Krzysztof Ogiolda

Konserwator jest artystą. Oni są po to, żeby odkrywać pierwotne piękno

Beata Wewiórka i Edward Szczapow przy pracy w Muzeum Śląska Opolskiego nad figurą św. Franciszka z Asyżu z kościoła w Chrząstowicach. Beata Wewiórka i Edward Szczapow przy pracy w Muzeum Śląska Opolskiego nad figurą św. Franciszka z Asyżu z kościoła w Chrząstowicach.
Krzysztof Ogiolda

Dr Beata Wewiórka i Edward Szczapow są artystycznym małżeństwem. Zawiesili własną twórczość i oddali się na całego naprawianiu dzieł sztuki, które uszkodził czas lub nieostrożni , niekompetentni ludzie. Mają w dorobku wiele „uleczonych” obrazów, ołtarzy, czy figur. Ostatnio dali nowe życie stacjom drogi krzyżowej z katedry opolskiej.

Z dr Beatą Wewiórką i Edwardem Szczapowem reporter nto spotyka się w ich konserwatorskiej pracowni w Muzeum Śląska Opolskiego.

W tle stoi figura św. Franciszka z kościoła w Chrząstowicach, przy której aktualnie pracują. Trzeba będzie jeszcze poczekać, aż wypięknieje. Kto chce już przekonać się, jak wiele potrafią ci konserwatorzy, powinien udać się do katedry opolskiej. Na jej filarach wiszą stacje drogi krzyżowej, które właśnie w tej pracowni dostały nowe życie. Jeszcze dwa lata temu - jak przez minione pół wieku - były niemal czarne.

- Każdy obraz zaraz po namalowaniu zaczyna się starzeć - mówi Edward Szczapow. - W kościele ten proces ulega przyspieszeniu: duże skupisko ludzi, świece kopcą, ogrzewanie węglowe. W katedrze i w wielu innych miejscach co jakiś czas kolejni proboszczowie chcieli ten proces powstrzymać. Ale kiedy kazali kłaść na obrazach kolejne warstwy werniksu, to on tylko utrwalał cały brud, okopcenia itd. Aż przestawaliśmy widzieć na obrazach cokolwiek. I wtedy wzywa się na pomoc naprawiaczy. Jak zawodowców pół biedy. Jeśli niekompetentnych - katastrofa.

- W trakcie prac nad nimi odkryłam, że ramy były wielokrotnie przemalowane - opowiada pani Beata. - Bardziej pierwotna była błękitna marmoryzacja i złocenia wykończone... srebrem. Potem ramy wiele razy zmieniały swój kolor. Były czarne, potem mazerunek imitował drewno i znów były czarne, kolejna marmoryzacja - gorzej wykonana - miała barwę różowo błękitną. I kolejny raz znowu czarne. Takie ostatecznie zostały, bo pierwotną marmoryzację z niemal wszystkich ram zdrapano. W dodatku choć była piękna, była też agresywna i zanadto konkurowałaby z odrestaurowanym właśnie wnętrzem katedry.

Okiem laika można było - przed konserwacją - zobaczyć, że stacje są niemal czarne i prawie nic na nich zobaczyć nie można. Opolscy konserwatorzy wiedzą, dlaczego były zniszczone. Odsłaniali milimetr po milimetrze i warstwa po warstwie brud, werniksy, przemalowania, żeby dojść do oryginału.

- Były bardzo zniszczone, bo zadziałał i czas, i człowiek - przyznaje dr Wewiórka. - Czas doprowadził do destrukcji materiałów, z których obrazy zostały wykonane. Człowiek, próbując nieumiejętnie naprawić te uszkodzenia, jeszcze je pogłębił.

- Jak ktoś bardzo chce naprawić, ale nie umie, wtedy dzieje się najgorsze - nie ukrywa Edward Szczapow.

  • Każdy obraz zaraz po namalowaniu zaczyna się starzeć.
  • W kościołach ten proces ulega przyspieszeniu: duże skupisko ludzi, świece kopcą, ogrzewanie węglowe.

Co trzeba zrobić, by go odnowić?

 

Pozostało jeszcze 74% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Krzysztof Ogiolda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.