecnie Starowiślna), na ulicę Chełmską. Na słupach ulicznych z kolei pojawiła się odezwa Prezydium Miasta podpisana przez Jan Kantego Federowicza, Józefa Sare i Karola Rolle, w której apelowano o zachowanie spokoju, jednocześnie informując, że w Krakowie dojdzie do oficjalnego protestu przeciwko decyzjom brzeskim. Sytuacja na krakowskich ulicach była jednak na tyle poważna, że miasto zdecydowało się powołać do życia straż obywatelską, mającą pomagać w okiełznaniu nastrojów.
Rewolucja
Tymczasem sprawy nabierały tempa. 13 lutego komitet krakowski Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej „na znak protestu przeciw zrabowaniu Chełmszczyzny i Podlasia”, uchwalił proklamację strajku generalnego („bezrobocie powszechne”) na dzień 18 lutego. Na ten sam dzień wszystkie krakowskie stronnictwa polityczne zapowiedziały w prasie wielką manifestację narodową – antybrzeski protest w Krakowie. Wśród mieszkańców coraz częściej powtarzano wiadomości o odsyłaniu przez najznakomitsze osobistości miasta i polityki krajowej orderów cesarzowi Karolowi I na znak protestu przeciwko traktatowi państw centralnych z Ukrainą. „Ekscelencja Długosz odesłał jeden order – czytamy w prasie – gdyż inne, jak zaznacza równocześnie w piśmie, zrabowali mu honwedzi”. Pod Wawelem wzmagały się także nastroje antyniemieckie. Od wieczora 17 lutego Kraków pozostawał „pod wrażeniem zbliżającego się wielkiego dnia protestu przeciw oderwaniu ziemi chełmskiej i podlaskiej”. Władysław Leopold Jaworski notował w swym dzienniku: „Jutro ma być ogólny strajk. Jest to rewolucja. W Austrii stajemy się równi Czechom. Musi nadejść represja i wzrost niesłychany Rusinów. Co za nieszczęście. Patrzeć muszę na gruzy domu, który sam wznosiłem”.
18 lutego, w dniu manifestacji, na specjalnym spotkaniu swój protest wyraziła Rada Miasta, która stwierdziła, że „oburzającym aktem gwałtu zdeptano najświętsze, bo naturalne prawa narodu polskiego do jego własnej, przez tyle wieków krwawym potem i serdeczną krwią przesiąkłej ziemi polskiej”. Przeciw pokojowi brzeskiemu protestowali również krakowscy Żydzi, protestował także Uniwersytet Jagielloński. Aula główna Collegium Novum nie pomieściła wszystkich chętnych, konieczne było otwarcie innych sal.
Od rana w krakowskich kościołach odbywały się nabożeństwa za ojczyznę, natomiast na ulicach miasta gromadziły się tłumy krakowian, chcących wziąć udział w manifestacji. Samych robotników zbierających się przed budynkiem Kasy Chorych, czyli tzw. Domem Robotniczym przy ul. Dunajewskiego szacowano na 40 000 ludzi. „Żaden warsztat – stwierdzano z zadowoleniem na łamach „Naprzodu” – żadne biuro nie pracuje”. Robotnicy ruszyli pochodem trasą przez ulicę Floriańską w kierunku Rynku. Wśród murów Starego Miasta niosły się słowa „Czerwonego Sztandaru”, gdzieniegdzie dało się również usłyszeć „O, cześć wam panowie, magnaci”. Przed godz. 11.00 tłum dotarł do ul. Grodzkiej i kościoła św. Wojciecha, gdzie socjaliści planowali się ostatecznie zatrzymać, podczas gdy jego koniec, który tworzyły kobiety, tkwił jeszcze w okolicach Bramy Floriańskiej. Poczet sztandarowy PPSD ustawił się przy pomniku Mickiewicza, natomiast pomiędzy robotnikami a samym monumentem uroczysty szpaler utworzyli kolejarze.
