Konsekwentne wdrażanie zbędnych reform
Rozmowa z Mateuszem Zarembą, politologiem z Uniwersytetu SWPS na temat reformy edukacji.
Po raz kolejny mieliśmy huśtawkę nastrojów przed podpisaniem przez prezydenta Andrzeja Dudę kontrowersyjnych ustaw. Czy warto jeszcze mieć nadzieję na choć minimalną jego niezależność od PiS?
Niech żywi nie tracą nadziei - jest powiedziane. Polityka w Polsce jest niezwykle dynamiczna, w obrębie obozu władzy ścierają się różnorakie koterie i sytuacja może się zmienić w takim kierunku, że prezydent Duda zawalczy o pewien stopień niezależności. Na razie jednak na to się nie zanosi. Powtarza się schemat, który znamy nie tylko z okresu po ostatnich wyborach, ale także z połowy poprzedniej dekady, gdy PiS było po raz pierwszy przy władzy. Jest to rodzaj gry prowadzonej ze społeczeństwem przez środowisko PiS: rozdmuchiwane są sztuczne debaty na jakiś temat, tworzy się napięcie, które jest następnie rozładowywane. Taka sytuacja może się jeszcze powtórzyć niejednokrotnie.
Czy przychyla się Pan do opinii, że obecna reforma oświaty ma służyć produkcji gorzej wykształconych, więc posłuszniejszych wyborców?
Biorąc pod uwagę, że w każdym roczniku szkolnym jest po kilkaset tysięcy przyszłych wyborców, to taki proces musiałby trwać dziesięciolecia. Prawdopodobnie celem tej zmiany nie jest planowe ogłupianie społeczeństwa, ale faktycznie, trudno dowiedzieć się, czemu te głębokie i niezwykle kosztowne zmiany miałyby służyć. Przecież wystarczałyby zmiany programów nauczania, gdyby rzeczywiście w tej reformie chodziło o treści programowe.
To o co w niej chodzi?
Mam wrażenie, że może chodzić o realizację obietnic wyborczych. PiS, bazując na społecznych lękach, które się pojawiły w związku z posłaniem przez poprzednie rządy sześciolatków do szkół, stworzyło plany niepotrzebnej reformy, którą teraz realizuje.