Kiedyś w Paryżu grało się w petanque, dziś bezczelnie oszukuje w trzy karty
Społeczne problemy Paryża, całej Francji i dużej części Europy, na ulicach miasta nad Sekwaną są skupione jak w soczewce. Sceny, jakie oglądaliśmy pod samą wieżą Eiffla były wstrząsające.
W środę wieczorem w sercu Paryża, wokół strefy kibica umiejscowionej pod wieżą Eiffla, dominowali kibice Francji i Szwajcarii. Ci ostatni wracali właśnie z Parc de Princes, gdzie ich reprezentacja zremisowała z Rumunią, właściwie gwarantując sobie awans do 1/8.
Na Helwetów czekała już pułapka. A właściwie cała sieć pułapek. Na ulicy Quai Branly - gdzie nawiasem mówiąc mieści się muzeum sztuk kultur pozaeuropejskich - zaprezentowano im sztukę pod Alpami nieznaną. Dokładniej rzecz biorąc całą gamę odmian gry w trzy karty lub trzy kubki z kulką w środku. Przy totalnej bierności stojących tuż obok oddziałów policji pilnujących bezpieczeństwa wokół strefy, na rozstawionych gęsto skrzynkach przykrytych gazetami lub podkładkami pod komputerowe myszki, w najlepsze oszukiwano Szwajcarów na grube pieniądze trickami, które w Polsce zna już każde dziecko. Ubrani w barwne afrykańskie stroje hochsztaplerzy przy pomocy udających klientów kolegów mieli tego dnia wyjątkowy utarg. Podobnie jak autorzy innej sztuczki. Polega ona na nieoczekiwanym schyleniu się pod nogi turysty i pytaniu „Chyba przed chwilą zgubiła pani obrączkę. To nie pani? No to mam szczęście, bo jest ze złota. Ale to trochę dzięki pani, więc podzielmy się tym szczęściem. Sprzedam pani ten złoty krążek za połowę ceny”. Obrączka ze szlachetnym kruszcem nie ma oczywiście nic wspólnego. Ot, taka odmiana numeru na wnuczka...
Za zakrętem, na Avenue de Suffren, klimat się zmieniał. Tutaj kibiców zaczepiali sprzedawcy. Głównie piwa, prosto z reklamówek, ale dostępny był też inny towar. Właściwie każdy zwolennik używek miał szansę znaleźć coś dla siebie. Również tu służby bezpieczeństwa nie zamierzały nikomu przeszkadzać. W końcu biznes to biznes, a im płacą za to, by mistrzostwa odbywały się zgodnie z planem. Policjanci w pełnym rynsztunku uaktywnili się dopiero po meczu, w stacjach metra, gdy z niejasnych powodów zamykali jedne stacje lub perony, kierując pasażerów na inne, co spowodowało nie lada chaos komunikacyjny. Zwłaszcza - ale to na tych mistrzostwach nie nowina - że zaniechano poinformowania o tych rozwiązaniach wcześniej, na przykład za pośrednictwem rozkładów jazdy. Co przy powrotach ostatnimi pociągami zmuszało grupki kibiców do przymusowego podziemnego joggingu. Nawiasem mówiąc podróże metrem lub kolejką naziemną wiążą się także z innymi emocjami - niemal każdy automat do kupowania biletów prowadzi z klientem grę. W jednym monety z reszty wpadają do środka sprzętu, poza docelową miseczkę, inny przyjmuje tylko karty płatnicze, w dodatku nie akceptując wydawanych przez polskie banki, a trzeci też chce wnieść własną inwencję w plan podróży.
Dodajmy, że podróży, w której imigracyjne problemy stolicy Francji też są widoczne na każdym kroku. Sądząc po kartkach, z jakimi próbują wydobyć pieniądze kobiety z dziećmi na rękach pod większością mostów i na skrzyżowaniach, Syria - gdzie mają rodziny - jest prawdopodobnie jednym z najliczniejszych krajów świata...
Ale wracając pod wieżę Eiffla. Można się tutaj przekonać nie tylko o tym, że efektem ubocznym Euro jest mnóstwo rozbitego szkła i śmieci (sytuację dodatkowo komplikują problemy ze strajkami służb komunalnych), ale także przyjrzeć jak szybko ludzie wyciągają nauki z nowej dla nich rzeczywistości. Telewizyjne obrazki z Marsylii i Lyonu, gdzie stałym elementem były fruwające w powietrzu barowe krzesła i stoliki, sprawiły, że na pięć minut przed końcem ostatniego meczu danego dnia, a więc tuż przed tym, gdy ze strefy kibica wypłynie tłum piłkarskich fanów, na okolicznych ulicach, m.in. na Place Militaire i Avenue de la Bourdonnais rozpoczynają się niezwykłe manewry. Kelnerzy w rekordowym tempie chowają całe wyposażenie ogródków do środka lokalu, niemal wyrywając stoliki i krzesła spod jedzących kolację gości. Dość charakterystyczny jest też trzask zamykanych okiennic i opuszczanych żaluzji w oknach mieszkań, co w kontekście stosunku przeciętnych paryżan do Euro ma niemal symboliczny wymiar.