Kradzież stulecia. Oskarżony jest zastraszany?
W procesie w sprawie głośnej kradzieży 8 mln zł z bankowego konwoju w Swarzędzu, zamiast zaplanowanych na wczoraj głosów stron niespodziewanie obrońcy trzech oskarżonych zasypali sąd wnioskami dowodowymi.
Rozprawa, która odbyła się w łódzkim Sądzie Okręgowym, zaczęła się od odtworzenia zapisu z nagrania monitoringu, na którym widać, jak przed domem Adama K., jednego z oskarżonych, dwa razy przejechało pięć samochodów jeden za drugim. Jak potem Adam K. wyznał sądowi, w ten sposób chciał go zastraszyć Marek K., jeden ze wspólników.
- Tydzień temu podpalono samochód, który zostawiłem na parkingu. Jestem przekonany, że zrobiono to, by mnie zastraszyć, żebym nie potwierdził w sądzie tego, co o Marku K. zeznałem w prokuraturze - mówił Adam K.
Uważa Marka K. za człowieka zapalczywego i mściwego, który miał pobić kuriera i żonę. Marek K. zaprotestował, twierdząc, że to bzdury, nigdy nie groził Adamowi K., znali się krótko, pracowali w jednym pokoju, nawet się nie pokłócili. A według aktu oskarżenia obaj wraz z Dariuszem D. i Grzegorzem Ł. przygotowali akcję. 10 lipca 2015 roku furgonetka z gotówką, która miała trafić do bankomatów, odjechała sprzed miejscowego oddziału banku. Prowadził ją 48-letni Krzysztof W. z Łodzi, zatrudniony w firmie ochroniarskiej konwojującej pieniądze.
Obrońcy chcieli m.in., by przesłuchać Grzegorza Ł. (który - tak jak i 8 mln zł - zapadł się pod ziemię), bądź sprawdzić, na jakim etapie są jego poszukiwania i spytać policję, czy interweniowała w domu Marka K.
Sąd oddalił większość wniosków. Rozpatrzy tylko, czy do materiału dowodowego dołączyć opinię toksykologa mówiącą o wpływie zażywanego leku na psychikę Krzysztofa W. Mężczyzna brał specyfik, by przytyć przed skokiem, zmieniając w ten sposób wygląd.