Katarzyna Sztop-Rutkowska o potrzebie budowania samoświadomości kobiet
Nadal żyjemy w patriarchacie. I musimy się zastanowić, czy zmieniać prawo, czy poczekać, aż zmieni się świadomość - mówi socjolożka Katarzyna Sztop-Rutkowska.
Zatańczyła wczoraj Pani przeciwko przemocy wobec kobiet. W projekcie One Billion Rising , czyli Nazywam się Miliard, też chce Pan wziąć udział 14 lutego - wtedy, kiedy odbywa się on na całym świecie.
Katarzyna Sztop-Rutkowska, socjolożka: To kwestia myślenia w kategoriach solidarności kobiet. A dla mnie ta akcja, która mówi o przemocy, o gwałtach, o tym, że to cały czas jest tabu, że kobiety boją się o tym mówić - buduje właśnie solidarność między kobietami. Kobietami, które mogą oczywiście mieć bardzo różne poglądy, ale z racji tego, że są kobietami, to są w takiej, a nie innej pozycji społecznej. I bardzo często jest to pozycja w jakiś tam sposób związana z dyskryminacją albo czasami też nawet z przemocą - nawet przemocą fizyczną.
Od lat zastanawiam się , jak to jest, że w XXI wieku kobiety cały czas muszą o siebie walczyć, przypominać, że są równe, że mają prawa... Że istnieją!
No przyznam, że ostatnio też mi to ciągle chodzi po głowie. Że to niesamowite, minęło ponad sto lat odkąd sufrażystki walczyły o prawa wyborcze dla kobiet, ale jednak cały czas musimy mówić bardzo głośno o swoich prawach. I to wszędzie. Chociażby w Stanach Zjednoczonych jest teraz - może nie rewolucja społeczna - ale znów jest taki bardzo ruch społeczny wokół bycia kobietą. I wydaje mi się, że znów bardzo często jest tak, że same kobiety nie do końca są świadome swoich kompetencji, które na pewno posiadają, swojej wiedzy. Na przykład w Polsce kobiety są lepiej wykształcone niż mężczyźni. Ale i tak cały czas pokutuje w nas takie poczucie, że nie jesteśmy wystarczająco dobre.
To nasza wina, że tak jest?
My jednak cały czas żyjemy w kulturze patriarchalnej. Większość pozycji, które są związane z władzą - zarówno finansową, jak i polityczną czy związaną z prestiżem jest zajmowana przez mężczyzn. Oczywiście możemy się zastanawiać czy na przykład zmieniać to w sposób prawny, jak chociażby przez kwoty w parlamencie, czy czekać na zmiany świadomości. Wydaje mi się, że zmiana świadomości to bardzo długa droga. No i dlatego my, po stu latach, musimy cały czas głośno mówić o takich rzeczach, że jeśli tobie, kobieto, dzieje się krzywda, to masz prawo zgłosić to na policji. A policjant ma obowiązek w atmosferze szacunku i nie potępiając - bo to też częsty problem - przyjąć takie zgłoszenie i rozpocząć postępowanie.
No właśnie, ta akcja Nazywam się Miliard nie dotyczy nawet dyskryminacji, ale po prostu - krzywdzenia kobiet. W tym roku nagłaśniany ma być problem gwałtu na randce.
To niesamowite, że nadal większość kobiet nie zgłasza gwałtów. I jak mówią statystyki - większość kobiet zgwałcona jest przez mężczyzn z najbliższego otoczenia. Czyli jest to trochę taki temat tabu. Warto mówić o tym, żeby kobiety budowały w sobie świadomość, że nikt nie ma prawa dotykać ich, kiedy mówią nie.
Myśli Pani, że takie akcje mogą coś zmienić?
Myślę, że są w stanie zmienić świadomość. Ja zdaję sobie sprawę, że samo to wydarzenie to jest pewien symbol. I na pewno nie możemy do tego tylko się ograniczać. Ja nawet chciałam zrobić coś praktycznego, czyli listę miejsc, gdzie może zgłosić się kobieta, kiedy dotyka ją przemoc. Wcale to nie było takie proste. Na początku, gdy zapytałam znajomych, była konsternacja: chyba nie ma takich miejsc. Potem się znalazły: ale takie, które wcale dla mnie nie były oczywiste. Ważne, by je znać.
Gdzie zatańczycie w walentynki?
O godzinie 18 w galerii Alfa. Każda kobieta może przyjść. Chodzi o to, by było nas jak najwięcej.