Kino wcale nie umarło, choć wielu tak mówiło
Kino miało się skończyć, gdy pojawił się dźwięk, potem telewizja, a jeszcze później - internet. Czy faktycznie ma się tak źle, jak wróżono? A jeśli tak, to dlaczego mul-tipleksy działają? Zapytaliśmy o to go-rzowskich kiniarzy. Dawnych i obecnych.
Czy nadal chodzimy do kina? - Chodzimy. I to coraz częściej, chociaż wielokrotnie wróżono kinu ,,śmierć”. Najpierw, gdy pojawił się dźwięk. A potem telewizja i radio. A mimo tego okazuje się, że kino ma się świetnie, chodzimy do niego coraz częściej. A chodzimy chyba głównie dlatego, że czym innym jest oglądanie filmu w domu, a czym innym w kinie. Po pierwsze, musimy wyjść na seans, więc to już jest jakaś interakcja z innymi. Po drugie wejście do ciemnej sali pozwala się poświęcić filmowi w 100 procentach. Oglądanie filmu gdziekolwiek indziej niż w kinie powoduje, że jesteśmy rozproszeni innymi sprawami. Oczywiście, czasami ludzie przeglądają sobie Facebooka podczas seansu, przeszkadzając innym. Ale mam nadzieję, że takich sytuacji będzie coraz mniej - mówi Monika Kowalska, dyrektorka gorzowskiego Heliosa.
Kiedyś to było kino
Czy kino się zmieniło? Oczywiście! - mówi ludzie z branży.
- Teraz wszystko obsługują maszyny, a kiedyś trzeba było osobnego kinooperatora na każdą salę. Musiał pilnować, by zmienić szpulę w odpowiednim czasie - wspomina Danuta Chromińska, dawniej kierowniczka kina Słońce_(młodszym Czytelnikom przypominamy: Słońce znajdowało się w budynku obecnego klubu Studio). - Widz, który siedział na widowni, nie wiedział, że ktoś coś tam właśnie zmienił. My, kiniarze, siedząc na widowni, nawet niekoniecznie znając film, potrafiliśmy ocenić ten moment. To się dało wyczuć, mając wprawę. A kinooperator w swojej kabinie poznawał to po takich specjalnych znakach, które miała każda kopia - dodaje Teresa Aszyjczyk, była wieloletnia dyrektorka kina Kopernik (dziś nie ma po nim śladu, było tam, gdzie teraz jest Filharmonia Gorzowska).
Pani Teresa karierę w kinie zaczynała od Słońc
- Byłam tam plastykiem, to znaczy do moich obowiązków należało tworzenie plakatów do filmów. I_choć jednocześnie dostałam propozycję dużo lepiej opłacanej posady, to jednak wybrałam Słońce - mówi.
Miłość życia
Miłość do kina pani Teresa wyssała z mlekiem matki. - Pamiętam z dzieciństwa, że choć rodzice ciężko pracowali, to nie było opcji, by pominęli jakieś seanse. Potem lubili o nich dyskutować, czasem potrafili nawet pójść jeszcze raz na tę samą projekcję, żeby wyjaśnić spór - opowiada z przysłowiową łezką w oku. - Od małego byłam ,,przesiąknięta” kinem - dodaje.