Manifestacja
Czekano na oficjalne rozpoczęcie manifestacji i mowy przywódców partyjnych Krakowa, które miały się zacząć zaraz po hejnale oznajmiającym wybicie godz. 11.00. Rynek był już wówczas pełny. Przed wyznaczoną godziną z ulicy św. Anny wszedł nań pochód, na czele którego podążała społeczność Uniwersytetu Jagiellońskiego na czele z rektorem Kazimierzem Żorawskim. Uniwersytet zajął miejsce w okolicach odwachu od strony Sukiennic. Dalej, także ulicą św. Anny, szło duchowieństwo, wiceprezydenci Krakowa i rajcy miejscy, Rada powiatowa krakowska, naczelnicy urzędów i urzędnicy, kongregacja kupiecka, towarzystwa rolnicze, prezydium żydowskiej gminy wyznaniowej, Izby – adwokacka i notarialna, towarzystwo strzeleckie, wreszcie nauczyciele krakowskich szkół. Grupa ta zajęła miejsce na linii od ulicy św. Anny do wylotu ul. Brackiej. Od ul. Szewskiej z kolei na Rynek wkroczyły krakowskie korporacje, stowarzyszenia i cechy, ustawiając się między ulicami Szewską i Wiślną. Ulicą Szczepańską szła młodzież szkolna, ul. Sławkowską związki i stowarzyszenia kobiece, które obsadziły linię AB w Rynku. W tym samym miejscu, wraz z sztandarem, brać udział w manifestacji postanowili weterani powstania styczniowego.
Dziesięć minut po godz. 11.00 z wieży mariackiej rozległa się melodia „Boże, coś Polskę”, zaś po odśpiewaniu pieśni przez tłum politycy i działacze rozpoczęli swe przemówienia. Z wszystkich trybun odczytano odezwę parlamentarnego Koła polskiego, w której Koło głosiło „w imieniu polskiego zaboru austriackiego uroczysty protest przeciw traktatowi w Brześciu i podejmujemy walkę celem jego obalenia”. Następnie głos zabrali mówcy.
Po zakończeniu wszystkich mów odśpiewano „Rotę”, „Boże, coś Polskę”, robotnicy zaintonowali także „Czerwony Sztandar” oraz złożono uroczyste powszechne ślubowanie podjęcia walki o zachowanie całości ojczyzny. W manifestacji w sumie wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, liczącego sobie wówczas ok. 180 000 ludzi, Krakowa.
Koniec pewnej epoki
Wraz z manifestacją na Rynku 18 lutego i towarzyszącymi w tamtych dniach miastu demonstracjami kończyła się pewna epoka w dziejach Krakowa, z szczególnie wyraźnym przełomem, którego symbolem nie były tylko tłumy na Rynku, lecz również rychła śmierć prezydenta Juliusza Lea, kilka tygodni później zaś – jednego z organizatorów i uczestników wielkiej manifestacji – Lucjana Rydla. Kończył się Kraków Habsburgów, autonomii, Stańczyków wreszcie, a ten widoczny i głośny lutowy kontrapunkt w historii miasta doczeka się puenty jesienią 1918 roku. Puenty faktycznej – jak wystąpienie Antoniego Stawarza wraz z grupkami wojska, przejęcie miasta z rąk austriackich, powstanie Polskiej Komisji Likwidacyjnej, jak też puenty symbolicznej – z napisami na krakowskich ulicach: „Precz z Bobrzyńskimi! Precz z polityką zbrukanych rąk!”.
Jednakowoż w przeszło sto lat po tych wydarzeniach nie tak dawno jeszcze mieliśmy cesarską twarz z charakterystycznymi bokobrodami na butelce wody mineralnej, popijamy ze smakiem cesarskie i królewskie piwo, widzimy cesarza na ulicach Floriańskiej i na Grodzkiej oraz zajadamy cesarski sznycel. To dzisiejszy Kraków podświadomie wzdychający do ducha i tradycji Galicji, którą wielki Habsburg uosabia. Do czasów, w których Kraków choć prowincjonalny, to jednak był wielki… Złośliwi szepczą w Rynku i jego okolicznych, zasiedziałych przez starych mieszkańców, knajpkach, że są i tacy pod Wawelem, którzy niczym relikwie przechowują strzępy portretu Franciszka Józefa podartego przez studentów UJ jesienią 1918 roku. Tego roku, w którym Kraków pożegnał się z Habsburgami. Czy jednak pożegnał się z Galicją? To już temat na zgoła osobne rozważania.