Kibole kontra policja: To był piękny mecz. Leciały butelki i cegłówki, pachniał gaz
Niektórzy policjanci, którzy do nas trafili, wcześniej byli kibicami. Gdy zobaczyli, jak to wygląda z drugiej strony, przestali już jeździć na mecze - mówią w OPP Katowice. Towarzyszyłem policjantom podczas akcji - pisał reporter DZ Patryk Drabek. Po ostatnich zadymach kibolskich w Poznaniu i Tychach, przypominamy nasz materiał sprzed roku.
Na ch... kłamiecie i piszecie bzdury? Jeb... was - te słowa jednego z uprzejmych kibiców-internautów przypomniały mi się w chwili, gdy tuż po pierwszym gwizdku meczu Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec w moją stronę leciały kamienie, butelki i kostka brukowa. Do tego adrenalina i pieczenie w gardle po gazie pieprzowym, bo wiatr akurat wiał w naszą stronę... Sprawdziłem, jak wygląda służba policjantów z Oddziału Prewencji Policji w Katowicach. Jak jest w miejscach, gdzie przekracza się cienką granicę między kibicem a kibolem, między piłkarskim fanem a stadionowym bandytą. 45 dni - tyle towarzyszyłem policjantom z katowickiego OPP w tak zwanym zabezpieczeniu piłkarskich spotkań, ale też w szkoleniach prowadzonych przez antyterrorystów SPAP w Katowicach.
Kozak kontra policjant. I grill przy topielcu
Kwietniowe popołudnie. Wsiadam do „wózka” (radiowozu) i tuż obok foteli widzę sprzęt PZ (podstawowe zapotrzebowanie). To jedyny pewny punkt akcji. Przygotowanie. Reszta to jedna wielka niewiadoma. Nikt nie zna tu słowa „rutyna”, ponieważ służba w OPP to jak jazda na rollercoasterze i jednocześnie śledzenie dobrego filmu sensacyjnego. Czy policjanci pojadą na poszukiwania zaginionego dziecka, czy na „wahadło” z kibicami? Równie dobrze można spróbować skreślić szóstkę w totka. Minus 20 stopni? A może dla odmiany upał? Bez znaczenia. Do służby.
Gliniarze muszą być przygotowani na każdą ewentualność - także na sytuację, że pojadą na tydzień zabezpieczać manifestację w Warszawie. Na wszelki wypadek więc lepiej zabrać ze sobą szczoteczkę, pastę i bieliznę na zmianę. Bo kto wie. Inni już w „bazie” (teren OPP) dowiadują się, że najbliższe siedem dni spędzą na pomaganiu powodzianom w Kazimierzu. To akurat wodniacy - funkcjonariusze wyspecjalizowani w ratownictwie wodnym, których latem spotkamy przy Pogorii albo Sosinie. Bez charakterystycznych dla OPP mundurów i białych kasków, ponieważ oni mogą akurat pełnić służbę w krótkich spodenkach i białych koszulkach. Grupa, która pełni służbę, liczy od 16 do 20 osób i są to policjanci z kompanii V i kompanii wzmocnienia. Zdarza się, że jeżdżą także na mecze, ale adrenaliny dostarczają im raczej ludzie wypoczywający nad wodą. Pijani kozacy, którzy koniecznie chcą pływać, dzieci bez opieki, topielcy.
- Raz z jeziora Pławniowice wyciągnięto na brzeg zwłoki. Zanim przyjechał karawan, zastawiliśmy je w taki sposób, by nie były widoczne. Reakcja wypoczywających tam ludzi była jednak zaskakująca: pięć metrów dalej rozpalili grilla, podchodzili z piwem i kiełbasą, robili sobie zdjęcia - kręcą głową policjanci.
Łagodnie mówiąc: napięte stosunki
- Odbiór, zgłoś się. - Zgłaszam się. - Gdzie jesteś? - Przed stadionem. - Ok, jedziemy do ciebie. Bez odbioru.
To już korespondencja radiowa, mija trzecia godzina mojej „służby” tego dnia. Dla policjantów piłkarski mecz nie rozpoczyna się w chwili, gdy sędzia zagwiżdże po raz pierwszy. Trzeba „eskortować” kibiców. Albo tych z okolicznych miast, którzy wkraczają na tereny opanowane przez wrogów - fanów przeciwnych drużyn. Albo przyjezdnych spoza regionu, którymi trzeba się zaopiekować praktycznie od granicy województwa.
- Niektórzy policjanci, którzy do nas trafili, wcześniej byli kibicami. Po tym, jak zobaczyli, jak to wygląda z drugiej strony, przestali jeździć na mecze - mówi insp. Rafał Stanek, dowódca Oddziału Prewencji Policji w Katowicach.
