Kochanka butelka
O tym dlaczego małżeństwa paradoksalnie najczęściej rozpadają wtedy, kiedy uzależniony przestaje pić rozmawiamy z Wojciechem Eichelbergerem, słynnym polskim psychoterapeutą.
Istnieje taka opinia, że butelka zastępuje pijącemu kochankę, to prawda?
Można się z tym zgodzić. Alkohol miewa wszystkie cechy kobiety kochanki. Pijący facet zwykle ukrywa ją przed żoną, pije po kryjomu, często okłamuje rodzinę. Kiedy jego kłamstwa wychodzą na jaw, wtedy składa partnerce przyrzeczenia, że to ostatni raz. I nie dotrzymuje obietnicy. Z kolei po terapii może przestać pić, ale też nie jest dobrze, bo ciągle wybucha, zmieniają mu się nastroje, robi się podejrzliwy. Wprawdzie nie popija, ale nadal jest alkoholikiem, tyle, że suchym. W życiu bywa tak, że żona rzadko odchodzi od męża alkoholika, bo zwykle żyje nadzieją, że się zmieni i przestanie pić. Poza tym wydaje się jej, że jak zostawi go na pastwę nałogu, to umrze, a ona przecież go kocha. Traktuje go jak nieporadne dziecko. A tu nagle dziecko przestaje pić i staje się nie do zniesienia, katem i ofiarą w jednej osobie.
Po zaprzestaniu tej walki o to, żeby partner nie pił pojawia się pustka?
Przeraźliwa. Do tej pory było tak, że kobieta walczyła o to, żeby mąż przestał pić, a on o to, żeby tej walki nie wygrała. Jeśli udaje się jej wygrać to przestaje się czuć potrzebna, bo cały czas, od rana do wieczora skupiała się na jego pijaństwie. W zasadzie obie strony koncentrowały się tylko na alkoholu i nie dostrzegły, że walka ze wspólnym wrogiem była jedyną rzeczą, która ich łączyła. Kiedy w końcu pokonana kochanka odchodzi robi się nudno i bez sensu. Przez ciągłe picie nie spędzali ze sobą czasu, nie mieli wspólnych zainteresowań, ani przyjaciół. Jeśli wystarczy im siły budują swój związek na nowo, często przy pomocy terapeuty, albo dochodzi do ich rozstania.
Czy zostawienie pijącego ze swoją kochanką to dobry sposób na jego uratowanie?
W wielu przypadkach tak. Szok związany z tym, że nikt o uzależnionego nie walczy, nie wydzwania, nie kontroluje może wzbudzić w nim szok. To okazja do skonfrontowania się z rzeczywistością i rozpoczęcia prawdziwej terapii, polegającej na zmianie sposobów reagowania i zachowania, radzenia sobie z napięciem, lękiem i wściekłością. Ale żeby to było możliwe trzeba umieć się przyznać przed samym sobą i przed bliskimi, że jest się osobą uzależnioną. A nie każdego na to stać. Wiele osób woli powiedzieć: owszem popijam, ale panuję nad sytuacją, gdy tymczasem już dawno wymknęła mu się ona spod kontroli.
Ale w życiu bywa tak, że wiele kobiet lubi jak mężczyzna jest podchmielony, dlaczego?
Z prostej przyczyny, gdy jest podpity staje się bardziej uczuciowy, rozrzewniony, ludzki. Czasem popłacze, wzruszy się i zmiękczy serce kobiety. Do czasu, bo za chwilę po przekroczeniu pewnej dawki alkoholu może znów stać się bardzo agresywny i nieobliczalny. Jak nie zrozumie, że picie prowadzi wyłącznie do destrukcji, to z nałogu łatwo nie wyjdzie.
Mężczyźni częściej wpadają w to uzależnienie, bo jedynym sposobem rozładowania gniewu i lęku jest dla nich butelka?
Tak, kobiety, gdy jest im źle wypłakują się przyjaciółkom, idą do kosmetyczki, na jogę, do sąsiadki, albo bardziej angażują się w macierzyństwo i stres im mija. Mężczyznom bardzo trudno jest się przyznać przed światem, że jest im źle i smutno. Podłamany mężczyzna uważa, że straci wtedy w oczach kolegów i kobiet. Gdy jest w depresji woli się napić, niż pogadać o tym. Panowie mają wiele napięć w klatce piersiowej, mięśniach barku, rąk i nóg. Alkohol szybko rozluźnia ich. Aby nie stać się nałogowcami muszą koniecznie nauczyć się innych sposobów odprężani, rozluźniania się, niż picie.
W Polsce w ogóle trudno jest wyjść ludziom z nałogu?
Nie najłatwiej. Pijemy na urodzinach, imieninach, komuniach i chrztach. Na zdrowie, za pomyślność, za maturę i naród. Człowiek nie pijący od razu staje się podejrzany, bo nie chce się integrować. Kiedy mówi, że nie pije, bo nie lubi, to jego słowa budzą niesmak i niedowierzanie. Nawet przyśpiewki: „ a kto z nami nie wypije niech się pod stół skryje, albo niech go piorun trzaśnie”, nie sprzyjają abstynencji.
Podobnie jak nie sprzyja jej bieda, brak pracy, niezadowolenie z życia?
Jak najbardziej. Realizacja siebie, możliwość utrzymania rodziny, pozwolenie sobie na rozwój pasji, sprzyjają godności, dają poczucie szczęścia i nie powodują lęku, złości, którą rozładowujemy piciem.