Koszmarnie trudna droga Kingi do zdrowia
Ciasne mieszkanie i miesiące oczekiwania na rehabilitację. Poszkodowana 18 - latka ma do pokonania niejedne strome schody. Nie tylko dosłownie. Również w przenośni. Zmagania z urzędniczą indolencją pochłaniają równie wiele energii, co jej walka z niepełnosprawnością
Jesienią zeszłego roku Kindze zawalił się świat. Wracała ze szkoły, gdy nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Kierowca zjechał na ulicę, ściął barierki, a idącą chodnikiem nastolatkę przygniótł do muru kamienicy. Ranna dziewczyna z połamaną kością udową i oskalpowaną ze skóry nogą trafiła do szpitala. Przeszła ponad 40 operacji, od rekonstrukcji kości do przeszczepów tkanek i skóry. Od tamtej pory życie Kingi to czekanie na dalsze leczenie.
Niestety noga nie goi się tak jakbyśmy chcieli - mówi pani Maria - córka nadal nie zgina jej w kolanie. Wymaga pomocy praktycznie w każdej czynności.
O ogromnej determinacji w walce nastolatki o powrót do zdrowia pisaliśmy wielokrotnie.
Od października mama Kingi wynajmowała w Żarach mieszkanie, jednak musiała się wyprowadzić, bo właściciel mieszkania chciał je sprzedać.
Tragiczna historia Kingi opisywana przez nas poruszyła serca urzędników do tego stopnia, że w maju pełnoletnia już nastolatka. -13 maja wprowadziłyśmy się tam, ale niestety mieszkanie w bloku socjalnym jest nieprzystosowane do potrzeb córki. Nie może korzystać z brodzika, bo wciąż nie potrafi zginać nogi. Wciąż myje się w misce, na toalecie też nie usiądzie bo miejsce przed nią zajmuje kaloryfer. Obiecano nam, że gdy otrzyma orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, być może dostanie inny lokal.
Ale na decyzję Powiatowego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności czeka od dwóch tygodni.
- I tak się męczy to moje biedne dziecko - kończy pani Maria.
Na razie na ćwiczenia do domu przychodzą rehabilitanci. Za wszystko trzeba płacić. Dlatego teraz najważniejsze jest załatwienie miejsca na oddziale rehabilitacji.
Problem w tym, że w 105.Kresowym Szpitalu Wojskowym zlikwidowano oddział, a w Szpitalu na Wyspie na zabiegi trzeba czekać minimum 1,5 roku.
- Szukaliśmy miejsca w Sulechowie, Nowej Soli. Jest szansa na Świebodzin- dodaje mama Kingi.
Za poszkodowaną 18 - latką ujął się wicedyrektor Szpitala Wojskowego, Marek Femlak. Powiatowa komisja zdrowia, której przewodniczy, na ostatnim posiedzeniu omawiała stan opieki medycznej w Żarach. Radni skarżyli się na brak weekendowych dyżurów stomatologicznych i trudny dostęp do usług rehabilitacyjnych. Chętnych by świadczyć je prywatnie ubywa. Problemem jest opłacalny kontrakt z NFZ. Alternatywnie dopłacać do działalności może samorząd. Budynek jest. Parter dawnej chirurgii nie wymaga wielu nakładów. Wymarzone miejsce dla działu ambulatoryjnej i stacjonarnej rehabilitacji.
- W przypadku Kingi służba zdrowia poniosła ogromne nakłady - mówił M. Femlak. - Operacje, przeszczepy, kości skręcane na śruby. Mnóstwo pracy, które może zostać zniweczone przez brak dostępu do rehabilitanta. W takiej sytuacji jest wielu pacjentów. Czeka ich regres w leczeniu. Ryzykują utratą kończyny!
W lubuskich oddziałach rehabilitacyjnych pierwszeństwo mają pacjenci po udarach. Reszta czeka w długich kolejkach lub godzi się na tułaczkę po ośrodkach w ościennych województwach.
- Nasz kontrakt wymaga, by chorego przyjmować najpóźniej 14 dni po udarze - przyznaje Franciszek Pietraszkiewicz, kierownik działu rehabilitacji Wielospecjalistycznego Szpitala w Nowej Soli. - Warunek ten powoduje, że pacjenci potrzebujący rehabilitacji ortopedycznej szukać muszą miejsc gdzie indziej. Na przykład w Sulechowie, albo w Świebodzinie. My nie możemy pomóc wszystkim.
25 czerwca Stowarzyszenie Tobie i Miastu planuje organizację koncertu charytatywnego na rzecz Kingi. Dochód z niego przeznaczony zostanie właśnie na rehabilitację dziewczyny.