Kibole Wisły skazani za swoje złodziejskie sprawki
Policjanci od dwóch godzin siedzieli w nieoznakowanym radiowozie i cierpliwie czekali co się zdarzy. Po chwili podjechał golf na limanowskich numerach rejestracyjnych, w którym było dwóch mężczyzn. Kryminalni wymienili uśmiechy, bo już wiedzieli, że ich zasadzka się udała. Zaczekali tylko aż złodzieje włamią się do stojącego w cieniu drzew volkswagena transportera. Tak się też stało.
Podczas zdarzenia w okolicy Ronda Polsadu i ul. Kwartowej wpadli kierowca golfa Michał K. oraz złodzieje Sebastian S. i i Michał K. Z volkswagena transportera ukradli laptop, komputer i walizki z odzieżą. Tego dnia już wcześniej okradli już fiata ducato w innej części miasta.
Ponad 200 zarzutów
Tamtego styczniowego dnia 2016 r. wpadli trzej złodzieje, których prokuratorzy przez wiele miesięcy rozliczyli ich potem z przestępstw i tylko w jednym akcie oskarżenia postawili 231 zarzutów. Także za działanie w gangu, paserstwo, wyłudzenia odszkodowań komunikacyjnych i narkotyki.
Do tej trójki dołączono jeszcze 8 innych osób, które pomagały złodziejom w przestępczym fachu.
Śledztwo zaczęło pączkować, bo policjanci jak po sznurku poszli przestępczym szlakiem zatrzymanych złodziei. Najpierw przeszukano ich miejsca zamieszkania, posesje, garaże, kawalerki i pomieszczenia w pracy.
Wszędzie były „fanty”, czyli przedmioty z włamań do samochodów. Niektóre już w lombardach. Szajka specjalizowała się w okradaniu pojazdów dostawczych, bo tam zwykle był jakiś przewożony towar. Działali w Krakowie, Małopolsce, czasem zapuszczali się na Śląsk. Zabezpieczono też nośniki pamięci i dokumenty, które wskazywały, że panowie mogą też mieć na koncie przestępstwa związane z wyłudzaniem odszkodowań komunikacyjnych za rzekomo skradzione samochody lub podobno biorące udział w kolizjach drogowych.
Na jednej posesji pod Krakowem ujawniono 200 kg pociętego tytoniu wartego 98 tys. zł i maszyny do jego przerabiania. To był kolejny wątek sprawy do sprawdzenia, podobnie jak uprawa marihuany w piwnicy domu.
Grzecznie poproszeni zatrzymani zgodzili się wyjawić skalę przestępczych dokonań. Opowiedzieli choćby o przypadku, gdy jedna pani dała im kluczyki auta męża, by zwędzili ten pojazd.
Widać nie z bardzo lubiła swojego życiowego partnera. Do kradzieży Toyoty Yaris wartej 28 tys. zł faktycznie doszło na ul. Ciepłowniczej.
Wyszło jednak na jaw, że samochód już został cztery miesiące wcześniej sprzedany przez męża, który o tym fakcie nie był łaskaw powiadomić swojej małżonki. Sprawa skończyła się wyrokiem dla mieszkanki Krakowa za podżeganie do przestępstwa.
Przekręt z kawą Jacobs
Innym razem szajka zdecydowała się się na układ z kierowcą TIR-a, który zaproponował śmiałe rozwiązanie, by zdobyć pieniądze z przestępstwa.
W maju 2015 r. kierowca podjechał na parking przy Wąwozowej ciągnikiem siodłowym z naczepą o wartości 140 tys. zł. Cenniejszy był jednak ładunek, czyli 21 ton granulatu kawy Jacobs wyceniany na 344 tys. zł.
Układ z kierowcą był klarowny. Złodzieje dostają kluczyk do samochodu, kradną pojazd ze strzeżonego parkingu, by odsunąć podejrzenie od kierowcy, sprzedają kawę i dzielą się zyskiem w relacji 65 proc ( dla kierowcy) do 35 proc. ( dla złodziei).
Na parkingu przy Wąwozowej zjawił się Michał K., Michał K. i Rafał S. ps. Tyson. Jeden ubrał się tak, by kapturem zasłaniać twarz, twarz krył za okularami. Podszedł jednak do ochroniarza na parkingu, by zagadać i stworzyć pozory, że jest kierowcą i po prostu rusza w trasę. Podrobionym kluczykiem odpalił silnik i wyjechał z parkingu. Dojechał do Kocmyrzowa. Tutaj towar przeładowano do mniejszych dwóch aut i dalej sprawa zajęli się paserzy.
Kierowca zainkasował 120 tys. zł z osiągniętych zysków, trzej złodziej zgarnęli po 18 tys. zł. Ciągnik z naczepą sprawcy spalili, bo nie dało się ich ukryć, jak i sprzedać na części.
