Kibice szaleją, komendant traci posadę
Chuligani przestali walczyć ze sobą na stadionach. Teraz walki toczą na autostradach. Mimo zaostrzonego prawa nadal bawią się w kotka i myszkę z policją. Zakładnikami tej sytuacji coraz częściej zostają zwykli ludzie, którzy stoją godzinami w gigantycznych korkach. Czy istnieje sposób na całkowite wyeliminowanie chuligaństwa kibiców z przestrzeni publicznej?
Dariusz Walichnowski, zastępca komendanta wojewódzkiego policji ds. prewencji, stracił w czwartek (10 sierpnia) stanowisko. Decyzja o jego odwołaniu zapadała po południu, na spotkaniu wiceministra MSWiA, Jarosława Zielińskiego z komendantem głównym i komendantem wojewódzkim policji w Łodzi.
- Negatywnie oceniono sytuację, która umożliwiła konfrontację antagonistycznych grup pseudokibiców - czytamy w komunikacie, wydanym przez łódzką komendę wojewódzką.
Chodzi o sobotnią bójkę chuliganów na autostradzie A1, koło Kutna. Starły się tam dwie, rywalizujące ze sobą grupy kibiców, interweniowała policja, a na A1 utworzyły się gigantyczne korki. Jarosław Zieliński, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, już we wtorek twierdził, że policjanci mogli zapobiec całej sytuacji.
- Uważam, że policja powinna była postąpić tak, aby nie doszło do spotkania tych dwóch grup i było to możliwe - powiedział wiceminister w telewizji Polsat News. - Wydaje mi się, że w tym miejscu był błąd policjantów; oni pilotowali jedną grupę i drugą. W mojej opinii nie powinni byli dopuścić do tego, żeby te dwie grupy się spotkały. Pewnie to było dosyć trudne, ale moim zdaniem, możliwe.
Co się wydarzyło pod Kutnem?
Sobota, godz. 10. Na Miejsce Obsługi Podróżnych Krzyżanów, na autostradzie A1, wjeżdżają dwa autokary z kibicami. To fani Stali Stalowa Wola jadący do Stargardu Szczecińskiego na mecz z tamtejszymi Błękitnymi. Autobusy eskortowane są przez policjantów. Kilka minut później dzieje się coś, co nie powinno się wydarzyć. Na MOP Krzyżanów próbuje wjechać sześć innych autokarów. A w nich kibice Górnika Zabrze. Zabrzanie podróżują do Gdańska, na mecz z Lechią.
- Policjanci udaremnili wjazd na teren MOP sześciu autokarom z kibicami z Zabrza - relacjonuje przebieg wydarzeń nadkom. Adam Kolasa, z łódzkiej Komendy Wojewódzkiej Policji. - Mimo tych działań autokary ze Śląska zatrzymały się w miejscu niedozwolonym, blokując przejazd autostradą.
Z autokarów wyskoczyli pasażerowie. Kibice Stali i Górnika nie darzą się sympatią, więc nic dziwnego, że w końcu doszło do bijatyki. Policjanci ruszyli do akcji. Padły strzały z broni gładkolufowej. Walczące grupy kibiców rozdzieliły się. - Jedna z grup wsiadła do autokarów a druga pozostała do dyspozycji funkcjonariuszy - informuje nadkom. Kolasa. - Podczas tych działań kibice rzucali w policjantów kamieniami i butelkami.
Bilans całej akcji: trzy osoby lekko ranne. Choć bijatyka i interwencja policji trwały zaledwie kilka minut, utrudnienia na autostradzie ciągnęły się znacznie dłużej. Po opanowaniu sytuacji, przez kilka godzin policjanci spisywali dane wszystkich uczestników zdarzenia oraz świadków. Kierowcy, rodziny z dziećmi w drodze na wakacje, utknęli w gigantycznych korkach, zastanawiając się nad tym, czy policja zrobiła wszystko, co mogła, żeby uniknąć takiej sytuacji.
Policja wiedziała i...
Sobotni przejazd kibiców autostradą A1 nie był zaskoczeniem dla policji, bo każdy zorganizowany wyjazd kibiców na mecz, będący imprezą masową, musi być według przepisów zgłoszony odpowiednim służbom. Przewoźnik organizujący taki wyjazd otrzymuje specjalną kartę rejestracyjną, w której określa szczegółowy harmonogram przejazdu. Tak było i w tym przypadku. Do spotkania między grupami kibiców doszło jednak w trakcie niezaplanowanego postoju zwolenników Stali na MOP Krzyżanów. Czy można było tego uniknąć? Policjanci twierdzą, że w sobotę zrobili tyle, ile mogli.
- Brak jest przepisów zakazujących przewoźnikom realizującym publiczny transport zbiorowy zmiany trasy przejazdu. Nigdy nie można wykluczyć, że plan nie ulegnie zmianie - wyjaśnia nadkom. Kolasa. I dodaje, że trasa może się zmienić np. z powodu wypadku lub innych nagłych okoliczności. - Zmiana trasy i ewentualne postoje mogą też zostać określone przewoźnikowi przez osoby, które wynajęły autokary - dodaje policjant.
Tyle przepisy. Nieoficjalnie od funkcjonariuszy można usłyszeć, że dopóki grupy kibiców nie łamią prawa, wszelkie działania wobec nich traktowane są jako prowokacje i doprowadzają do eskalacji agresji.
