Kontuzja w najgorszym momencie [MINĄŁ TYDZIEŃ]
Kibice z Torunia mają lekki oddech od lokalnych wydarzeń. Żużel nie jeździ, piłka nie gra, halowe sporty jeszcze długo poczekają na wznowienie rozgrywek, więc jest czas na to, by wypocząć.
Choć nie dla wszystkich ten wypoczynek jest taki oczywisty. Działacze Elany szykują skład na awans. Z kolei Polskiego Cukru kontraktują zawodników i szukają trenera, a w Get Wellu Toruń trwa stan zdziwienia, co się dzieje. A dzieje się licho, jak rzadko. Niedawno, na spokojnie, obejrzałem sobie powtórkę meczu z Betardem Spartą Wrocław i - powiem szczerze - byłem zdegustowany. Czegoś takiego jak morale w tym zespole, to chyba nie ma. Nie dociera do mnie myśl, by nasz klub spadł do pierwszej ligi, ale trzeba się chyba mocno zastanowić, co zrobić, by w przyszłym roku nie było takiego wstydu. Bo cztery porażki na pięć meczów u siebie, to wstyd. A co zrobić? Hm, niestety, trzeba będzie chyba nieco przewietrzyć skład. Ale nie zazdroszczę tym, którzy będą podejmowali decyzje personalne. Bo kogo się pozbyć, to - mniej więcej - wiadomo. Ale kogo kupić? Tu mamy już problem. I co tu zrobić z juniorami? Dać jeszcze szansę tegoroczniakom? Czy spróbować kogoś kupić? Tylko kogo?
Oglądałem sobie turnieje SEC i IMP na żużlu i żal zrobiło mi się Adriana Miedzińskiego. Jeśli chodzi o mistrzostwa Europy, to powiedzmy sobie uczciwie - stawka jakoś nie powala i „Miedziak” mógłby w niej namieszać. A mistrzostwa Polski? Jak w finale Szymon Woźniak śmigał do mety, to sobie pomyślałem, że na jego miejscu mógł być Adrian. Akurat wtym roku potrafił świetnie dać sobie radę z każdymi eliminacjami, ale co z tego, gdy w najważniejszym, finałowym momencie, musi leczyć kontuzję? Owszem, startu w Grand Prix Challenge nie stracił, ale to właśnie w SEC czy IMP mógł wywalczyć najwięcej.
Koszykarze Polskiego Cukru pochwalili się kontraktem Karola Gruszeckiego, a dyrektor sportowy Ryszard Szczechowiak wyfrunął do USA szukając zagranicznych wzmocnień. Znając go - znajdzie na pewno jakieś rodzynki. Martwi mnie jedynie to, że wciąż nie ma trenera. Jacek Winnicki postanowił opuścić toruński klub i - w sumie - trochę mu si ę nie dziwię. Powtórzyć tegoroczny sukces byłoby bardzo trudno. Więc lepiej odejść w atmosferze glorii i chwały. Podobnie zrobił Michał Probierz w piłkarskiej Jagiellonii. „Wycisnął” srebro dla Białegostoku jak Winnicki dla koszykarskiego Torunia i stwierdził, że pora się ewakuować. Pozostawiając dla siebie „szacun”.