Skok na instrumenty
Pół roku po tej kradzieży szajka na ul. Straszewskiego wypatrzyła wypasionego peugeota boxera. Wystarczyło kilka chwil i już samochód został przewieziono do złodziejskiej dziupli.
Na miejscu okazało się, że w środku są instrumenty muzyczne, kolumny, wzmacniacze. Peugeota przerobiono fachowo w warsztacie na fiata ducato, a sprzęt grający trafił do paserów. Jeden z nich potwierdził, że miał w rękach dwie gitary Gibson les Paul, kolumny, zestaw perkusyjny, bębny i talerze warte 39 tys. zł., ale wszystko gdzieś przepadło bez śladu.
Złodzieje nie byli wybredni. Z hondy zaparkowanej na ul. Koletek wzięli gry planszowe, okulary pływackie, kostium kąpielowy i elektryczną szczoteczkę do zębów. Z fiata ducato na ul. Balickiej ukradli sztuczne kwiaty o wartości 40 tys. zł, a z forda galaxy 12 kurtek, 44 swetry, 33 pary spodni i 22 płaszcze damskie. Raz ukradli 350 litrów grzańca galicyjskiego i po 8 kg łososia i wołowiny. To zapewne były zapasy dla krakowskiej restauracji.
Złodziejski łup narciarski
Głośnej w całym kraju kradzieży dopuścili się 28 września 2012 r. w Krakowie.
Tego dnia z parkingu Centrum Handlowego M1 skradziono busa marki Mercedes Vito na słowackich numerach rejestracyjnych.
Okazało się, że w środku pojazdu były narty i sprzęt polskiej i słowackiej kadry narciarzy alpejczyków.
Narty, gogle i kijki m.in. należały do Macieja Bydlińskiego, dziewięciokrotnego mistrza Polski w narciarstwie alpejskim oraz do Mateja Falata, członka słowackiej kadry.
W busie znajdował się sprzęt o łącznej wartości 188 tys. zł, w tym 18 par nart za 100 tys. zł, żelazka do smarowania nart i sprzęt do ich ostrzenia.
Udało się ustalić, że kradzieży dokonali Michał K., Bartłomiej D. i Łukasz S. ps. Dzynek. To wszystko kibole Wisły Kraków.
Jeden z nich kupił wcześniej przez internet zagłuszarkę fal elektromagnetycznych, która pozwalała na otwarcie samochodu bez uruchomienia alarmu. Następnie przekazał ją wspólnikom, żeby wypróbowali, jak działa.
Busa Polskiego Związku Narciarskiego o wartości 36 tys. zł porzucili w Nowej Hucie. Zostawili w nim trzy pary nart i tyczek.
Wcześniej przepakowali resztę rzeczy do innego samochodu i część ukryli w domu pod Krakowem. Następnego dnia z mediów dowiedzieli, co tak naprawdę padło ich łupem.
Byli świadomi, że ciężko im będzie sprzedać specjalistyczne narty.
W sumie udało się im sprzedać 18 par nart za 15 tys. zł. Kupił je oskarżony Jarosław S. choć wiedział, ze pochodzą z kradzieży. Potem je sprzedał drożej kolejnemu paserowi, 29-letniemu Markowi G., który dał za nie 20 tys. zł.
To i tak o wiele taniej od ich prawdziwej wartości. Marek G. sprzedał kolejnej, nieustalonej osobie tylko 7 par nart krótkich. Ich już nie odzyskano, ale reszta kradzionych rzeczy jednak wróciła do alpejczyków Bydlińskiego i Falata.
To m.in. narty, kaski, gogle, kijki, wkładki do butów i ubrania. Wszyscy podejrzani w śledztwie prowadzonym wtedy przez Prokuraturę Apelacyjną w Krakowie przyznali się do winy i rozważali dobrowolne poddanie się karze.
Ostatecznie zdecydowali się na to dwaj paserzy. Marek G. usłyszał wyrok roku więzienia w zawieszeniu na 5 lat, a Jarosław S. roku w zawieszeniu na 3 lata. Złodzieje dostali kary w zawieszeniu.
Wyroki skazujące
Teraz w czerwcu br. zapadły prawomocne wyroki na złodziei i paserów na ich pozostałe przestępstwa.
Wszyscy dobrowolnie poddali się karze i jej wymiar uzgodnili z prokuratorem Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej, który systematycznie rozlicza pseudokibiców Wisły Kraków z ich sprawek.
Najsurowiej potraktowano Michała K., który dostał 4 lata więzienia i musi naprawić wyrządzone szkody finansowe. Trzy i pół roku dostał Michał K., a Sebastian S. 4 lata w zawieszeniu na 8 lat. Czwarty ze złodziei Bartłomiej D. usłyszał trzy i pół roku odsiadki w zawieszeniu na 10 lat.