A jak wygląda? Oto trzy zapiski ze służby.
* MOP Zastawie - Miejsce Obsługi Podróżnych, czyli po prostu parking przy autostradzie. Niedaleko Jaworzna. Czekamy na przyjazd fanów Sandecji Nowy Sącz. Policyjne wózki zaparkowane przy stacji benzynowej, gdzie mogłoby dojść do tzw. promocji. Oznacza to, że kibole, jadąc na mecz, zatrzymują się po drodze, wchodzą do sklepu i zabierają różne produkty (często te z procentami), nie płacąc za nie.
* Jesteśmy w centrum Katowic. Kibice Ruchu Chorzów z Mysłowic, wracając z meczu, wysiadają z zepsutego tramwaju i krzyczą „Walczyć, trenować, Ruch musi panować!”. Biorąc pod uwagę, łagodnie mówiąc, napięte stosunki pomiędzy fanami chorzowskiej drużyny i GieKSy, to tak jakby włożyć sobie odpaloną petardę w usta albo wejść do klatki z lwem.
* Sosnowiec. Kibice wyjeżdżają na mecz z Górnikiem. W tym gronie jest młody mężczyzna, który nie dość, że chciał bić się z sympatykami... Zagłębia, to jeszcze rzucił w kierunku policjanta: - Ty kur... ch... jeb... Policjanci go zatrzymują. - Panowie, mnie to jeb..., ja w ogóle nie piję - mówi zrozpaczony i wyciąga z kieszeni butelki z alkoholem. Dmucha w alkomat i po chwili widać wynik badania - 2,5 promila. - Pojadę na mecz? - pyta jeszcze z nadzieją w głosie. - Nie, do izby wytrzeźwień - słyszy.
Kominiarka, a w niej: król dzielnicy, student, adwokat, ksiądz
Zgodnie z ustawą, mecze zabezpieczają organizatorzy, a więc kluby. Które jednak często nie radzą sobie z tym obowiązkiem. Policjanci wkraczają do akcji na ich wyraźne żądanie.
Parkujemy więc w okolicach stadionu w Zabrzu, gdy nagle słychać: - Natychmiast na Olimpijską!
Dojechaliśmy, a po chwili w powietrzu latały już kamienie, butelki i kostka brukowa.
Asp. Dariusz Tabas, dowódca plutonu kompanii V: - To tak zwane agresywne działania pseudokibiców. Do większej liczby zdarzeń dochodziło kilka lat wcześniej, a przede wszystkim w latach 90. Teraz jest już pod tym względem spokojniej.
Policjanci dostrzegają, że z roku na rok agresywniejsze są kobiety, które jeżdżą na mecze. Panowie łagodnieją. Ale podkibolskimi kominiarkami kryją się przeróżni ludzie. Nie tylko król dzielnicy w swojej „beemie” i nie tylko jego kompan z familoka obok. W tym gronie są też prezesi firm, adwokaci, uzdolnieni studenci, a nawet księża.
Funkcjonariusze mogą zapomnieć o wolnej sobocie i niedzieli. Rekord dowódcy plutonu w IV kompanii, podkomisarza Kazimierza Barbachowskiego, to 18 weekendów z rzędu na służbie. Najczęściej wspominana akcja to wydarzenia z 2004 roku i mecz Ruchu Chorzów z ŁKS-em Łódź, gdy rannych zostało kilkudziesięciu policjantów. Niektórzy z nich tak poważnie, że musieli odejść ze służby. - Przez dwie godziny biegałem ze złamaną nogą. Dowiedziałem się o tym w szpitalu - mówi jeden z policjantów, który brał udział w tej akcji. - To forma agresji zbiorowej, a niebezpieczeństwo jest takie, że pseudokibice są obecnie kojarzeni z patriotycznymi ruchami. Tymczasem kiedy głoszą hasła typu „Śmierć wrogom Ojczyzny”, to jest to zaprzeczenie jakichkolwiek zasad chrześcijańskich i obywatelskich. Z drugiej strony, to forma mobilizacji politycznej, co jest dodatkowo nakręcane przez różne grupy interesów - uważa socjolog, prof. UŚ dr hab. Adam Bartoszek. Profesor podkreśla, że właśnie grupy pseudokibiców - pod pozorem miłości do klubów - organizują różnego rodzaju nieformalne sieci powiązań, angażując się także w działalność blisko piłki nożnej, np. sprzedaż gadżetów. Kluby sobie z tym nie radzą, a politycy pozorują, że te ruchy są kontrolowane. - Takie grupy stanowią ważny elektorat dla prezydentów i burmistrzów. Trzeba to ocenić jako przejawy patologii więzi instytucjonalnych i społecznych w zakresie sportu - podkreśla prof. Bartoszek.