- To wolny kraj, a kibice podróżują po nim jako wolni obywatele - mówią policjanci.
A1 i A4 - ulubione autostrady
Bijatyka na A1 to nie jedyny przypadek tego rodzaju w ostatnim czasie. W maju przy tej samej autostradzie pseudokibice Widzewa zaczaili się na fanów ŁKS podróżujących na mecz do Lublina. Na szczęście policjantom udało się zapobiec bójce. Miesiąc wcześniej, w okolicach Krakowa, do starcia na autostradzie miało dojść między kibolami Wisły Kraków i Lecha Poznań. W lutym na autostradzie A4 grupa pseudokibiców Ruchu Chorzów i krakowskiej Wisły zorganizowała sobie ustawkę z fanami Legii Warszawa i Zagłębia Sosnowiec. Walki kibiców coraz częściej przenoszą się ze stadionów w przestrzeń publiczną i stwarzają zagrożenie dla zwykłych ludzi, najczęściej skazując kierowców na stanie w gigantycznych korkach. Obserwacje te potwierdza dr Radosław Kossakowski, socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego, który w swojej pracy naukowej poświęcił się studiowaniu środowiska pseudokibiców.
- Akty chuligaństwa praktycznie wyrugowano ze stadionów w Polsce - zauważa socjolog. - Dzięki monitoringowi i znacznemu zaostrzeniu prawa chuliganom nie opłaca się już wszczynać burd na stadionie, bo konsekwencje są bardzo poważne. Poza tym policja też odrobiła lekcję i doskonale wie, jak należy usadowić kibiców, jak wpuszczać ich na stadiony, żeby się na siebie nie natknęli. Chuliganom pozostają już tylko takie furtki, jak wydarzenia na autostradzie A1. To jedyne momenty, kiedy można jeszcze pobić się z przeciwnikiem.
A co z postronnymi ludźmi, którzy są narażeni na skutki ustawek.
- Kibice unikają okoliczności, w których ucierpieć może ktoś postronny - mówi dr Kossakowski. - Natomiast w takiej sytuacji, kiedy jak na MOP-ie jest to jedyna możliwość walki, fakt, że zrobią się korki, nie stanowi elementu kalkulacji. Nie wciąga się do bójki postronnych osób, ale takie kwestie, jak utrudnienia w ruchu ulicznym czy straty mienia publicznego - są wpisane w koszty.
Bijatyka dobrze zorganizowana
Zorganizowanie bijatyki w dzisiejszych warunkach stanowi dla pseudokibiców spore wyzwanie.
- Z rozmów z kibicami wiem, że w wielu grupach są osoby, które zajmują się logistyką: np. sprawdzają, gdzie dana grupa rywali w danym momencie jedzie i w jaki sposób będzie podróżowała - mówi Radosław Kossakowski. - Ktoś sprawdza, jaka jest trasa, są również gońcy, którzy jeżdżą po drogach i szukają kibiców. Gdy natkną się na nich, dają telefoniczny cynk kolegom i wtedy następuje szybka akcja. To jest wręcz rodzaj partyzantki.
Czy wobec takiej determinacji służby dysponują odpowiednimi środkami, by całkowicie wyeliminować przypadki chuligaństwa z przestrzeni publicznej?
- Mamy bardzo restrykcyjną ustawę, jedną z najostrzejszych w Europie, mamy skuteczną policję. Są komórki w policji infiltrujące środowisko kibicowskie... - wylicza socjolog. - Ale podczas II wojny światowej Niemcy też inwigilowali partyzantów czy podziemie, a jednak te struktury skutecznie funkcjonowały. Kot pilnuje, ale myszy zawsze zrobią swoje.
Podobnego zdania jest Tomasz Wołek, publicysta i znawca piłki nożnej.
- Chuligaństwo przynależy do ciemnych stron natury ludzkiej - mówi. - Tak jak pomimo wszelkich podejmowanych działań nie znikną takie zjawiska, jak złodziejstwo, oszustwo, kłamstwo, kradzieże czy morderstwa. Tak samo jest z chuligaństwem. Pozostaje tylko kwestia, na ile można te zjawiska ujarzmić.
Według Tomasza Wołka w Polsce problem leży nie tylko w skłonnościach ludzkiej natury.
- Przeciwdziałanie takim ekscesom jest możliwe tylko wówczas, kiedy działania policji i innych służb cieszyć się będą poparciem polityków - zaznacza. - A w Polsce kibole cieszą się sympatią i otrzymują rodzaj przyzwolenia ze strony rządzących, w tym przypadku polityków PiS, którzy nie ukrywają, że traktują ich jako patriotyczną quasi-bojówkę. Kibole uważają się za prawdziwych patriotów: święcą Powstanie Warszawskie czy oddają hołd żołnierzom wyklętym, tylko że w moim odczuciu nie jest to patriotyzm, lecz czysta demagogia.
Być może jednak istnieje szansa na rozwiązanie problemu. Widzi ją dr Kossakowski.
- Restrykcyjne prawo to nie wszystko - zauważa. - Moim zdaniem ważniejszy jest element dużo mniej popularny politycznie. Należy kształtować pewne postawy, próbować porozmawiać z kibicami, jest np. ciekawy program „Kibice razem”, który ma według mnie szansę coś zmienić. Ale na to potrzeba wielu lat, a żaden polityk raczej nie będzie tyle czekał.