Kraków. Chciał zabić przyjaciela, który uwiódł mu dziewczynę
Dwaj mężczyźni byli przyjaciółmi, ale gdy jeden trafił za kratki, to drugi uwiódł mu dziewczynę. Konrad Ż. na przepustce z celi z zemsty próbował zabić Mariusza K. Przed Sądem Okręgowym w Krakowie usłyszał wyrok pięciu i pół roku więzienia.
Konrad po północy przeskoczył ogrodzenie działki i wszedł do altanki. Skorzystał ze sposobności, że uczestnicy grilla spali, a drzwi nie były zamknięte. Na palcach minął mężczyznę, który leżał na podłodze, z kuchni zabrał nóż i dalej po cichutku wszedł do pokoju.
Paliła się tylko ledowa lampka. W jej świetle było widać, że Mariusz leży przy Wioli, a obok nich na łóżku dwie dziewczynki. Konrad poznał swoje nieletnie córeczki. Ocenił sytuację, po czym wziął zamach i zadał pierwszy cios w głowę mężczyzny. Rozgorzała walka.
Przyjaciele z ulicy Czystej
Konrad z Mariuszem byli jak papużki nierozłączki. Taka męska przyjaźń to dziś rzadkość. Razem wychowali się na podwórku przy ul. Czystej w centrum Krakowa. Chodzili do tej samej szkoły i nawet zostali skazani w jednej sprawie za próbę rozboju z nożem.
Wyrok identyczny: dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Konrad miał na sumieniu również inne przewiny, więc odwieszono mu karę i trafił do Zakładu Karnego w Nowym Wiśniczu.
- Gdy ja poszedłem siedzieć, on zabrał mi rodzinę. Był moim przyjacielem, a zrujnował mi życie - mówił w sądzie.
Na ul. Czystej mieszkała też Wiola, dziewczyna Konrada. Znali się od dawna i mieli dwie córki. Starszą w wieku pięciu lat i drugą o połowę młodszą. W związku nie działo się najlepiej. Konrad miał ciężką rękę i bił ukochaną.
W obronie Wioli stanął raz Andrzej, młodszy brat Konrada i dźgnął go nożem w plecy. Sprawę załagodzono, zanim trafiła do sądu. W końcu udręczona Wiola uznała, że nadszedł koniec jej związku z Konradem. Nadal jednak jeździła do niego do więzienia. Zgadzała się na „mokre widzenia”, podczas których uprawiali seks.
Konrad często dzwonił do niej z ogólnie dostępnego aparatu na korytarzu więziennym i urządzał awantury, że nie przysyła mu paczek i rzadko bywa w Nowym Wiśniczu. Podejrzewał, że zaczęła się spotykać z Mariuszem, który mieszkał w tej samej co Wiola kamienicy przy ul. Czystej. Twardych dowodów jednak nie miał.
Podczas jednej z rozmów Wiola powiedziała Konradowi, że młodsze z ich dzieci nie jest jego. Jak twierdziła, ojcem jest Andrzej, młodszy brat Konrada. Zaszła z nim w ciążę, gdy Konrad bywał w służbowych delegacjach poza Krakowem. Wiadomość ta nie zrobiła wrażenia na Konradzie, nie dawał dziecku odczuć, że je inaczej traktuje. Miał kontakt z dziewczynką podczas widzeń w zakładzie karnym.
Samobójstwo Andrzeja
W połowie maja 2014 r. doszło do zdarzeń nieobojętnych dla tej sprawy. Okazało się, że młodszy brat Konrada zabił nożem swoją dziewczynę Ewelinę i popełnił samobójstwo w piwnicy przy al. Słowackiego w Krakowie.
Motyw zbrodni nie był do końca jasny. Gdy Konrad dowiedział się o tragedii, następnego dnia zadzwonił do Wioli.
Wtedy zaatakował nożem śpiącego przyjaciela i krzyczał, że go „zaje...”
- Ty będziesz następna - rzucił. Te słowa słyszał Mariusz, który akurat był w pokoju. Pogrzeb Andrzeja zaplanowano na 26 maja i Konrad z tej okazji wyszedł na dwudniową przepustkę z więzienia.
Wiola bała się jego powrotu, tym bardziej, iż Konrad napomknął, że Mariusz „nie odbierze mu rodziny i jak wyjdzie, to sobie z nim wyjaśni sprawę”. To zabrzmiało groźnie. Dzień przed#pogrzebem Konrad zjawił się w Krakowie. Dowiedział się, że Wiola i córki są na działce u ojca Mariusza na ul. Rozdroże. Pojechał tam. Było z 10 osób, grill, kiełbaski, piwo, po prostu piknik.