Szerokim strumieniem płyną pieniądze przeznaczane na zabezpieczanie piłkarskich spotkań. Rozgrywany w Zabrzu mecz Górnika i Zagłębia Sosnowiec kosztował niemal 100 tysięcy złotych. Podkreślmy: tyle pochłonęło jedno spotkanie podwyższonego ryzyka. Spotkania Ruchu i Piasta oraz Górnika i GieKSy zabezpieczało w sumie ponad 600 policjantów. Zamknięto też DTŚ - to także koszt. - Musimy być przygotowani na wszystko, ale może zdarzyć się tak, że będzie spokojnie - mówił mi asp. szt. Jacek Odias, obecny dowódca kompanii V.
To tak zwana subkultura antysystemowa
Artur Dubiel z Europejskiego Instytutu Bezpieczeństwa podkreśla, że pseudokibice to subkultura antysystemowa o podłożu patologicznym, i to działająca z otwartą przyłbicą. Zwraca uwagę na hierarchię, w której możemy wyróżnić dwie kasty. Niższa to typowe bojówki, poprzez które sprawdza się osoby pod kątem przydatności do poważniejszych „robót”, związanych m.in. z przestępczością narkotykową czy też czerpaniem korzyści z prostytucji. Zdecydowanie węższa i zamknięta wyższa kasta to osoby, które kierują i nadzorują cały proceder.
Artur Dubiel zauważa, że rozwój chuligaństwa w Polsce oraz struktura grup odpowiada temu, co wcześniej działo się na Wyspach Brytyjskich. Mamy tu procesy społeczne. - Możemy mówić o przestępczości zorganizowanej, przynoszącej niemałe zyski, oraz tej typowo chuligańskiej, często niosącej prawdziwe zagrożenie, także dla postronnych osób. Tymczasem sankcje najczęściej są symboliczne i nieadekwatne do zagrożenia - podkreśla ekspert z EIB.
Problem chuliganów wykracza już daleko poza obiekty sportowe. Przykładów przybywa. Próba konfrontacji przed katowickim Spodkiem, atak na społeczność romską w Zabrzu, napad na budynek klubowy GKS-u Katowice, blokada DTŚ w samym centrum stolicy Górnego Śląska...
- Wszędzie tam, gdzie jest popełniane przestępstwo, wkracza policja i prokuratura. Są przepisy kodeksu karnego. Mamy zakazy stadionowe i w moim przekonaniu policja oraz prokuratura działają dobrze - mówi wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik.
Problem jednak w tym, że za zaatakowanie policjanta często grozi jedynie dozór policyjny. A zakazy stadionowe? - Niektórym to nie przeszkadza. Są kibole, którzy jadą przez pół Polski nie po to, by wejść na stadion i kibicować, ale po to, by zrobić zadymę. Po wszystkim nie znają nawet wyniku meczu - mówią policjanci. Dla pseudokibiców piłkarskie spotkanie to tylko pretekst. W pociągach specjalnych, opłacanych przez kibiców, potrafią zrobić grilla, wypić hektolitry piwa i zaprosić do przedziału prostytutki. W kulminacyjnym punkcie wyjazdu terroryzują maszynistę, wybiegają w kominiarkach na peron i demolują dworzec. Mieszkańcy Zabrza, którzy następnego dnia czekali na pociąg, wiedzą o tym doskonale.
- W Wielkiej Brytanii poradzono sobie z częścią problemów poprzez nieuchronność, surowość i uciążliwość kar. To jest klucz do sukcesu - uważa Artur Dubiel. - Policjanci zwalczający przestępczość pseudokibiców mogą sobie wypruwać żyły, narażać zdrowie oraz życie, ale i tak nie załatwi to problemu. Brakuje rozwiązań systemowych, które trzeba jak najszybciej wprowadzić. Pytanie, czy wszystkim jednak na tym zależy... - podsumowuje Artur Dubiel.
Siekiery w lesie? To „grzybiarze”
Kilka dni później dowiedziałem się o ustawce w lesie w Zabrzu. Na wyposażeniu kiboli były m.in. siekiery, noże i pałki teleskopowe. Mogła polać się krew. Podczas kilku akcji nie dostałem kamieniem w głowę, ale nawet w takiej sytuacji byłoby mi trudno uwierzyć w tłumaczenia uczestników: - Panie władzo, przyjechaliśmy tylko na grzyby...