Karetki będą jeździć bez lekarzy!?
Szykuje się rewolucja w ratownictwie medycznym. Ministerstwo Zdrowia przygotowuje zmiany, które mają być stopniowo wprowadzane przez następnych kilka lat. Czy to zmiany na dobre? Zdania są podzielone, przeważa obawa.
Najwięcej emocji budzi pomysł zrezygnowania z zespołów, w których razem z ratownikami jeździ lekarz.
Dziś sytuacja wygląda tak: w całej Polsce działają podstawowe i specjalistyczne zespoły ratownictwa medycznego. W tych pierwszych musi być co najmniej dwóch ratowników. W tych drugich dwóch ratowników i jeden lekarz. Zazwyczaj ekip specjalistycznych jest mniej niż podstawowych (dla przykładu: w Krakowskim Pogotowiu Ratunkowym jest ich 9, podczas gdy tych paramedycznych mamy aż 23). Są wysyłane do bardziej skomplikowanych zgłoszeń - takich, w których zagrożone jest życie pacjenta. Lekarz musi być też obecny przy stwierdzaniu zgonu.
Taki system wprowadzono dziesięć lat temu - przedtem we wszystkich karetkach jeździli lekarze. Co zatem się zmieni?
Według projektu nowelizacji ustawy, nie będzie już zespołów składających się z dwóch ratowników. W karetce będą jeździły zawsze trzy osoby - jednak będzie to trzech ratowników albo dwóch ratowników i specjalnie wyszkolona pielęgniarka. Tą trzecią osobą nie będzie już lekarz. Zespoły specjalistyczne mają być całkowicie zlikwidowane.
Resort zapewnia jednocześnie, że ratownicy będą mieli całodobowy dostęp do e-konsultanta, który telefonicznie lub przez internet może pomóc w trudniejszych przypadkach.
Ratownicy są gotowi
Z takiego pomysłu cieszą się sami ratownicy.
- Unikniemy komplikacji, które często pojawiały się już na poziomie dyspozytora. On decyduje, kiedy wysłać karetkę podstawową, a kiedy specjalistyczną. Ale zdarzało się, że zespół podstawowy musiał z miejsca wzywać ekipę z lekarzem, żeby ten potwierdził zgon. To znacząco wydłużało pracę - mówi ratownik z Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego Adrian Stanisz.
Wtóruje mu Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego. - Po pierwsze, trzeba przyznać, że system, jaki mamy teraz, radzi sobie dobrze. Jednak na rynku panuje deficyt lekarzy medycyny ratunkowej. Dysponenci nie są w stanie często obsadzić karetek lekarzami. Dlatego pomysł, że w karetce będą trzy przeszkolone osoby, które mogą wątpliwości konsultować ze specjalistą, jest korzystny - szczególnie że lekarze z karetek przejdą na SOR-y. Podkreślmy też, że takie rozwiązanie jest oszczędne - dziś około 25 procent stawki przeznaczonej na zespół idzie dla lekarza - tłumaczy. Dodaje, że bezpieczeństwo pacjentów nie jest zagrożone. - Ratownicy muszą skończyć studia, zdać Państwowy Egzamin z Ratownictwa Medycznego, potem odbyć półroczny staż. Są świetnie przygotowani - podkreśla.
Zmiana na minus
Odmiennego zdania jest wojewódzki konsultant ds. medycyny ratunkowej, prof. Leszek Brongel.
- Zmiany są potrzebne, ale takie, które dotyczą wyboru zespołu wysyłanego do każdego przypadku. Kiedy wysłać lekarza, a kiedy nie. Ratownicy, owszem, są świetnie przygotowani do działania, ale nie mają możliwości leczenia i np. przepisywania leków! - tłumaczy. - Jeśli ta zmiana zostanie wprowadzona, będzie trzeba wymusić na lekarzach pierwszego kontaktu, żeby przychodzili na częste wizyty domowe. A to jest raczej niemożliwe. Żeby nie zaszkodzić pacjentom, trzeba te zmiany szeroko przedyskutować - także z lekarzami POZ - mówi. Dodaje również , że po likwidacji specjalistycznych zespołów, więcej osób będzie trafiało na SOR-y - żeby mieć możliwość konsultacji lekarskich. A to oznacza jeszcze dłuższe kolejki na tych oddziałach .
Na razie projekt trafił pod konsultacje społeczne, które potrwają do połowy listopada. Zespoły specjalistyczne mają być wygaszane od przyszłego roku.
Całkowicie mają zniknąć 1 stycznia 2020 roku.