Fatalne wieści i atak
Konrad spokojnie pogadał z Mariuszem na osobności. Świadkowie usłyszeli tylko strzępy słów. Konrad coś wspomniał, że jak za 80 dni skończy karę, to zrobią ustawkę, aby się bić i w ten sposób wyjaśnią sobie sprawę wspólnej kobiety.
Wiola podeszła wtedy do Konrada i powiedziała, że wystąpiła przeciwko niemu do sądu o alimenty dla starszej córki. Dlaczego nie dla młodszej? Bo, jak dodała, to nie jego dziecko, ale zmarłego brata Andrzeja. Konrad nie zareagował. Także wtedy, gdy usłyszał, że Wiola zostaje na noc w altance z Mariuszem i córeczkami.
- Bo jestem z nim w związku - po raz pierwszy otwarcie powiedziała o tym byłemu partnerowi. Konrad przepadł na kilka godzin. Nieoczekiwanie o godz. 2 w nocy pojawił się w altance, w której spała Wiola, dzieci i Mariusz. Wtedy zaatakował nożem śpiącego przyjaciela i krzyczał, że go „zaje...”.
Pierwsze ciosy w twarz były mocne, bo doprowadziły do złamania nosa i kości oczodołu. Gwałtownie obudzony Mariusz zaczął się bronić i szybko zyskał przewagę. W ferworze walki Konrad ugryzł jeszcze Wiolę w udo, ale po chwili został obezwładniony.
Policja była na miejscu po godzinie. Zabezpieczyła przełamany nóż o ostrzu długości 21 cm. Mariusz trafił do kliniki chirurgii szczękowej, gdzie poskładano mu kości twarzy i pozszywano rany. Wyszedł po kilkunastu dniach. Później przepadł bez śladu, zaczął się ukrywać. Nie zeznawał na procesie.
Konrad nie przyznał się do próby zabójstwa przyjaciela. Potwierdził, że zaatakował Mariusza, ale chciał go tylko okaleczyć i zrobić mu na złość.
- Gdy ja poszedłem siedzieć, on zabrał mi rodzinę. Był moim przyjacielem, a zrujnował mi życie - mówił w sądzie.
Przekonywał, że dopiero tamtego dnia na działce dowiedział się, że Mariusz i Wiola są razem. Najbardziej poruszyła go jednak wiadomość, że jedno dziecko nie jest jego. Biegły napisał w opinii, że zazdrość o partnerkę oraz poczucie straty i zdrady najbliższych w sytuacji, gdy miał niewielki wpływ na bieg wydarzeń, zawładnęły sercem i głową Konrada. Nie bez znaczenia był dla niego fakt, że nowym partnerem Wioli okazał się jego najbliższego przyjaciel.
Proces i skazanie
Wioletta K. była oskarżycielem posiłkowym na procesie Konrada Ż. Nie mogła mu wybaczyć ataku nożem w altance. Nie kryła, że teraz żywi do niego nienawiść za to, że coś takiego zrobił przy dzieciach.
Sąd Okręgowy w Krakowie przyjął, że Konrad Ż. próbował zabić przyjaciela. Dlatego wymierzył oskarżonemu karę pięciu i pół roku więzienia. Uznał, że Konrad działał w poczuciu krzywdy i upokorzenia ze strony Mariusza K.
- Można wręcz stwierdzić, że w krótkim czasie utracił brata, konkubinę, dziecko i najbliższego przyjaciela - stwierdził sąd
Zdaniem sądu okolicznością łagodzącą był niewiarygodny splot nieszczęść, z którymi przyszło się mierzyć oskarżonemu, a odpowiedzialność za to, co się stało, ponoszą po części sami pokrzywdzeni.
Sąd zauważył, że tamtego dnia w życiu Konrada Ż. doszło do kumulacji tragicznych informacji. Znalazł się w niecodziennej sytuacji motywacyjnej, a to zmniejszyło stopień jego winy.
- Można wręcz stwierdzić, że w krótkim czasie utracił brata, konkubinę, dziecko i najbliższego przyjaciela - stwierdził sąd. Wykluczył jednak, aby oskarżony działał pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami. Tu było ważne, że między uzyskaniem tragicznych informacji, a atakiem na Mariusza K. minęło kilka godzin.
- Gdyby oskarżony od razu wpadł w amok i wtedy zaatakował pokrzywdzonego, to można byłoby mówić o afekcie. Kiedy wrócił do altanki po dłuższej chwili, by się zemścić, to zrobił to już z rozmysłem - zauważył sąd. Wyrok jest już prawomocny.