Koszt przywrócenia granic byłby wielki [rozmowa]
Rozmowa z dr. Marcinem Kędzierskim z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie o tym, ile kosztowałoby nas zamknięcie granic.
- Eksperci ostrzegali, że od 1 marca rozpocznie się proces likwidacji strefy euro. Na razie gwałtownych ruchów nie widać. Czy należy się ich spodziewać?
- Wraz z narastaniem problemu imigracyjnego - a robi się coraz cieplej, więc niebawem kolejne fale ruszą do Europy - problem będzie się powiększał. Kolejne kraje będą wprowadzały jakieś formy kontroli na swoich granicach. Spodziewam się też wzajemnych retorsji - kraje będą wyrzucać sobie, kto ile osób przyjął. Na końcu tej drogi będzie ograniczanie swobody przepływu ludzi i wprowadzenie kontroli na granicach.
- Polska również wprowadzi kontrole na granicach. Na razie tylko na czas Światowych Dni Młodzieży. Będzie możliwość dokonania przymiarek.
- Jedna rzecz to wyrywkowe kontrole, z jakimi mieliśmy już do czynienia podczas Euro. Przywrócenie stałych punktów granicznych to przedsięwzięcie na zupełnie inną skalę. Bardzo wielu pograniczników zostało przesuniętych z zachodniej granicy na wschód. To byłby powrót do rzeczywistości z 2007 roku.
- Ile będzie nas kosztował powrót do podzielonej granicami Europy?
- Samo przywrócenie posterunków granicznych to stosunkowo niewielki koszt w porównaniu do kosztów transakcyjnych. Wprowadzenie takiej kontroli uderzy bardzo mocno w rynek wewnętrzny. Co gorsza, uderzy głównie w transport artykułów rolno-spożywczych, które mają krótką datę ważności. Każdy przestój na granicy takich towarów wiązać się będzie z wielkim ryzykiem. Pamiętajmy, że Polska jest dziś nie tylko liderem jeśli chodzi o przemysł rolno-spożywczy, ale również dużym europejskim graczem w dziedzinie transportu.
- Już obliczono, że upadek Schengen to koszt porównywalny z nałożeniem dodatkowego 3-procentowego podatku na handel i zmniejszenie obrotów handlowych w Europie o 10-20 proc.
- To na razie tylko szacunki. Dokładne obliczenie tych strat wymaga miesięcy badań. Bez wątpienia jednak te koszty nie rozłożą się równomiernie. W niektóre branże uderzą bardziej, w inne mniej, ale na pewno będą dotkliwe. Schengen jest elementem znacznie większej konstrukcji europejskiej. Jeśli dziś mówimy o kosztach wycofania się z Schengen, to nasuwa się pytanie o sens funkcjonowania rynku wewnętrznego w Unii Europejskiej. Od tego pytania nie uciekniemy. Minister Waszczykowski podkreśla, że Polska prowadzi dialog z Wielką Brytanią po to, aby Unia była nie jednym tworem politycznym, ale unią suwerennych narodów. Problem w tym, że rozmontowanie Schengen sprawi, że dostęp do rynku wewnętrznego, którego bardzo potrzebuje Polska, zostanie silnie ograniczony.
- Być może do tego nie dojdzie, bo ograniczenia dotknęłyby zbyt boleśnie Niemcy.
- Jeszcze przed rokiem rzeczywiście wiele zależało od Niemiec - nieformalnego lidera Unii. Ostatnie tygodnie pokazały, że hegemonia Niemiec upadła. O ile w ubiegłym roku Niemcy mogły wymusić na innych państwach przyjęcie systemu kwotowego w relokacji uchodźców, tak dziś jest to już niemożliwe. Dziś państwa europejskie w sposób jawny mogą kontestować politykę Angeli Merkel. Sądzę, że w najbliższych miesiącach będziemy mieć do czynienia głównie z polityką faktów dokonanych. Być może jest to porównanie zbyt odległe, ale zachowanie poszczególnych aktorów na scenie politycznej przypomina czas w przeddzień I wojny światowej. Nie wieszczę wybuchu wojny, ale nikt dziś nie jest w stanie przewidzieć rozwoju wypadków. Sytuacja toczy się jak kule w bilardzie. Mogą ułożyć się pozytywnie, ale negatywnego scenariusza też nie da się wykluczyć.