Kawałek Chełmna za Wisłą
Okolice ulicy Powiśle w Chełmno, zwłaszcza na lewym brzegu rzeki, wciąż zachwycają.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu na 807 kilometrze Wisły funkcjonował prom. Dziś, by się dostać na lewobrzeżną część ulicy Powiśle w Chełmnie trzeba skorzystać z pobliskiego mostu na drodze krajowej. Po przeprawie promowej pozostały już tylko betonowe umocnienia po obu stronach królowej polskich rzek. Takich pamiątek dawnej świetności niewielkiego i jedynego skrawka Chełmna położonego za rzeką, jest tam wiele. Port rzeczny, malownicze pozostałości po stoczniach remontowych przyciągają w to miejsce równie niezwykłych ludzi, którzy dostrzegają wielką urodę tego miejsca, a oczami wyobraźni widzą, czym Powiśle mogłoby być w przyszłości.
To tam naukowcy Aleksandra i Rafał Kleśta-Nawroccy przez ostatnie trzy lata realizowali projekt „Podmoście”. Bazą tego przedsięwzięcia jest zabytkowy dom, który kiedyś służył za schronienie dla załóg lodołamaczy pracujących na Wiśle. - Naszym głównym celem są działania dokumentujące kulturę oraz dziedzictwo materialne i niematerialne tego regionu, dla którego rzeka Wisła miała niegdyś i pewnie mieć będzie w przyszłości ogromne znaczenie - tłumaczy Rafał Kleśta-Nawrocki. - To miejsce posiada nie tylko urok, ale też potencjał, którego nie wolno zmarnować - podkreśla etnolog.
„Podmoście” stanowi bazę edukacyjną działającą w strukturze Zespołu Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego.
Przy ulicy Powiśle swój oddział ma wciąż Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku. Jego pracownicy czuwają nad stanem rzeki, wytyczają drewnianymi tyczkami płycizny niebezpieczne dla żeglugi. Działa też firma zajmująca się wydobywaniem żwiru z dna rzeki.
- To nie jest kopalnia złota, ale pozwala żyć - mówi Krzysztof Nering, właściciel i szef firmy „Nurt”. - Wydobywanie tego surowca z rzeki jest dużo droższe niż w odkrywkowych kopalniach - tłumaczy pan Krzysztof. - Każdą tonę żwiru musimy przynajmniej trzy razy przemieścić. A to kosztuje. Najpierw kruszywo trzeba wydobyć z dna rzeki, dowieźć do brzegu, wyładować na plac a później znowu zapakować na ciężarówkę - wyjaśnia Krzysztof Nering. - Na Wiśle pracuję już ponad 45 lat, znam tę rzekę jak własną kieszeń - mówi. - Mój ojciec był rybakiem, więc od dzieciństwa jestem związany z królową polskich rzek. Teraz wystarczy, że spojrzę na lustro wody i wiem, jakiego żwiru można się spodziewać kilka metrów niżej, na dnie - zapewnia Krzysztof Nering.
Autor: Marek Wojciekiewicz